Media wskazały na historię rzekomej odmowy honorowania przez Sędziego Łączewskiego pełnomocnictwa podpisanego w imieniu Trybunału Konstytucyjnego przez Panią Julię Przyłębską. Patrząc na to z doświadczenia adwokackiego, to Pan sędzia po pierwsze niczego nie zakwestionował, ale i niczego nie zaakceptował. Po prostu powiedział, że nie wie i że poczeka aż się dowie w wyniku odpowiedzi na pytanie prawne, jakie jeden z Sądów Apelacyjnych przesłał do Sądu Najwyższego. Dla przypomnienia cytat z informacji RMF FM: "Sąd musi mieć pewność, że Trybunał Konstytucyjny jest właściwie reprezentowany - tłumaczy reporterowi RMF FM sędzia Wojciech Łączewski" (Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/fakty/news-sad-odroczyl-proces-z-powodu-watpliwosci-zwiazanych-z-wybore,nId,2409259#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=other).
Zachowanie Sędziego nie było ani karygodne, ani nietypowe, ani też w żaden sposób niewłaściwe w realiach polskiego procesu cywilnego, rzekłbym (z perspektywy 25 lat pracy w adwokaturze) aż do bólu typowe. Podejrzewam, że to samo zrobiłby każdy inny sędzia. Moim zdaniem wręcz miałby taki obowiązek. Gdyby jednak to był ktokolwiek inny, to i larum by się takie nie podniosło. Pech chciał, że padło na sędziego wręcz znienawidzonego przez PiS i bliskie mu media. Z tego pecha wyrosła krzykliwa i bezrefleksyjna awantura skupiająca się na buntach, puczach, badaniach psychiatrycznych etc. a nie na rzeczywistej istocie problemu.
Problem zaś nie polega na takim, czy innym zachowaniu konkretnego sędziego, a na dwoistości systemu sądowniczego w Polsce, a w szczególności oderwaniu sądownictwa konstytucyjnego od sądownictwa powszechnego. Nieprawdę bowiem piszą (acz moim zdaniem z braku kompetencji, a nie ze złej woli) Ci, którzy mówią, że Sędzia Łączewski jako sędzia Sądu Rejonowego stoi niżej niż Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. Może i On jest na stanowisku mniej eksponowanym, może i mniej zarabia niż sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, ale w hierarchii sadownictwa Polskiego stoi nie tyle niżej niż sędziowie Trybunalscy, co na uboczu w stosunku do tych sędziów.
Autorzy Konstytucji tworząc odrębne od sądownictwa powszechnego sądownictwo konstytucyjne zapewne obawiali się nadmiaru władzy sądów, gdyby były ze sobą połączone, no i w efekcie zafundowali nam nielekki bałagan na wypadek sytuacji podobnej do obecnej. Jakkolwiek Trybunał Konstytucyjny jest sądem nad prawem, to jednak w żaden sposób nie jest sądem dla indywidualnych sporów sądowych, czy to ludzi pomiędzy sobą, czy też ludzi z Państwem Polskim.
