Zwolennicy prohibicji liczyli na to, że jej wprowadzenie wyeliminuje wszelkie plagi społeczne, ograniczy nie tylko alkoholizm, ale i przemoc domową oraz zapewni domową szczęśliwość. I jakże sie mylili. Powodów, dla których prohibicja nie mogła przynieść zamierzonych efektów było zbyt dużo.
Szanse na akceptację i motywy zakazu
Po pierwsze stało się tak dlatego, że trudno przyzwyczaić ludzi do nowego prawa, które nigdy wcześniej nie miało miejsca. Po drugie, Volstead Act uznawał za alkohol każdą substancję zawierającą powyżej pół procenta alkoholu. Oznaczało to, że nie tylko mężczyźni pijący whiskey, ale i dziecko jedzące cukierka z alkoholowym nadzieniem czy starsza kobieta spożywająca deser z niewielką ilością alkoholu łamała prawo. W momencie głosowania nad prohibicją, czyli przed ustanowieniem Volstead Act wielu ludzi myślało, że picie piwa w ogóle jej nie uwzględnia. Do tego należy dorzucić fakt, że masy ludzi naprawdę uważało, że potrzebują alkoholu i nie widziały w nim czegoś z gruntu złego. Wielu imigrantów, katolików i żydów trudno było przekonać, że alkohol jest zły, skoro był normalnym napojem w czasach biblijnych. Dla Amerykanów alkohol był od zawsze zwykłą substancją, bo nie tylko Pielgrzymi przywieźli dużo więcej piwa i wina niż wody, ale i Ojcowie Założyciele regularnie sobie popijali. Przy takim traktowaniu „zakazanego owocu” trudno oczekiwać, że prawo byłoby przestrzegane. Co więcej bary były miejscem, gdzie odbierało się pocztę, organizowało różne spotkania społeczne, np. przyjęcia po chrzcinach. To była istotna część życia imigrantów. I tu dochodzimy do motywów środowiska antyalkoholowego. Na powodzenie akceptacji danego prawa wpływają również pobudki jego zwolenników. Oczywiście wielu zwolenników prohibicji chciało szczerze ulepszyć społeczeństwo i życie rodzinne, co było moralnie słuszne. Jednak- jak pisze Karen Blumenthal w “Bootleg. Murder, Moonshine, and the Lawless Years of Prohibition”- część z nich była skażona ksenofobicznie, gdyż bary i browary kojarzyły im się z pijaństwem mas imigrantów, a ich właściciele z Niemcami. Wśród zwolenników prohibicji był zresztą Ku Klux Klan. Ważne jest, czy zwolennicy danego prawa mają motywy moralnie podejrzane, czy nie. Jeśli tak, to strona ta może spodziewać się niepowodzenia, choćby dlatego, że wcześniej czy później wyjdą one na światło dzienne.
Wyjątki i sprytna reklama
Ponadto tym bardziej nie przyniesie powodzenia prawo, które przewiduje wyjątki. Picie i domowa produkcja wina nie była zabroniona. Produkcja alkoholu do celów przemysłowych także była legalna. Lekarze mogli np. przepisać whiskey w celach leczniczych, co zresztą czynili za pewną opłatą - jak pisze Blumenthal. Okrent za to pisze, że wyjątki te obejmowały również religijne użycie alkoholu przez żydów i katolików. W praktyce skutkowało to tym, że ludzie naciągali prawo- np. brodaci stateczni mężczyźni (w tym niemało Murzynów) w czerni skutecznie udawali rabinów i mogli legalnie uzyskać alkohol. Aby utrzymać certyfikat od rabina, wielu zapisywało się do synagogi tylko po to, aby móc się napić. Do tego dochodził problem ze sprytną reklamą alkoholu. Jak pisze Blumenthal, na butelkach koncentratu winogronowego sprzedawcy umieszczali informację: „Uwaga: po dodaniu zawartości tego koncentratu do 5 galonów wody, 5 funtów cukru, itd. powstaje napój odurzający, który jest nielegalny w Stanach Zjednoczonych”, będącą de facto instrukcją robienia wina.
Brak pieniędzy na egzekucję prawa
Następnym powodem ograniczonej skuteczności prohibicji, o którym rzadko się mówi jest fakt, że prawo federalne nie mogło być egzekwowane na poziomie stanów z powodu braku przeznaczonych na ten cel funduszy. A kiedy nadszedł w roku 1929 Wielki Kryzys było ich zresztą jeszcze mniej. Rząd federalny domagał się jego egzekucji od stanów, a stany liczyły, że skoro to prawo federalne, powinno być one finansowane na tym właśnie szczeblu. Początkowo Prohibition Bureau (Biuro ds. Zwalczania Prohibicji), będące częścią Departamentu Skarbu, miało do swojej dyspozycji tylko 1500 agentów na cały kraj do ścigania łamania tego prawa. Nie byli oni dobrze opłacani, tym samym stali się łatwo podatni na korupcję. Ściganie alkoholowych przestępstw było ogromnie kosztowne z powodu powszechności zjawiska, dlatego właśnie krótko po ogłoszeniu prawa niektóre stany (np. New Jersey i Washington) od razu odmówiły jego egzekucji powołując się na brak pieniędzy, a dwa w ogóle go nie ratyfikowały (Connecticut i Rhode Island).
Korupcja i brak poparcia
Prohibicja pociągnęła za sobą rozwój sieci przestępstw zorganizowanych na dużą skale. Wszyscy znamy filmowe wojny o tereny dystrybucji, czy potyczki mafijnych gangów alkoholowych rozgrywane przy pomocy karabinów maszynowych. Ale to nie wszystko. Gwardia przybrzeżna nie miała floty do wyłapywania przemytników z Kanady i z Karaibów. Do tego ławy przysięgłych niechętnie skazywały łamiących prawo z powodu przepełnionych więzień. W Nowym Jorku było rocznie 50 tys. spraw związanych z łamaniem prohibicji. Powszechna korupcja miała miejsce wśród policji. Jak pisze Okrent, 60% policjantów Chicago było powiązanych z biznesem alkoholowym. Pomimo tego, z prohibicją dawało się walczyć. Takim przykładem były akcje dwóch aktorów wodewilowych Isadore’a Einsteina i Moe Smitha pracujących dla Biura ds Zwalczania Prohibicji w Nowym Jorku, którym tak naprawdę prohibicja była obojętna. Pierwszy z nich był poliglotą (mówił również po polsku), co znacznie pomagało mu w pracy, w której wielokrotnie pojawiali się bez broni, ale za to w przebraniach. W pięć lat udało im się dokonać prawie 5 tys. aresztowań, z czego 95% doprowadziło do skazania. Kolejnym spektakularnym przykładem była Mable Willebrandt (nauczana domowo do 13 lat) z biura prokuratora generalnego, która na pewno nie była zwolenniczką prohibicji, jednak potrafiła agresywnie egzekwować to prawo. Wyczyściła Departament Sprawiedliwości z tych, którzy nie chcieli egzekwować prohibicji, wyrzucając przy tym również skorumpowanych prawników i łapiąc głównych przemytników. Warto wspomnieć, że nie miała wsparcia ani w Departamencie Skarbu, w skład którego wchodziło Biuro ds Zwalczania Prohibicji, ani wśród polityków. W takich okolicznościach nie było szans na egzekucję prawa.
Całkowity brak elastyczności
Jak dowiadujemy się z filmu „Prohibition” gwoździem do trumny ruchu trzeźwościowego był zupełny brak elastyczności. Z czasem prawo stawało się jeszcze bardziej restrykcyjne (wprowadzono np. nakaz donoszenia na sąsiadów zajmujących się domową produkcją alkoholu, czy podwyższono wysokość grzywien i kar). Ruch Suchych nie chciał żadnych poluźnień w Volstead Act, gdyż wierzył, że potrzebna jest wyłącznie silniejsza egzekucja. W czasach Wielkiego Kryzysu hasła podniesienia wydatków rządowych, aby ją zrealizować, stawały się jednak coraz bardziej niepopularne. Władza potrzebowała coraz więcej pieniędzy z podatków na organizowanie pomocy dla ludzi bezrobotnych. Poza tym, liczyła również, że legalizacja alkoholu przyniesie nowe miejsca pracy, a do tego kolejne wpływy z jego opodatkowania. Do tego zwolennicy prohibicji nie wierzyli również, że kiedykolwiek ta poprawka do Konstytucji zostanie zniesiona, skoro z doświadczenia historii wiedzieli, że nigdy przedtem to się nie stało. Ta zbytnia pewność siebie i brak realnego spojrzenia na prawo ostatecznie ich zgubił. Po ponad 13 latach eksperymentu, został on przez Roosevelta odwołany (choć stopniowo, pierwsza legalizacja dotyczyła piwa 3,2 %). I tak znowu niemożliwe stało się możliwe.
Dziś trudno znaleźć kogoś kto twierdziłby, że prohibicja była sensownym posunięciem. Wszystkim wydaje się jasne, że prawne zakazywanie powszechnie występującej i w sumie pożytecznej substancji nie ma żadnego sensu. Tak samo jak tworzenie przy pomocy przymusu kraju abstynentów bez żadnego oparcia w policji, władzy i polityków. Tylko dlaczego prohibicja służy niektórym za dowód na nieskuteczność wszelakich zakazów?
Natalia Dueholm
Inne tematy w dziale Gospodarka