Zachorowałem w grudniu na Covid (wnioskuję po objawach). Przez kilka pierwszych dni mam wrażenie, że to przeziębienie (osłabienie, lekkie dreszcze). Po kolejnych dniach czuję się gorzej - poważne kłopoty z oddychaniem (przy głębszym oddechu odczuwany ból w płucach), ból całego ciała, jakby ktoś obił mnie kijem (nie mogę leżeć w żadnej pozycji, nie mogę spać), dotkliwe dreszcze, wysypka na całym ciele, zaburzenie (nie utrata) poczucia smaku (plasterek szynki smakuje, jak posypany solą). Posiłki (małe): kleik ryżowy, banan, budyń, jogurt. Nie mam siły jeść. W trzy tygodnie tracę 12 kg.
Mam wybór: 1. Skorzystać z publicznej „służby” zdrowia (teleporada). 2. Skorzystać z prywatnej (płatnej) wizyty lekarskiej. W piątym dniu choroby, z powodu coraz gorszego samopoczucia, wybieram opcję 2, by się leczyć, a nie gadać przez telefon, nie opisywać samopoczucia, nie opisywać kłopotów oddechowych (nagrywać i przesyłać szmery w płucach?) nie charakteryzować wysypki (wysyłać zdjęcia brzucha i pleców?).
Przyjeżdża Pani doktór (rekomendowana przez znajomych). O wszystko pyta, szczegółowo bada, osłuchuje, opukuje, zagląda do gardła, mierzy ciśnienie, puls, saturację (94), wypisuje receptę (antybiotyk 7 dni, zastrzyki 10 dni, witaminy).
Zażywam wykupione leki, mierzę saturację (92-97), zastrzyki w brzuch, z łóżka nie wstaję. Po tygodniu saturacja spada (88 - urządzenie uległo uszkodzeniu i nieprawidłowo pokazuje wyniki, co okazało się później). Po telefonicznej konsultacji z Panią doktor wezwane Pogotowie.
Robię test (apteczny) na Covid. Wynik negatywny.
Przyjeżdża Pogotowie. Pielęgniarz robi test. Wynik negatywny. Pielęgniarz idzie do lekarza (który został w karetce), wraca, wpisuje do dokumentacji medycznej „wynik pozytywny”. Pielęgniarz bada saturację (94). Lekarz pobieżnie bada. Decyzja lekarza – zostaję w domu.
Następnego dnia informacja z Sanepidu: dla mnie izolacja, dla rodziny kwarantanna.
Po kilku dniach stan zdrowia się poprawia, bóle i inne dolegliwości ustępują, wraca apetyt, wstaję z łóżka, krótkie spacery. Obecnie czuję się dobrze (chociaż ogólne osłabienie), pracuję.
***
Covid może być skutecznie leczony lekami, których w Polsce (podobno) nie ma.
W prosty (prymitywny) sposób „robi” się w Polsce statystykę „chorych na Covid” wpisując po teście wynik „pozytywny” zamiast „negatywny”.
***
Oficjalnie w Polsce nie ma leku na Covid, który może wyleczyć chorego, jest szczepionka gwarantująca, że nikt nie zachoruje / przebieg choroby będzie łagodny / chory nie umrze / umrze mniej chorych.*/ Można Polaków straszyć śmiertelną chorobą, naganiać ich do zbawiennej szczepionki. Pozytywny wynik testu nazywa się „wykrytą chorobą”. Wyniki testów są fałszowane.
Dzięki statystyce minister Niedzielski, „eksperci” z Rady Medycznej przy Premierze (do wczoraj), „autorytety” i media epatują liczbą zachorowań (komunikat „dziś na Covid zachorowało 17 tysięcy Polaków” brzmi lepiej, niż „dziś na Covid zachorowało 8 tysięcy Polaków”; komunikat „dziś 17/8 tysięcy Polaków miało pozytywny wynik testu” brzmi niedobrze, więc takiego nie słyszymy).
Miliony Polaków żyje w stresie i strachu. Niektórzy (wcześniej nieprzejednani) się szczepią. W razie wprowadzenia restrykcji - „paszporty covidowe” i lockdown napotkają mniejszy opór z powodu „szalejącej pandemii i braku leków”. Jedynym ratunkiem jest szczepionka / druga dawka / dawka przypominająca / szczepionka na nową mutację / regularne szczepienie. */
***
Byłem chory na Covid. Miałem wirusa (przed wykonaniem testów). Każdy Polak miał / ma / będzie miał pozytywny wynik testu (wirus jest wszędzie), o ile w odpowiedniej chwili test jest wykonany. Nie każdy Polak zachoruje na Covid. Szczepionka nie jest w pełni bezpieczna, jej skuteczność nie jest znana. Każdego chorego można leczyć dostępnymi lekami.
Dziękuję za uwagę.
*/ niepotrzebne skreślić (w zależności od mądrości etapu)
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości