Piotr Tomczyk Piotr Tomczyk
127
BLOG

Złoty - tak! Euro - nie!

Piotr Tomczyk Piotr Tomczyk Polityka Obserwuj notkę 12
Pogląd o konieczności przystąpienia Polski do strefy euro popularyzowany jest, przez licznych przedstawicieli naszych polityczno-medialnych elit, już od ponad 20 lat.
    W 2003 roku, w ogólnokrajowym referendum, Polacy wypowiadali się jedynie w sprawie przystąpienie naszego kraju do Unii Europejskiej. Mimo to, według tzw. „euroentuzjastów”, nasza twierdząca odpowiedź była jednocześnie ostatecznym (choć bezterminowym!) zobowiązaniem do rezygnacji z prawa do posługiwania się własną walutą. Nawet, gdybyśmy mieli przyjąć taką interpretację, warto zastanowić się, czy rezygnacja z własnej waluty, w jakimkolwiek terminie, jest dla nas opłacalna.
    Wśród przeciwników złotego znaleźć można wielu ekonomistów. Jednak nawet w ich argumentacji dominują przesłanki typowo polityczne. Za przyjęciem euro przemawiać ma przede wszystkim teza, że jeśli nie przyjmiemy wspólnej waluty, pozostaniemy poza głównym nurtem europejskiej polityki i nie będziemy mieli wpływu na podejmowane w UE decyzje. Jakie dodatkowe uprawnienia do decydowania o losach kontynentu miałaby uzyskać Polska po przyjęciu euro? W jakich dziedzinach nowe, nadzwyczajne uprawnienia przekazane zostały Litwinom, Słowakom, czy Estończykom? Lata mijają, a odpowiedzi na te pytanie wciąż nie znamy…
    Pomimo wątpliwości Polaków, medialno-polityczne elity, przez długi czas, nie widziały potrzeby jakiejkolwiek debaty na temat skutków rezygnacji z własnej waluty. Krytyczne oceny zbywane były przez fanów euro kuriozalnym stwierdzeniem: „Przyjęcie euro oznacza same korzyści”.
    Pojawiały się  sugestie, że na  zmianie waluty jednocześnie zyskają konsumenci (będą niższe ceny!) i producenci (będą wyższe ceny!). Importerzy mieli cieszyć się możliwością tańszego sprowadzania towarów zagranicznych, a eksporterzy – drożej sprzedawać produkty krajowe. Korzystna miała być nawet utrata niezależności w polityce pieniężnej i kursowej (bo lepiej gdy inni decydują za nas!), a koszty ewentualnych zmian w sprawozdawczości, systemach informatycznych i płatniczych traktowano jako zupełnie nieistotne.
    Zgodnie z planami euroentuzjastów, euro miało zastąpić złotego już w 2011 roku. Dopiero wybuch kryzysu finansowego związanego z długiem publicznym w państwach członkowskich strefy euro, przyczynił się do zmiany nastawienia wobec problemów walutowych. Okazało się, że wspólna waluta nie stanowi panaceum na problemy gospodarcze naszego kontynentu. W efekcie, nieco zmieniła się też medialna narracja na ten temat.  Nawet zwolennicy euro zaczęli przyznawać, że decyzja o rezygnacji z własnej waluty ma charakter polityczny. Dodawali jedynie, że „korzyści” ekonomiczne nie powinny być dla nas tak istotne jak „korzyści polityczne”.
    Ekonomiści przeciwni rezygnacji ze złotego wskazywali przede wszystkim na nierównowagę gospodarczą w Europie i często sprzeczne interesy państw tworzących strefę euro. Praktyka gospodarcza wskazuje, że jeśli wprowadza się wspólną walutę dla kilku stref ekonomicznych o różnych potencjałach, to taka waluta generuje korzyści dla gospodarki silniejszej. Tak też działo się w Europie od 1999 roku, po wprowadzeniu euro. Najsilniejsza gospodarka Niemiec skorzystała ze wspólnej waluty, a kraje „peryferyjne” ponosiły straty.
    Potwierdził to także raport pt. „20 lat euro: zwycięzcy i przegrani”, opracowany przez Centrum Polityki Europejskiej we Freiburgu. Wnioski płynące z raportu niemieckich naukowców były jednoznaczne. Na przyjęciu euro zyskali głównie Niemcy i Holendrzy. Zysk Niemiec z tego tytułu, w pierwszych 20 latach funkcjonowania wspólnej waluty, oszacowany został na 1893 mld euro. W przypadku znacznie mniejszej Holandii było to aż 346 mld euro. Jednak suma strat pozostałych krajów strefy była wielokrotnie większa, a już dla samych Włoch wyliczono ją na ponad 4,3 biliona euro!
    Czy to możliwe, że wiedza na temat ekonomicznych skutków wprowadzenia euro jest dotąd nieznana nie tylko politykom, ale nawet części ekonomistów? I jedni, i drudzy, muszą mieć świadomość faktu, że interesy ekonomiczne krajów UE bywają różne. W sytuacji konfliktu interesów np. pomiędzy naszym krajem a Niemcami lub Francją, trudno byłoby oczekiwać, aby Europejski Bank Centralny podejmował swoje decyzje, kierując się interesami Polski.
    Rachunek ekonomiczny – obok ryzyka utraty suwerenności – to dodatkowy argument wskazujący, że przystąpienie do strefy euro jest dla nas nieopłacalne.

Publicysta prawie poważny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka