Minęło trzy tygodnie od zakończenia działalności „Dziennika” w dotychczasowej formule. Przez ten cały czas śledziłem pojawiające się publicznie analizy przyczyn tego zjawiska. Muszę przyznać, że było ich zaskakująco mało i były zaskakująco płytkie. Tak jakby gwałtowny spadek sprzedaży codziennej gazety – w ciągu roku bodaj o 50 procent – był zjawiskiem naturalnym. Oczywiście dominowały opinie, że „Dziennikowi” najbardziej zaszkodziła ostra zmiana politycznej linii. Że był to zakręt, na którym wypadała większość czytelników. To na pewno prawda, ale chyba nie wyczerpuje wszystkich przyczyn. Aż dziw, że nie są znane badania focusowe, które na powyższe pytanie odpowiedziałyby bardziej precyzyjnie.
Najciekawszą interpretację zmian w „Dzienniku” przedstawił jak zwykle Jarosław Kaczyński. Ocenił, że zmiana redaktora naczelnego nastąpiła pod naciskiem Platformy i była wynikiem publikacji tekstów o Januszu Palikocie. Zaiste, genialna interpretacja, z którą ścigać się może tylko hipoteza, że Roberta Krasowskiego zabiło zdemaskowanie Kataryny.
Zresztą akurat Jarosław Kaczyński jest ostatnią osobą, która powinna się wypowiadać o powodach zmian w „Dzienniku”. Tak naprawdę to on bowiem odpowiada za klęskę dotychczasowej formuły tego projektu. Zadał „Dziennikowi” dwa ciosy, które okazały się śmiertelne.
Pierwszy to przyniesienie w teczce jesienią 2006 roku nowego redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” Pawła Lisickiego. Był to klasyczny zamach rządzącego ugrupowania na niezależną gazetę, mimo udziałów skarbu państwa w wydającej ją spółce. Lisicki doprowadził do ostrej zmiany kursu „Rzeczpospolitej” na radykalnie konserwatywny, sprzyjający PiS-owi i projektowi tzw. IV RP, choć wcześniej zaletą Rzepy było umiarkowanie i sytuowanie się w szeroko rozumianym centrum. Tym samym Rzepa zaczęła dystansować w prorządowości i konserwatyzmie „Dziennik”, który od swojego powstania wiosną 2006 starał się pełnić rolę prawicowej gazety, równoważącej wpływy „Gazety Wyborczej”. „Dziennik” musiał zatem poszukać sobie nowego miejsca na rynku, tracąc sporo na wiarygodności.
Drugim ciosem Kaczyńskiego była decyzja o przedterminowych wyborach w 2007 roku, które doprowadziły do przejęcia władzy przez PO. Zmieniło to układ sił, ostatecznie kompromitując ideę IV RP. Na rynku prasowym zaszkodziło najbardziej właśnie „Dziennikowi”, który bardziej umiarkowanie niż Rzepa, ale jednak wspierał projekt IV RP. Po wyborach trafił jednak do próżni między popierającą nowy rząd „Wyborczą”, a jawnie opozycyjną Rzepą. A w próżni, jak wiadomo, żyć się nie da.
Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o przyczynach zmian w „Dzienniku” można zatem zinterpretować w myśl znanego przysłowia o stole i nożycach.
Inne tematy w dziale Polityka