Niedawno przedstawiciele Przedsiębiorstwa Wydawniczego Rzeczpospolita złożyli wniosek o rozwiązanie spółki Presspublica, czyli wydawcy „Rzeczpospolitej”. PWR jest państwowym udziałowcem Presspubliki, więc całą akcję można interpretować jako kolejną próbę przejęcia „Rzeczpospolitej” przez skarb państwa. A także jako próbę wymiany obecnej ekipy redakcyjnej na bardziej przychylną rządowi i PO.
Dokładnie cztery lata temu odchodziłem z „Rzeczpospolitej”. Między innymi dlatego, że po objęciu funkcji redaktora naczelnego przez Pawła Lisickiego profil tej gazety zmieniał się w kierunku niezbyt mi bliskim. Poza tym Lisicki zostawał naczelnym przy poparciu, a przynajmniej przy akceptacji ówczesnej władzy, czyli PiS. Mającej wpływ na sytuację w redakcji dzięki udziałom skarbu państwa w Presspublice. Zmiany wówczas przeprowadzone w „Rzeczpospolitej” wyglądały więc jak usunięcie kierownictwa redakcji opozycyjnego wobec władzy na takie, które tej władzy sprzyjało. Mogło to wywoływać sprzeciw.
Z perspektywy lat należy stwierdzić, że nie wszystkie ówczesne obawy okazały się uzasadnione. „Rzeczpospolita” rzeczywiście stała się dziennikiem o wyrazistej, konserwatywnej linii. W publicystyce też często wspierała PiS. Traktowała ugrupowanie Kaczyńskiego może nie bezkrytycznie, ale na pewno przychylnie. Jednocześnie nigdy nie przekroczyła cienkiej linii, jaką oddziela gazety rzetelne od nierzetelnych.
Sytuacja „Rzeczpospolita” zmieniła się oczywiście z chwilą, gdy władzę przejęła Platforma Obywatelska. Gazeta stała się medium, które twardo patrzyła na ręce rządzącej formacji i nie oszczędzała jej w publicystyce. Robiła to jednak bardziej rzetelnie niż inne „opozycyjne” media. Ale to na łamach „Rzeczpospolitej” światło dzienne ujrzała choćby afera hazardowa, która Platformie napsuła sporo krwi.
Szefowie PO od początku podejmowali próby okiełznania niesfornej gazety. Rzepę uratował właściciel większościowego pakietu akcji, szef Funduszu Mecom David Montgomery. Mimo wielokrotnych nacisków ze strony ministra skarbu Aleksandra Grada nie wymienił kierownictwa redakcji.
Teraz Platforma ma już pełnię władzy w kraju – nie tylko rząd, ale i urząd prezydenta. Wspólnie z SLD przejęła właśnie TVP. Jeśli do tego doszłoby jeszcze przejęcie „Rzeczpospolitej”, sytuacja w polskich mediach byłaby bardzo niepokojąca.
Obecna zmiana, mimo formalnego podobieństwa, byłaby czymś zupełnie innym niż przejęcie Rzepy przez ekipę bliską PiS w 2006 roku. Prawo i Sprawiedliwość, choć miało wtedy i prezydenta, i rząd, nie cieszyło się sympatią wielu wpływowych mediów.
Z Platformą jest inaczej. „Rzeczpospolita” jest ostatnim cenionym i opiniotwórczym medium, które może być uznane za „opozycyjne” wobec PO. Inne media są jeśli nie przychylne, to przynajmniej neutralne wobec rządzącej formacji. Co jest o tyle zrozumiałe, że PO robi wiele, by zachować charakterystyczną nijakość i nie budzić żadnych skrajnych emocji.
Ale właśnie dlatego potrzebne jest medium, które dostrzega przysłowiową „dziurę w całym”. „Rzeczpospolita” powinna więc utrzymać obecną linię, której gwarantem jest aktualne kierownictwo redakcji.
W przeciwnym razie PO znajdzie na ostatniej prostej, by sprawować władzę bez żadnej kontroli. A taka władza jest zawsze szkodliwa.
Inne tematy w dziale Polityka