Biorąc pod uwagę, co się w tej placówce NHS dzieje od lat, nawet tytuł Umieralnia Alder Hey nie byłby przesadzony. Ale wyręczanie Pana Boga w decyzjach o śmierci pacjentów to konsekwencje proeutanazyjnej i depopulacyjnej filozofii brytyjskiego lecznictwa.
Na początek trochę ekscerptów z angielskiej prasy: kierownictwo dziecięcego szpitala Alder Hey przeprasza za śmierć 15-letniej Robyn Ellson, chorej na białaczkę, która zmarła po zastosowaniu rażąco nieadekwatnej chemioterapii, kolidującej z dializą, jakiej była poddawana. Rzecz jednak w tym, że wiadomość o przeprosinach ukazała się drukiem w połowie października 2017, po długim dochodzeniu w sprawie, a dziewczynka zmarła w styczniu 2013.
W marcu 2010, z powodu błędu chirurga i braku drugiego operatora podczas usuwania zdiagnozowanego miesiąc wcześniej nowotworu nerek, zmarła trzyletnia Caitlyn Parry. Szpital oczywiście też przepraszał rodziców, zapewniając że pracują nad dotrzymywaniem standardów, badają przyczyny uchybień i doskonalą procedury. Jeden z komentujących tę informację w lokalnym portalu Echo zauważył, że zrozpaczeni rodzice uśmierconej dziewczynki musieli zabiegać aż siedem lat, żeby usłyszeć zdawkowe wyjaśnienia rzecznika placówki, które przedstawiono im dopiero zeszłej jesieni.
(Nie)porządki w Alder Hey
Rzecznik Alder Hey, jednego z czterech dziecięcych szpitali w Anglii, minął się jednak z prawdą. Tragedią trzyletniej Caitlyn niezbyt się tam przejęto, bo przeprowadzona w grudniu 2014 kontrola wykazała, że na pięć poddanych sprawdzeniu tzw. standardów krajowych, aż w przypadku czterech – liverpoolska placówka nie spełnia wymaganych norm. Tylko poziom czystości i sterylności nie budził zastrzeżeń.
Wnioski z raportu? Szef regionalnego oddziału placówki kontrolnej (Care Quality Commission) uznał, że rezultaty są niepokojące, bo dyrekcja szpitala nie reaguje na ponawiane sygnały o trudnej sytuacji na bloku operacyjnym, w tym na sygnały o brakach wyposażenia do monitoringu pacjentów, co istotnie zwiększa poziom ryzyka. Część oddziałów nie ma też odpowiednio kwalifikowanego personelu, a oszczędnościowe cięcia przy procedurach pielęgnacyjnych nie tylko obniżają jakość świadczonych przez Alder Hey usług medycznych, ale utrudniają również sytuację personelu. I to już nie są informacje z lokalnego tabloidu, lecz z międzynarodowej edycji Guardiana.
W styczniu 1986 roku w wyniku operacji na otwartym sercu zmarł liczący zaledwie dwanaście dni Craig Rigby. Wprawdzie rodzice zgodzili się na ten zabieg, nie poinformowano ich jednak, że dobry zaraz po urodzeniu stan dziecka w drugim tygodniu życia znacznie się pogorszył... W roku 2001, już po głośnym skandalu z lat 90., gdy wyszło na jaw, że w Alder Hey nielegalnie, za to masowo pobierano serca i grasice z ciał martwych (pojawiły się domysły, że także celowo uśmiercanych) dzieci, sprawą śmierci małego Craiga zajął się prokurator.
W lipcu 2013 roku Pedraig Henry, jako jedenastotygodniowe niemowlę, został przewieziony do Alder Hey na zabieg chirurgiczny. Lekarze, nie informując rodziców o wysokim poziomie zakażeń szpitalnych, przeprowadzili rutynową, wcale nie pilną operację jelita. Osiem dni później mały Pedraig, zakażony przy zabiegu pałeczką okrężnicy, już nie żył. Po trzyletniej prawnej batalii szpital przyznał się do błędów i zapłacił rodzicom chłopca 17, 5 tysiąca funtów rekompensaty.
Eutanazyjna mentalność
Alfie Evans to bynajmniej nie pierwsza ofiara medyczno-prawnych rozwiązań systemowych, stosowanych w Zjednoczonym Królestwie. Latem zeszłego roku sędziowie i lekarze brytyjscy, wspomagani przez ETPC, wydali wyrok i doprowadzili do pozbawienia życia rocznego Charliego Garda (Great Ormond Street Hospital, Londyn), mimo że w amerykańskiej klinice oferowano dziecku eksperymentalną terapię. Gdy po interwencji papieża Franciszka i prezydenta USA Trumpa blokowane wcześniej przez brytyjski sąd możliwości się otworzyły, choroba była już niestety zbyt zaawansowana.
7 marca 2018, za sprawą tej samej ścieżki prawnej, od aparatury wspomagającej oddychanie odłączono Isaiaha Haastrupa, roczne dziecko z dysfunkcją mózgową (King’s College Hospital, Londyn). Według relacji ojca, chłopiec po ekstubowaniu oddychał samodzielnie jeszcze osiem godzin, a nie zaledwie kilka minut, jak zapewniali lekarze podczas batalii sądowej, jaką o jego życie toczyli rodzice przed wysokim trybunałem.
Rozgłos uzyskał też, dzięki determinacji małżeństwa Kingów szczęśliwie zakończony terapią protonową w Pradze, przypadek Ashyi, pięciolatka z nowotworem mózgu. Rodzice chłopca, świadkowie Jehowy, krytyczni wobec terapii stosowanej w szpitalu NHS w Southamptom, potajemnie zabrali stamtąd Ashyę i całą rodziną wyjechali do Hiszpanii. Aresztowani w Maladze pod zarzutem uprowadzenia własnego dziecka spędzili krótki czas w więzieniu, ale tym razem się udało.
W trzy lata później Ashya był już zdrowym chłopcem, nawet koszty kuracji w praskiej klinice sfinansowało UK, być może ze względu na międzynarodowy charakter tego przypadku. Ale to Wojownik Alfie, głównie za sprawą sieci i portali społecznościowych, poruszył serca i umysły rzeszy ludzi w Europie, ze szczególnym naciskiem na Włochy i Polskę. Thomas i Kate, papież Franciszek, watykańscy hierarchowie, KEP, prezydent Duda, ludzie mediów, blogerzy, komentatorzy...
Wprawdzie Armia Alfiego przegrała z chytrymi szermierzami eugeniki batalię o jego życie, ale być może odegra jeszcze istotną rolę w wojnie z dominującą dziś mentalnością eutanazyjną w brytyjskiej służbie zdrowia. I chyba nie tylko tam.
W pogoni za wzorcami III Rzeszy
Alfie Evans dowiódł, że wbrew diagnozom i oświadczeniom lekarzy z Alder Hey, potrafi żyć bez wspomagania oddechu. Przez pięć dób dzielnie walczył o swe fundamentalne prawo, którego nie dostrzegł ani sędzia Sądu Najwyższego Anthony Hayden, ani prawnie ustanowiony kurator Alfiego, ani nawet Europejski Trybunał Praw Człowieka, co wydaje się dostatecznie wymowne, aby renomę sądu w Strasburgu wziąć w mocny nawias.
Tak, przypadek Alfiego przelał czarę goryczy. Co więcej, skupiły się w nim wyraziście antyludzkie rysy tzw. humanizmu: światopoglądu, który w miejsce Transcendencji stawia teoretycznie Człowieka, a w praktyce różne, mniej czy bardziej przypadkowe jednostki, z całym ich subiektywizmem, konformizmem, podatnością na ideologie, dyspozycyjnością wobec obowiązującego systemu. Jeśli bowiem najwyższą wartością przestaje być każde ludzkie życie pozostające w gestii Boga, a staje się nią tzw. wartościowe życie, to jesteśmy w tym samym punkcie, w którym przesądzono o losie „dziecka Knauer”, pierwszej ofiary tzw. akcji T4, polegającej na fizycznej „eliminacji życia niewartego życia”.
Wobec tego, czcigodny sędzia Hayden, który posiłkując się złudną kategorią „testu obiektywnego” orzekł, że w najlepiej pojętym interesie Alfiego Evansa leży jego szybkie, byle możliwie bezbolesne uśmiercenie, w niczym nie różni się dr. Karla Brandta, osobistego lekarza Hitlera, ani od Phillipa Bouhlera, szefa prywatnej kancelarii führera, którzy zostali upoważnieni do podejmowania decyzji w analogicznych przypadkach. Choć prawdę mówiąc, mała różnica jest, tyle że na niekorzyść Brytyjczyków. Według zeznań dr. Brandta w norymberskim procesie lekarzy, ojciec „dziecka Knauer”, które miało się urodzić niewidome i mocno zdeformowane, sam zwrócił się do kanclerza Rzeszy z prośbą o udzielenie mu „łaski śmierci”. Natomiast rodzice Alfiego próbowali przecież poruszyć świat, żeby zachować swe dziecko przy życiu...
Demoniczny chichot w tle
I w pewnym momencie wydawało się, mogło się wydawać, że ich starania uwieńczy szczęśliwy finał. Po odłączeniu respiratora Alfie zaczął oddychać samodzielnie i wbrew zapowiedziom prowadzących go lekarzy nie zmarł w kilka minut, ani nawet w kilka godzin później. Ekipa gotowa do transportu chłopca do rzymskiego szpitala Dzieciątka Jezus czekała na liverpoolskim lotnisku im. Johna Lennona. Niestety, czcigodny sędzia Brandt... przepraszam, Hayden nie wyraził zgody na opuszczenie przez Alfiego Wielkiej Brytanii, mimo że syn Thomasa i Kate miał już także obywatelstwo włoskie.
Osoba, która najpierw orzekła, że „w najlepiej pojętym interesie dwulatka jest rychła śmierć”, nie pozwoliła później na opuszczenie szpitala ze względu „na niedogodności, jakie mogłyby się stać udziałem chłopca podczas podróży do Włoch”, gdzie chciano go ponownie diagnozować i poszukiwać jakiejś dającej nadzieję terapii. No, ale kto i w jakim celu przewodniczącym wydziału rodzinnego w Sądzie Najwyższym robi aktywistę stowarzyszenia seksualnych inwertytów? Kto szermierzem praw pacjentów przed sądem czyni zdeklarowanych zwolenników upowszechniania eutanazji?
Osobiście słyszę w tym demoniczny chichot przeciwurodzeniowego lobby spod znaku Klubu Rzymskiego i raportu tzw. zegistów (od Zero Growth). Mocno wybrzmiewa też milczenie Królowej Elżbiety II, która radując się ze szczęśliwych narodzin kolejnego prawnuka, dla Alfiego nie znalazła dobrego słowa... Z drugiej strony, czemu tu się dziwić, przecież w zakresie propagowania darwinizmu i eugeniki Brytyjczycy mają całkiem niemałe zasługi, by przypomnieć choćby osiągnięcia kilku pokoleń rodziny Huxleyów, w tym zwłaszcza biologa, humanisty, internacjonalisty Juliana, który był starszym bratem bardziej znanego Aldousa, pisarza, propagatora twardych używek, autora m.in. słynnej dystopii „Nowy wspaniały świat”.
Kto się bał Alfiego Evansa?
Z jakichś powodów na życie Alfiego w Alder Hey zagięto parol. Ze względu na fatalną reputację szpitala hipotezy na temat przyczyn wydają się oczywiste. Lekarze mogli oczywiście zrezygnować z dalszej, nierokującej ich zdaniem terapii, ale nie wolno im było pozbawić chłopca prawa do życia, a rodziców prawa do decydowania o jego losach. Tymczasem Alfiego praktycznie tam uwięziono.
Jeśli nawet mechaniczne wentylowanie uznać za formę uporczywej terapii, to już kilkudobowe głodzenie dziecka podpada raczej pod kategorię biernej eutanazji. Zindywidualizowana opieka paliatywna nie powinna wykluczać odżywania, tymczasem chłopcu podawano przez parę dni jedynie elektrolity i glukozę. Najprawdopodobniej za obietnicę zwolnienia dziecka do domu ojciec złożył we czwartek zaskakująco korzystne dla szpitala oświadczenie. Niestety, chyba nie docenił perfidii drugiej strony. Takie alibi dla Alder Hey mogło ostatecznie przesądzić o losie chłopca.
Według włoskiego portalu La Nuova Bussola Quotidiana, w nocy z czwartku na piątek po wywołaniu ojca na spotkanie z personelem szpitala, pielęgniarka miała podać Alfiemu serię czterech lekarstw, które w krótkim czasie definitywnie pogorszyły stan jego organizmu... Pozostaje mieć nadzieję, że włoskie instytucje nie omieszkają śmierci swego obywatela wyjaśnić do końca. A oddolna presja brytyjskich rodziców wymusi uchwalenie na Wyspach rozsądnego Alfie’s law, bądź Charlie’s law, które nie dopuści, aby Zjednoczone Królestwo zmieniło się w wymarzoną przez ideologów Eugeniczną Tyranię.
Postscriptum
9616 to numer miejsca, jakie w światowym rankingu lecznic zajmuje placówka liverpoolska. Szpital Dzieciątka Jezus w Rzymie ma na tej samej liście pozycję numer 508.
Pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego, nr 166
Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre”
w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015
Kategoria - Poezja
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo