Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz
2143
BLOG

Refleksje po „debacie” w PE

Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 69

Wczorajsza „debata” w Parlamencie Europejskim na temat „praworządności w Polsce” uświadomiła mi to, co intuicyjnie czułem od dawna. W zasadzie nie jest to żadne moje odkrycie, żadna nowość. Po prostu stwierdzam, że żyjemy w dwóch równoległych światach, gdzie podejście do instytucji i decyzji przez nie podejmowanych, jest uzależnione od interesów, którymi kierują się poszczególne środowiska.

Dwa parlamenty – polski Sejm i Parlament Europejski. Oba parlamenty wybrane w demokratyczny (teoretycznie) sposób, w obu rządzi większość, a mniejszość jest w opozycji i jako opozycja nie ma tam wiele do gadania. W obu parlamentach rządząca większość stanowi prawo bez względu na opinię mniejszości i nie zawsze w zgodzie z obowiązującym (Sejm polskim, PE europejskim) prawem. W obu, na najwyższe urzędy, nominowane się zarówno osoby uczciwe i kompetentne, jak i nieudacznicy czy zwykli łajdacy. Ot, jak to w demokracji.

Dwie instytucje – polski Trybunał Konstytucyjny i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Obie instytucje zostały powołane, by stać na straży praworządności, jedna na szczeblu krajowym, druga unijnym. Każda z tych instytucji ma działać na ściśle określonych zasadach - TK uchwalonych przez polski Parlament, TSUE przez Parlament Europejski - i zajmować się w określony z góry sposób zagadnieniami wcześniej mu powierzonymi.

W Polsce Sejm, bez oglądania się na opozycję, bez uwzględnienia interesów wielu środowisk społecznych, bez względu na skutki społeczne i ekonomiczne, uchwala ustawy zgodnie z decyzjami ścisłego kierownictwa PiS i ZP. Parlament Europejski robi dokładnie tak samo nie biorąc pod uwagę ani głosu opozycji, ani protestów wielu środowisk społecznych. Nie bierze pod uwagę skutków społecznych i ekonomicznych idących za podjętymi decyzjami, bo tak uzgodnili liderzy chrześcijańskich demokratów, socjalistów, liberałów, Zielonych i Lewicy.

To, co się dzieje w polskim Sejmie podoba się większości sejmowej oraz ogromnej rzeszy obywateli sympatyzujących z PiS i ZP, a bardzo nie podoba się sejmowej opozycji i licznej (zdecydowanej większości) rzeszy Polaków. To co dzieje się w PE, podoba się politykom skupionym we frakcjach politycznych stanowiącym większość w PE i ogromnej rzeszy ludzi mieszkających na terenie UE, a nie podoba się politykom skupionym we frakcjach nie partycypujących we władzy i ogromnej rzeszy (zdecydowanej większości) mieszkańców państw będących w UE.

Bardzo podobna sytuacja jest z polskim Trybunałem Konstytucyjnym i Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Niektóre orzeczenia polskiego TK, całkowicie akceptowane i popierane przez PiS, nie podobają się „totalnej” opozycji. PiS twierdzi, że skład TK został wyłoniony prawidłowo, podjęte przez niego decyzje są słuszne i ostateczne, a opozycja podważa zarówno legalność Trybunału, jak i treść niektórych podjętych przez niego decyzji oraz ich ostateczność. Podobnie jest z TSUE, bo frakcje rządzące w PE nie kwestionują orzeczeń tej instytucji, a parlamentarna opozycja niektóre z nich podważa.

Z powyższej przyczyny polska opozycja pryncypialnie krytykuje niektóre orzeczenia TK, a bezkrytycznie popiera wyroki TSUE, a polska większość parlamentarna bezkrytycznie popiera orzeczenia TK, a krytykuje i podważa niektóre wyroki TSUE. Powiedzenie „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” ma tu zatem swoje dosłowne zastosowanie.

Czy w tym całym zamieszaniu ma jakiekolwiek znaczenie, czy skład polskiego Trybunału Konstytucyjnego jest wybrany prawidłowo, a sędziowie w nim zasiadający mają prawo orzekać w sprawach, o których decydowali jako posłowie? Kto się przejmuje tym, że decyzje w imieniu TSUE podejmuje, w nieznanym wcześniej trybie, jednoosobowo Pani sędzia Rosario Silve de Lapuerta a odwołania od tych decyzji również trafiają na jej biurko? Nie. Nie ma to znaczenia, o ile instytucja (TK, TSUE) jest „nasza”, a ma znaczenie, gdy jest „ich”.

Na koniec o przemówieniu Premiera Morawieckiego w PE i reakcji na nie. Nie trzeba być ekspertem by wiedzieć, że Polska opozycja będąca we frakcjach rządzących w PE uznała to przemówienie za kiepskie i kłamliwe, a rządzący w Polsce, będący w PE w opozycji, za znakomite, zawierające wyłącznie prawdziwe tezy i trafne argumenty. Oczywiście obie strony sporu mówią to nie wsłuchując się w słowa Mateusza Morawieckiego, a niektóre polemiki mogłyby być (a może były?) napisane przed jego wystąpieniem. Show must go on. Bez względu na okoliczności.

Obowiązuje prawo Kalego, „prawo” tego, kto ma większość w danym parlamencie i ma wpływ na instytucję, która orzeka. Reszta, to teatr, bo TVP pokaże i skomentuje zgodnie z oczekiwaniami PiS, a TVN zgodnie z potrzebami „totalnej” opozycji.

A nam pozostaje się pośmiać oglądając „W tyle wizji” lub „Szkło kontaktowe”. Wszak mamy demokrację polegającą na wybieraniu... programu w telewizji.

Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (69)

Inne tematy w dziale Polityka