/Na marginesie oskarżeń wobec prof. Nalaskowskiego/
Czy kobieta chodząca w miejscu publicznym z odkrytym biustem razi współmieszkańców? A inna, zakryta odzieniem od stóp do czubka głowy?
Nie znajdziemy jasnej odpowiedzi na te pytania, jeśli nie poznamy kontekstu sytuacji, bo przecież inaczej zareagujemy na kobietę z plemienia Papuasów w rodzinnej wiosce, a inaczej na Polkę idącą z nagim biustem na wywiadówkę dziecka do szkoły.
Podobnie jest ze stosunkiem do homoseksualizmu. Nie znając obowiązującej normy jeden powie, że to choroba, dewiacja, zboczenie, a inny, że to coś najzupełniej normalnego, pozytywnego, zdrowego. Dlaczego? Bo jeden patrzy na pederastę jak na nagusa na plaży nudystów, a drugi jak na nagusa w meczecie.
W starożytnej Sparcie inne były „normy”, inne postrzeganie homoseksualizmu, niż na przykład we współczesnym Iranie. Czy zatem w starożytnej Sparcie homoseksualizm był z gruntu czymś innym, niż jest dziś w Iranie? Czy zamieniając obowiązujące normy prawne i moralne obu tych społeczności sprawimy, że homoseksualizm byłby zamiennie raz „normą”, a raz „zboczeniem”?
Nie rozstrzygniemy tego problemu, jeśli nie przyjmiemy spójnych kryteriów oceny tych zjawisk, postaw i zachowań. Jeśli nie ocenimy homoseksualizmu według tych samych kryteriów co heteroseksualizmu, biseksualizmu, pedofilii, fetyszyzmu. Jeśli nie ustalimy kryteriów definiujących pojęcia „norma” i pojęcia „dewiacja”.
Ale i to może być niewystarczające, bo po ustaleniu kryteriów oceny zjawiska homoseksualizmu może się okazać (okaże się?), że sami będziemy je negować. Przykład: „Normą jest to, co jest zgodne z naturą, co występuje w przyrodzie, co istnieje od zawsze” powie jeden rozmówca, a jego adwersarz odpowie, że „kanibalizm jest zgodny z naturą niektórych gatunków zwierząt”. „Prostytucja, to najstarszy zawód świata. Już Adam i Ewa…” powie jeden, a drugi mu odpowie, że „zabójstwo, to też stare zajęcie. Przecież Kain i Abel…”
Problemu nie rozwiążemy, jeśli nie oprzemy klasyfikacji tego, co uznać za normalne, pożądane, godne kultywowania, na moralności oraz na poszanowaniu zasad, które wynikają z tradycji, kultury, historii. Jeśli nie osadzimy tej oceny w konkretnym czasie i miejscu, bo w różnych okresach historycznych i pod różnymi szerokościami geograficznymi te normy bywają odmienne (Sparta/Iran).
Zmiany oczywiście następują, ale nie wszystko zmienia się z dnia na dzień. Norma kulturowa, tradycja, zwykłe przyzwyczajenia, zmieniają się wolno. Ten proces następuje, ale czasem jego percepcja jest taka, jak obserwacja ruchu krótkiej wskazówki zegara, która cały czas przesuwa się, ale jest to niezauważalne. Zmiany społeczne, obyczajowe, kulturowe powinny mieć miejsce, ale mogą być na tyle powolne, że jedno pokolenie przez całe swoje życie ich nie zauważy.
Nikt będący przy zdrowych zmysłach nie bulwersuje się widząc dziś na ulicy Warszawy czy Paryża kobiety w mini spódniczce lub obcisłych jeansach. Ona nie łamie żadnych norm i zasad, mimo, że 150 lat temu nie do pomyślenia było pojawienie się w miejscu publicznym kobiety z odsłoniętą łydką. Inaczej jest w krajach, gdzie kobiety chodzą z zakwefionymi twarzami, inaczej w tych, gdzie chodzą z nagim biustem, ale to normy przynależne tym kręgom geograficznym, historycznym, kulturowym.
Jak więc rozstrzygnąć, czy homoseksualizm jest „normą” („normalnością”), czy nią nie jest? To bardzo proste, gdyż zależy jedynie od proporcji osób mających tę skłonność w badanej społeczności, do osób, które tej skłonności nie mają. Naprawdę!
Jak byłem w wojsku (początek lat 80-tych) to na 13 żołnierzy zawodowych w mojej kompanii 12 codziennie piło wódkę (jeden nie pił, bo był „zaszyty”), a na ok. 40 żołnierzy służby zasadniczej prawie wszyscy pili wódkę przy każdej nadarzającej się okazji. Ja nie piłem, więc nazywali mnie „nienormalnym” i oczywiście mieli rację, bo „normą” w mojej kompanii było żłopanie wódy ile wlezie.
Czy posunąłem dyskusję o homoseksualizmie do przodu? Moim zdaniem tak. W Polsce AD 2012 homoseksualizm normą i normalnością nie jest. Podobnie jak pedofilia, nekrofilia i parę innych seksualnych preferencji. Wraz z biegiem czasu zapewne to się zmieni i obawiam się, że zmieni w kierunku, który mnie, konserwatysty, nie ucieszy. Ale jeśli ten proces ma przebiegać, to niech przebiega w sposób naturalny, niewymuszony ani administracyjnymi, ani prawnymi rozwiązaniami. Niech edukatorzy seksualni nie włażą do szkół by „uświadamiać” nastolatków co jest dobre, a co złe, bo to ich prywatne poglądy i ich prywatne preferencje. Od pokazywania dziecku co jest dobre, a co złe, jest jego własna rodzina oraz wskazane przez rodzinę (rodziców) organizacje i instytucje (Kościół, harcerstwo itp.). I dopóki owa rodzina nie łamie nadrzędnych dla danej społeczności norm, np. nie przyucza dziecka do rozbojów, nie głodzi go, to ona bierze za niego odpowiedzialność. Mówiąc krótko - niech w Polsce AD 2012 zostanie tak, jak jest, czyli niech normą pozostanie heteroseksualizm.
A jeśli zaakceptujemy, że „normę” kształtuje się poprzez nachalną propagandę, to z jakiego powodu protesty, krzyki i utyskiwania na profesora Nalaskowskiego? Z jakiego tytułu pozwy sądowe?
Z bezsilności, bo argumentów brak?
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka