Nie milknie zamieszanie wokół Instytutu Pamięci Narodowej, stąd znowu dwa słowa na ten temat. Gdyby Platforma Obywatelska zrealizowała swój pomysł skrócenia kadencji Kolegium IPN, byłby to zwykły polityczny zamach na niezależną instytucję. Zamach niczym nie różniący się z zamachu na media publiczne, jakiego na przełomie 2005 i 2006 roku dokonały PiS, Samoobrona i LPR.
Jedną z kluczowych w systemie demokratycznym reguł jest dotrzymywanie zapisanych w ustawach kadencji władz instytucji państwowych. Te kadencje są bowiem właśnie po to, by niepolitycznych instytucji nie narażać na zawirowania personalne przy każdej zmianie ekipy rządowej.
PiS jako pierwszy w historii nie uszanował kadencyjności Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i z powodów politycznych zmienił trzy lata temu jej cały skład. Wtedy PO słusznie to piętnowała i nie chciała brać udziału w podziale medialnych łupów.
Bo objęciu rządu Donald Tusk, co również mu się chwali, powstrzymał się od zmiany kierownictwa CBA. Właśnie z powodu trwającej kadencji szefa Biura. Teraz jednak premier zapowiada zamach na Kolegium IPN, nie chcąc zapewne dopuścić, by obecne Kolegium (jego kadencja kończy się dopiero w 2014 roku) wybierało w 2010 roku kandydata na nowego prezesa IPN, po zakończeniu kadencji Janusza Kurtyki.
Oby te zapowiedzi były tylko przedwyborczymi zaklęciami. Bo jeśli PO zrealizuje swój pomysł wymiany Kolegium IPN, będzie to tylko potwierdzenie teorii, że władza deprawuje.
Inne tematy w dziale Polityka