Ten blog jest blogiem politycznym, ale mamy lato, więc czasem jakaś wakacyjna zmiana tematu się przyda.
Z lekkim opóźnieniem postanowiłem zabrać głos w sprawie niedawnego komentarza mojego blogowego sąsiada na stronie „Newsweeka” Szymona Hołowni. Zrównał on ziemią głośnego autora bestselleru „Bóg urojony” Richarda Dawkinsa.
Każdy oczywiście ma prawo do polemiki z poglądami, z którymi się nie zgadza. Ale akurat polemika Hołowni nie była merytoryczna.
Nie jest prawdą, co twierdzi Hołownia, że ateista Dawkins, podobnie jak ludzie wierzący, odwołuje się do nieweryfikowalnych argumentów. Przeciwnie, myślenie o Bogu sprowadza on do poziomu czystego racjonalizmu. I na gruncie racjonalizmu – przede wszystkim teorii ewolucji - próbuje dowodzić, że Boga nie ma. Dowodzi przekonująco, choć stuprocentowego dowodu oczywiście nie jest w stanie przedstawić. Tym samym pozostawia małą furtkę dla ludzi wierzących.
Nie można jednak Dawkinsa oskarżać o stosowanie nieuczciwych, demagogicznych czy emocjonalnych argumentów. Bo intelektualna uczciwość, konsekwencja i odwoływanie się do praw logiki są podstawowymi elementami jego argumentacji. I na miejscu Hołowni nie wyśmiewałbym Dawkinsa, że „reanimuje trupa tzw. ateizmu naukowego”. Nikt jak dotąd nie wynalazł bardziej spójnego systemu dowodzenia niż system naukowy. Korzystają z niego nawet teologowie.
Zgodzić się natomiast mogę z Hołownią, gdy lekko wyśmiewa te wątki w argumentacji Dawkinsa, w których dowodzi on, że religia jest szkodliwa, bo jest przyczyną przemocy czy wojen.
W tej części swojej słynnej książki Dawkins rzeczywiście zbyt często zapomina, że przemoc jest immanentną cechą natury ludzkiej czy zwierzęcej. Na niej opiera się przecież dobór naturalny. Istnieć więc będzie zawsze, a to, czy pretekstem do jej stosowania będzie religia, ideologia czy zwykły głód, nie ma większego znaczenia.
Inne tematy w dziale Technologie