„Historia świadczy, że każdy, kto, strojąc się w szaty obrońcy praw człowieka, walczył z krzyżem, ostatecznie okazywał się tyranem” – takie słowa znalazły się w liście Episkopatu Polski, przygotowanym na niedzielę Świętej Rodziny 27 grudnia. List jest gorącą obroną wieszania krzyży w miejscach publicznych, takich jak szkoły czy instytucje.
Nie czuję się zwolennikiem tyranii, choć jestem przeciwnikiem wieszania krzyży w instytucjach państwowych.
Słowa biskupów mogą niepokoić. Po pierwsze dlatego, że są po prostu fałszywe. Moim zdaniem jest wręcz przeciwnie, niż piszą biskupi. W historii znacznie częściej tyrani posługiwali się krzyżem do realizacji własnych celów, niż jego brakiem. Po drugie słowa te dowodzą, że biskupi nadal nie wyrzekli się tendencji do wykorzystywania instytucji państwa do propagowania swojego systemu wartości.
Tymczasem sytuacja jest wyjątkowo prosta – w państwie w którym panuje liberalna demokracja wszystkie religie powinny mieć te same prawa. A to oznacza, że instytucjach państwowych nie mogą wisieć symbole jednej z religii, choćby wyznawała ją większość obywateli. Może nawet szczególnie dlatego, że wyznaje ją większość. Dlatego krzyż nie powinien wisieć ani w Sejmie, ani w państwowej szkole w zapadłej wsi.
Odwoływanie się do najprostszych i podstawowych zasad jest w tej sprawie szczególnie ważne. Wielu publicystów popierających z wiadomych sobie powodów krzyże w instytucjach państwowych odwołuje się bowiem do pokrętnych i mętnych teorii. Szymon Hołownia, Tomasz Terlikowski czy Bronisław Wildstein piszą o tradycji, o symbolu uniwersalnych wartości, o ścisłym związku krzyża z polską symboliką narodową itp. Wszystko to jednak tylko zasłona dymna wobec tego, że nie są w stanie zmierzyć się z podstawowym zarzutem przeciwników wieszania krzyża w instytucjach państwowych. Że jest to po prostu narzucanie symbolu religii chrześcijańskiej tym obywatelom, którzy związków z chrześcijaństwem nie odczuwają.
Nikt nie broni rodzicom posyłania dzieci do prywatnych szkół chrześcijańskich, gdzie wiszące krzyże są czymś naturalnym. Nikt też nie broni ludziom wierzącym noszenia krzyży przy sobie. A wszystkim publicystom i politykom, którym zależy, by w kraju liberalnym krzyż mimo wszystko był publicznie widoczny proponuje jedną rzecz. By wytatuowali sobie krzyże na czołach.
Inne tematy w dziale Polityka