Trybunał Konstytucyjny, zresztą tak jak i każdy inny sąd, oprócz władzy sądzenia mają to do siebie, że są organami Państwa i tak zwanymi statio fisci, czyli jednostkami organizacyjnymi reprezentującymi Skarb Państwa w sporach sądowych. Takimi samymi statio fisci są np. wojewodowie, Policja, Straż pożarna, Ministerstwa i tym podobne instytucje. Teraz wyobraźmy sobie, że jest proces pomiędzy zwykłym obywatelem, a Sądem np. Okręgowym w Łodzi, Trybunałem Konstytucyjnym, czy też Ministrem (czyli Skarbem Państwa reprezentowanym przez jedną z owych instytucji) o równie zwykłe jak ów obywatel pieniądze. Jeżeli by się okazało, że Skarb Państwa był niewłaściwie reprezentowany, bo ten czy inny człowiek nie mógł go reprezentować, to ów indywidualny proces skończyłby się powtórką z uwagi na nieważność postępowania. Sąd w takiej indywidualnej sprawie ma zatem obowiązek zbadać zarówno to, czy dana osoba jest rzeczywiście Prezesem Sądu np. Okręgowego, jak i Trybunału Konstytucyjnego, czy też Prezesem Spółki, którą jak twierdzi reprezentuje. I niestety nie może tego zrobić Trybunał Konstytucyjny, a musi to zrobić zwykły sąd powszechny. Dlatego sędzia badający jakąkolwiek sprawę po prostu musi te okoliczności badać, co więcej nie może się z tym zwrócić do Trybunału Konstytucyjnego, bo nie chodzi o konstytucyjność ustawy czy też innego aktu prawnego, a o prawidłowość indywidualnego aktu stosowania prawa, jakim jest np. powołanie lub wybór na określone stanowisko. W efekcie w indywidualnym procesie badanie tego, czy Pani Julia Przyłębska może reprezentować Skarb Państwa jako Prezes Trybunału Konstytucyjnego, musi przeprowadzić właśnie sędzia sądu powszechnego i to każdej z instancji, nawet z Sądu Rejonowego. Co więcej ów sędzia będzie musiał wyrokować w sprawie opisanej przez RMF FM, której głównym problemem jest czy Pan prof. Muszyński jest uprawniony do orzekania w Trybunale Konstytucyjnym. I od tego nie ucieknie, bowiem taka jest istota owego procesu cywilnego, przynajmniej wg doniesień RMF FM.
Gdyby nie pechowe przydzielenie owej sprawy Panu Wojciechowi Łączewskiemu, to przy okazji wspomnianej sprawy byłaby szansa na refleksję nad sensownością oddzielenia sądownictwa konstytucyjnego od powszechnego, bowiem w obecnie obowiązującej konstrukcji istnieje duże ryzyko, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w nieakceptowanym przez sądownictwo powszechne składzie po prostu nie będą miały sankcji w orzeczeniach zwykłych sędziów sądów rejonowych, a jednocześnie Trybunał Konstytucyjny nie będzie w stanie, z uwagi na brak uprawnień, mieć wpływu na treść wyroków wydawanych przez sędziów sądów nawet najniższego szczebla w sądach powszechnych.
Dyskusja prasowa we wspomnianej sprawie sprowadza się do inwektyw lub obrony konkretnego sędziego i ma charakter dość jarmarczny, a pomija kluczowy jej aspekt, którym nie są personalia i to czy sędzia lubi, czy nie lubi PiSu, a jest nim oddzielenie sądownictwa konstytucyjnego od sądownictwa powszechnego, przez co Konstytucja nie dała i nie daje Trybunałowi Konstytucyjnemu jakiegokolwiek bezpośredniego wpływu na stosowanie prawa w indywidualnych sprawach.
Jeżeli się postawi retoryczne pytanie o to, czym będą wyroki Trybunału Konstytucyjnego, jeżeli sądy powszechne odmówią ich honorowania, to sympatyk PiS być może zakrzyknie, że to nawoływanie do puczu sędziów. Jednocześnie przeoczy, że to tak naprawdę to nie żaden bunt, a naturalna konsekwencja wykonywania przez zwykłych sędziów ich konstytucyjnych i ustawowych obowiązków oraz rozdzielenia obu rodzajów sadownictwa. Podobnie przeoczy to oponent PiSu, który w owej niezależności sądów powszechnych dostrzeże szansę na obronę przed całkowitym zawłaszczeniem Polski przez PiS, a jednocześnie przeoczy zwykłą słabość i Konstytucji i Państwa. Każdy z nich skoncentruje się zapewne na personaliach i na tym co go boli lub czego się boi, a nie na tym co rzeczywiście jest istotne. Przez co obaj stracą z pola widzenia możliwość sensownej dyskusji nad sprawami ustrojowymi.
Inne tematy w dziale Polityka