Opis sytuacji geopolitycznej w kategoriach propagandowych ma sens, gdy idzie o zmylenie przeciwnika, bądź własnego elektoratu, któremu zamierza się – w imię nieposkromionej pychy, głupoty czy braku rzeczowej oceny sytuacji – proponować koncepty skrajnie nierealistyczne lub wręcz szkodliwe… Gorzej, gdy samemu zaczyna się własnej propagandzie wierzyć.
Na naszych oczach dokonuje się właśnie kompromitacja rządzących w Europie elit politycznych, nie tylko zresztą unijnych, ale również tych (z niewielkimi wyjątkami) narodowych. A polska klasa polityczna, we własnym mniemaniu europejska do szpiku kości, nie daje się tym Urszulom von der Leyen, Macronom, Starmerom czy Scholzom wyprzedzić ani o krok. W rezultacie przypomina stadko kuropatw na śniegu, niczym ze znanego płótna Chełmońskiego, tylko jeszcze bardziej spłoszonych.
Dzieje się tak dlatego, że nieźle, jak się wydaje, wyselekcjonowana ekipa Donalda Trumpa zaczyna dość konsekwentnie realizować program, z którym powracający do Gabinetu Owalnego POTUS zwrócił się podczas kampanii wyborczej do swych rodaków i który to program jakoś mocniej przemówił do amerykańskiego podatnika-wyborcy niż pompatyczne filipiki czy zgrane slogany przystojnej Kamali Harris. Ludzie Trumpa rozpoczynają – mniej czy bardziej skuteczną, to się dopiero okaże – próbę realizacji tych zamiarów, awizowanych przecież z dużym wyprzedzeniem. To wystarczyło, żeby zarządców Europy całkowicie zdezorientować i wprawić w popłoch.
Zaczęło się od majdanów
Dobrym przykładem jest reakcja na rozmowy pokojowe w Arabii Saudyjskiej. Dlaczego tylko USA i Rosja? – pytają z oburzeniem. Najwyraźniej nie potrafią wyjść poza własny schemat propagandowy, że to diabelska Rosja Putina napadła na nieszczęsną, Bogu ducha winną Ukrainę… A przecież różni eksperci-realiści już trzy lata temu mówili, że działania militarne na terytorium ukraińskim to jest tylko wojna proxy (zastępcza) między Stanami a Rosją, w znacznej mierze wywołana przez nieopatrzne działania oraz nadmierne apetyty USA wobec ukraińskich zasobów naturalnych, urodzajnych czarnoziemów, jak również miejsc atrakcyjnych ze względu na klimat czy walory turystyczne lub strategiczne. Miejsc takich jak Półwysep Krymski, Donbas, okolice Odessy czy pewne regiony w Karpatach Wschodnich.
Mistrzowie perswazji, od 24 lutego 2022 roku wmawiający Polakom, że to nasza wojna, zrobili wiele, żeby początek drugiej fazy działań wojennych został uznany za punkt wyjścia i jedyny układ odniesienia do wszelkich ocen, ewaluacji czy analiz geopolitycznych. Również w stosunku do obecnych rozmów pokojowych. A przecież nie sposób ocenić stopnia zawinienia w tym długotrwałym konflikcie interesów czy zasadnie przypisać go którejkolwiek ze stron, nie wspominając choćby o dwóch ukraińskich protestach społecznych, z których pierwszy (pomarańczowa rewolucja, 2004) wyniósł do prezydenckiej władzy Wiktora Juszczenkę, a drugi (euromajdan, 2014) spowodował ucieczkę z kraju i polityczne wygnanie Wiktora Janukowycza.
Na bieżąco nie było to może takie oczywiste, po latach wiadomo jednak, że te ukraińskie majdany sporo kosztowały sponsorów z USA. W pierwszym przypadku pochwalił się tym sam intrygant Soros, ale dane o wysokości kwot wyasygnowanych na przełomie lat 2013/2014 dla pozbycia się Janukowycza, legalnie wybranego prezydenta – za czasów którego nie stawiano jednak pomników Banderze czy Szuchewyczowi – też znalazły się w obiegu publicznym, choć może bez tak dokładnie wyspecyfikowanego darczyńcy.
Prezydent z popsutą cerą
Wybory prezydenckie na Ukrainie w roku 2004 przebiegły z turbulencjami: w pierwszej turze Juszczenko, kandydat o cerze nieco popsutej dioksyną, wyprzedził Janukowycza, który był nominatem odchodzącego po dwóch kadencjach prezydenta Leonida Kuczmy; w drugiej – według oficjalnych danych – miał wygrać Janukowycz. Wynik został jednak zakwestionowany zarówno przez zwolenników Juszczenki, jak i obserwatorów zagranicznych. Doszło do znacznych protestów społecznych, znanych w historiografii pod nazwą pomarańczowej rewolucji. W powtórzonej drugiej turze (26 grudnia 2004 roku) wygrał już kandydat akceptowalny dla zagranicy.
Rodzina Juszczenki sporo zawdzięcza pomarańczowemu majdanowi: syn Andrij dorobił się wręcz fortuny na handlu gadżetami w kolorze pomarańczowym, których w kraju wciąż jeszcze pielęgnującym sowiecki model gospodarki deficytu, co ciekawe, znalazło się nagle całkiem sporo. Ukraińska prasa dziwiła się, że dziewiętnastolatek jeździ modelem samochodu (marki BMW), na który jego ojciec musiałby pracować przez ćwierć wieku… Jego żonie Katerynie, z domu Czumaczenko, która urodziła się w Chicago, zdarzyło się wcześniej pracować w Białym Domu i Departamencie Stanu USA.
To właśnie za prezydentury Juszczenki, który nawiązał ożywione kontakty z ukraińską diasporą w Kanadzie, zaczęło się przywracanie szczytnej pamięci o rezunach z UPA oraz ich wielce zasłużonych zwierzchnikach. Co znamienne, Juszczenko zawiódł nadzieje swych rodaków, skutecznie trwoniąc poparcie, jakie otrzymał od ludzi jesienią i zimą roku 2004. Nie tylko nie zdołał doprowadzić do swej reelekcji, ale tym razem bezdyskusyjnie przegrał z Janukowyczem, zdobywając zaledwie około 5 proc. głosów.
Wojny zawsze wygrywa sponsor
Owszem, ta zastępcza wojna między Putinem a demokratycznymi administracjami z Waszyngtonu toczyła się na terytorium wielkiej Ukrainy, kosztem życia i zdrowia żołnierzy oraz ludności cywilnej ukraińskiego państwa, ale przecież na cudzy koszt: broń, amunicja, logistyka, dane wywiadowcze, nowoczesne systemy łączności – to wszystko zostało zasponsorowane z zewnątrz. Toteż prężenie muskułów i przyjmowanie postawy roszczeniowej nie na wiele przyda się Wołodymirowi Zełeńskiemu, tym bardziej że od trzech kwartałów, z powodów formalnoprawnych, jego prezydentura to już wyłącznie trwanie na urzędzie, bez w pełni obowiązującego mandatu.
Z pewnością nie jest to wdzięczna pozycja, zwłaszcza wobec wręcz nadmiernego fetowania na politycznych salonach Europy i świata, do czego mógł przywyknąć przez ostatnie trzy lata. Ale im szybciej Zełeński porzuci ten rodzaj dezynwoltury czy wręcz arogancji, jaką tak często prezentował po 24 lutego 2022, tym lepiej dla niego, a przede wszystkim dla Ukrainy. Tym bardziej że znużenie wojną, rozgoryczenie jej bezperspektywicznością i rodzaj zniecierpliwienia przedłużającym się stanem egzystencjalnej prowizorki – daje się już wyraźnie zauważyć w coraz szerszych kręgach samych Ukraińców.
Trudno im się zresztą dziwić. Najwyższą cenę zawsze płacą zwykli ludzie. I wielu z nich, zwłaszcza tych, którzy ponieśli różne straty, z pewnością jeszcze pamięta, że w swej kampanii wyborczej następca Petra Poroszenki obiecywał pokój, nie wojnę. Dlatego wygrał. Toteż obecnie mądre przygotowanie procesu przejścia od trwających, mniej czy bardziej cząstkowych działań militarnych, do procesu wygaszania akcji zbrojnych czy dywersyjnych, także uspokajania gorących emocji i nastrojów społecznych, wreszcie przestawiania gospodarki wojennej na funkcjonowanie w trybie pokojowym – wydaje się całkiem rozsądne. Tym bardziej że powtarzana wciąż mantra o tzw. wojnie pełnoskalowej, zresztą od początku niezbyt zasadna, tego procesu nie ułatwi. No, ale to już zmartwienie Ukraińców i ich państwa.
Zapomnieli, że rządzą Polską
Mnie bardziej martwi fakt, że kierownictwo Rzeczypospolitej oraz podmioty polityczne z całego niemal spektrum naszej sceny, sprawiają niestety wrażenie zdezorientowanych i – używając eufemizmu – lekko pogubionych w tym całym galimatiasie… A dopiero co projektowali Międzymorze, później Trójmorze i z szerokim gestem nim zarządzali, budowali Fort Trump, obsługiwali różne wielokąty europejskie: Trójkąt Weimarski, Pentagonale, Heksagonale, byli ambasadorem, czyli sługą Ukrainy, sztorcowali kanclerza Scholza, napominali prezydenta Macrona, wdeptywali w ziemię Rosję i niedobrego Putina, szydzili z Łukaszenki, fetując decyzje prezydenta Bidena. Pohukiwali, jak mogli, prężyli muskuły, żeby odnaleźć się w pozornie przyjaznej naszemu krajowi wizji, jaką w swej pracy Następna dekada daje George Friedman. Ale w tym wszystkim zapomnieli całkiem o Polsce: o tworzeniu mocnego, sprawnego państwa, efektywnej gospodarki, nowoczesnej armii, o kształceniu kadr, odpowiadaniu na potrzeby i oczekiwania Polaków. Sądzili najwyraźniej, że postawa i karność prymusa sprawią, iż moc USA będzie z nimi, lecz tak się nie stało.
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że nie ma jednej Ameryki, że Stany Zjednoczone to pewien konglomerat społeczno-gospodarczo-polityczny. Że mówiąc USA, można mieć na myśli wiele różnych aspektów lub przejawów tej bardzo złożonej całości. Że nawet termin Biały Dom czy administracja amerykańska w Waszyngtonie nie określa jednoznacznie, o czym teraz mówimy. Stąd właśnie obecna dezorientacja unijnych czy szerzej – europejskich elit politycznych.
Z Trumpem czy bez, Stany dadzą sobie radę
Otóż, Ameryką – poza powierzchniowymi strukturami władzy, a nawet poniżej poziomu tzw. deep state – rządzą dwie ukryte siły (ang. hidden powers). Trzon obu to niewątpliwie oligarchowie-globaliści. Ale w jednej z nich dominują niewierzący antyteiści-konstruktywiści. Natomiast do drugiej zaliczają się aż nazbyt wierzący teiści-fataliści. Polityczną emanację tych dwóch obozów, pozostających co najmniej w taktycznym, a może i strategicznym sporze, stanowią – oczywiście w przybliżeniu, bo w realnym społeczeństwie brak typów idealnych – Partie Demokratyczna (Osioł) i Republikańska (Słoń).
Stąd ta zdolność USA do więcej niż czysto zewnętrznej zmiany, stąd nagły szwenk politycznego i geopolitycznego wektora, stąd głębokie przeorientowanie dotychczasowej polityki gabinetu Bidena, czyli postępowych antyteistów-konstruktywistów, pragnących w utopijnym prometeizmie przemienić naturę człowieka. Stąd brały się te gendery, elgiebety, beelemy, feminizmy, wokizmy i co tam jeszcze. Stąd polityka wywieszania w normalnym świecie pasiastych materiałów obiciowych na budynkach amerykańskich ambasad… W pakiecie była oczywiście jeszcze wojna na Ukrainie, czyli opcja dla segmentu zbrojeniowego.
Ale wygrał Trump i sytuacja się zmieniła, gdyż o swoje upomniał się teraz sektor technologiczno-informatyczny. Ukrainę przesunięto na dalszy plan, bo wyraźnie zaogniła się sytuacja na Bliskim Wschodzie. A pamiętacie Państwo, jak to w pierwszych miesiącach po wybuchu działań militarnych na Ukrainie lawirował Izrael, żeby się w żaden sposób nie narazić Rosji Putina? Warto przeanalizować powody takiej postawy rządu Benjamina Netanjahu, czyli skrajnej prawicy w Izraelu.
Wracając do wolty w polityce USA, decydujące wydaje się odkrycie bogatych złóż węglowodorów na szelfie przy Gazie, o czym kilka ładnych miesięcy temu mówił już Clayton Morris w swoim programie Redacted. Fundusze na rewolucję mentalną zostały obcięte, a może tylko przesunięte w inne miejsca. Ale czy na zawsze? Niekoniecznie, w Stanach obie partie sprawują władzę przemiennie, bo globaliści konstruktywiści nie przerywają swych zapasów z fatalistami… A że ci nasi europejscy i krajowi mędrcy tego nie przewidzieli? Że zostają z Ukrainą na garnuszku? Że pozwolili się Bidenowi skłócić z Rosją? Że dali sobie – w imię św. Grety Thunberg – zaaplikować ceny energii jak z Kosmosu? To wcale nie świadczy źle o Ameryce, lecz jedynie o tych naszych europejskich i krajowych tuzach w polityce. Kogośmy sobie wybrali, tego i mamy!
18 lutego 2025
Waldemar Żyszkiewicz
pierwodruk: Dwutygodnik Prawda jest ciekawa. Gazeta obywatelska założona w 2011 roku przez Kornela Morawieckiego, przywódcę Solidarności Walczącej, nr 56 (342) 21 lutego 2025
Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre”
w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015
Kategoria - Poezja
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka