Ciekawym aspektem sprawy Romana Polańskiego jest różnica zdań w środowiskach, które dotąd prezentowały na ogół jednolity światopogląd. Mam na myśli przede wszystkim takie media, jak „Gazeta Wyborcza” czy Radio TOK FM. „Wyborcza” raczej sprzyja Polańskiemu i dołącza do chóru środowiska filmowego, oburzonego „nieludzkim” potraktowaniem znanego reżysera przez szwajcarskie służby. Akcentuje też mocno te wszystkie wątki sprawy, które stawiają Polańskiego w korzystnym świetle. Jak choćby fakt, że sędzia Rittenband był wyraźnie uprzedzony do reżysera i mataczył, więc ucieczka Polańskiego z USA mogła być uzasadniona. Choć ten argument nie pada, odnosi się też wrażenie, że obrońcy Polańskiego oczekują specjalnego traktowania go, choćby z uwagi na dramatyczne doświadczenia wojenne.
Inne aspekty sprawy akcentuje z kolei TOK FM. Radiostacja ta, zasłużona w walce o prawa kobiet czy mniejszości seksualnych, bierze raczej stronę skrzywdzonej przez Polańskiego 13-latki. Akcentuje jego winę i fakt, że przyznał się do uprawiania z nią seksu. Choć nikt nie mówi tego wprost, Polański jest w TOK FM trochę traktowany jako typowy męski szowinista, który nie dość że skrzywdził młodą dziewczynę, niemal dziecko, to jeszcze dzięki sławie i pozycji może uniknąć kary.
Sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że żadna ze stron nie ma stuprocentowej racji. Bo oczywiście obowiązuje zasada „Dura lex sed lex” – skoro Polański popełnił przestępstwo, powinien być za nie ukarany. Niezależnie od tego, że to było dawno i że jest człowiekiem zasłużonym. Bo podstawą demokracji liberalnej jest równość wszystkich obywateli wobec prawa. Dlatego dziś Polański nie powinien unikać wymiaru sprawiedliwości.
Z drugiej strony racją jest też, że gdyby Polański był kim innym, całej sprawy mogłoby nie być. Zapewne wtedy 13-latka nie spędziłaby z nim tak chętnie wieczoru 32 lata temu. Zapewne też jej rodzina nie wniosłaby tak szybko skargi, licząc na rozgłos i wysokie odszkodowanie od dobrze sytuowanego reżysera. Z kolei amerykański wymiar sprawiedliwości nie byłby tak zawzięty i żądny specyficznie rozumianej „zemsty” na Polaku żydowskiego pochodzenia, który w dodatku śmiał robić jakieś satanistyczne filmy. Niewykluczone też, że gdyby to nie chodziło o sławnego reżysera, już dziś amerykański wymiar sprawiedliwości w ogóle o sprawie by nie pamiętał.
Jeżeli jednak miałbym próbować sformułować jakąś konkluzję, wydaje mi się, że choć okoliczności zatrzymania Polańskiego – przy okazji zaproszenia na festiwal filmowy – są bardzo niefortunne, w sumie to dobrze, że sprawa ma szansę niebawem się zakończyć zgodnie z prawem. Polański też powinien się z tego cieszyć. Bo zapewne ewentualny wyrok nie będzie surowy, a on wreszcie zdejmie z siebie odium wiecznego uciekiniera. A także, niczym bohaterowie niektórych jego filmów, zamiast uciekać, wreszcie skonfrontuje się z trudną rzeczywistością.
Inne tematy w dziale Polityka