Właściwie to ja się nie dziwię ludziom, którzy mówienia o katastrofie prezydenckiego Tupolewa sprzed roku już nie chcą słyszeć. No bo właściwie — ileż można rozmawiać wciąż o tym samym? Ileż można roztrząsać najrozmaitszych teorii o tym, jak być mogło, ileż można kłócić się o to, jak prowadzone jest śledztwo i przez kogo? Jest jakoś i już. Owszem, to ważna sprawa i o niej się mówić powinno, ale — jak najmniej. To ważna sprawa, ale prezydent — i razem z nim te dziewięćdziesiąt parę osób — już umarł, tymczasem nasze życie biegnie nieubłaganie do przodu i kraj nasz stoi przed najrozmaitszymi problemami. Politycy powinni powoli już przechodzić do porządku dziennego nad wydarzeniami historycznymi i rozmawiać raczej o sprawach dnia dzisiejszego. O gospodarce na przykład, o służbie zdrowia, wojsku, policji, pracodawcach, pracujących i bezrobotnych czy o sądownictwie. Roztrząsanie wciąż przyczyn katastrof lotniczych zostawmy rodzinom ofiar; zajmijmy się sprawami, dzięki którym łatwiej nam będzie napełnić brzuchy lub płacić podatki. A prezydenta mamy już przecież nowego.
Czy taki sposób myślenia nie ma w sobie przynajmniej odrobiny znamion dobrego rozsądku? Przecież Ś.P. Prezydent Lech Kaczyński tym się właśnie — między innymi rzecz jasna — dla Polski zasłużył, że chciał o dobrobyt swoich rodaków dbać. Byłoby nierozsądne porzucanie działalności na rzecz modernizacji kraju i wzrostu zamożności Polaków z powodu Jego śmierci.
To wszystko prawda.
Tylko że jest jeden problem.
Otóż, sprawa katastrofy w Smoleńsku z tymi pozostałymi łączy się nieodmiennie. Jasne, być może osobista tragedia związana ze śmiercią bliskich nie dotyczy nas wszystkich, ale już wymiar praktyczny, powiedziałbym — systemowy — całej sprawy, tak.
Nie wiem dlaczego, ale ilekroć bym się nie zastanawiał nad pytaniem „dlaczego wciąż gadamy o tym Smoleńsku?”, nieodmiennie przychodzi mi na myśl taka odpowiedź:
Chodzi o dokładnie ten sam powód, dla jakiego parę lat temu zdecydowałem się ostatecznie, że kupuję samochód: autobus nie podjechał.
Przepraszam, jeśli kogoś razi banalność tego przykładu. Tak, wiem, nie pasuje do narzekania na autobus powaga sytuacji. w której ginie głowa państwa i 95 znaczących dla tego państwa osób — przyzna to chyba nawet każdy, najbardziej zaczadzony antykaczysta.
Ja jednak wspominam o tym celowo, i już mówię, dlaczego. Otóż, tak już mamy to poukładane, wszelkie komunikacje publiczne, w tym miejskie i pekaesy, zarządzane są przez władze. Owszem, dopuszcza się tu przewoźników prywatnych, ale raczej na zasadzie wyjątku i w ramach ustalonych tras. Tak więc, możemy przyjąć, że za tę dziedzinę odpowiadają władze. Tu chodzi akurat o te lokalne, ale uważam, że mechanizm dotyczy każdego szczebla, od samorządu po parlament. I dotyczy także szeroko pojętej administracji. Nie powiem nic odkrywczego: nasze państwo jest wobec swoich obywateli nieprzyjazne.
Źle funkcjonująca komunikacja publiczna (fakt, że nie wszędzie) to najmniej dokuczliwa z rozmaitych szykan, na jakie napotkać możemy niemal codziennie, żyjąc między Odrą a Bugiem. Ale przecież nie jest jedyną. Kłopoty zaczynają się, kiedy trzeba zwyczajnie załatwić coś w urzędzie. Potem są jeszcze wysokie podatki z zestawem formularzy tak skomplikowanych, że potrzebni są specjaliści i doradcy, pomagający co mniej zorientowanym obywatelom wypełnić stosowne rubryczki.
Przedsiębiorcy — ci mniejsi i ci więksi — mają rzucane kłody pod nogi. Nie chodzi tylko o podatki, (a w odniesieniu do podatków nie tylko o ich wysokość, ale także o skomplikowany ich system) i składki „na ZUS”. Swoje robi także rozbudowany aparat kontroli (kilkadziesiąt instytucji może kontrolować przedsiębiorców), a także system zezwoleń, norm, nakazów i zakazów, sięgający takich szczegółów jak to, czy np. w lokalu można palić papierosy, czy nie.
Nie ciekawiej jest w sądownictwie. Nie muszę wspominać, ile się czeka przeciętnie na rozwiązanie sprawy. A jak już ktoś zostanie skazany — to w więzieniach jest... za mało miejsc.
Zobaczmy, co się dzieje w Policji. Wszedłem kiedyś do komendy — byłem pod wrażeniem dostrzegalnego gołym okiem braku niemal wszystkiego, czego można spodziewać się w normalnym budynku. Począwszy od generalnego remontu, który należy się pomieszczeniom co najmniej od 10 lat. Ale o tym sobie darujmy — w końcu widywałem i ładniejsze budynki należące do tej samej instytucji. Ale o dobrze zarabiającym policjancie usłyszeć już trudniej. Za to czytamy w prasie niekiedy doniesienia o tym, ile wynosi stosowny dodatek na jedzenie w trakcie służby, albo o tym, ze terach „chyba” policjanci takiej a takiej jednostki przesiądą się na rowery albo będą mieli tylko piesze patrole, bo w danym roku/miesiącu wyjeździli już cały przyznany przydział paliwa. Policjant za swą ciężka pracę dostaje jakieś marne grosze. I jeszcze może czasem nie móc dojechać, bo akurat w baku radiowozu skończą się opary.
To wszystko są tematy ogólnie znane, dlatego tylko wymieńmy inne tematy. Wojsko. Wojsko?
Może jesteśmy liderem w gospodarce? Może nasze władze ustawodawcze pracują nad poprawą sytuacji, projektując jasne, czytelne przepisy, w których żadne „niewidzialne ręce” nie dopisują skrojonych pod kogoś sformułowań pokroju „lub czasopisma”? A może drogi, po jakich jeździmy (bo autobusy i pociągi mamy coraz rzadziej i coraz gorsze) starymi (bo na nowe nas nie stać) samochodami, są dobrze zaprojektowane, wygodne, bezpieczne i dobrze utrzymane?
To może chociaż te podatki, na które z takim trudem pracujemy, są wydawane rozsądnie?
Aby opisać to wszystko dokładnie, nie starczyłoby pewnie kilku książek.
A mówiąc najkrócej, jak się da: państwo polskie ma problemy z zapewnieniem swoim obywatelom najprostszych rzeczy. Nie wspominając już o dobrobycie, który w myśl ideałów socjalistycznych powinno zapewnić także, nie jest w stanie zapewnić dobrych dróg, wymiaru sprawiedliwości, warunków rozwoju gospodarczego ani bezpieczeństwa.
Właśnie to wyszło przy „okazji” katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Niezależnie bowiem, jakie się okażą faktyczne przyczyny rozbicia Tupolewa, w ciągu ostatniego roku wyszły na jaw fakty skandaliczne. To, jak lot samolotu Tu-154M został potraktowany, to jedno wielkie nieporozumienie. Dość powiedzieć, że tak długo nie wiedzieliśmy, czy był to lot wojskowy, czy cywilny. Do tego np. brak obecności BOR-u tam, gdzie jego funkcjonariusze powinni się znaleźć, do tego wielomiesięczne gierki wokół prezydenta... Nie wspominając już o tym, że o wymianie starych Tupolewów na nowocześniejsze i bezpieczniejsze maszyny mówiono już od dawna, a partia obecnie będąca u władzy, ustami swoich przedstawicieli wręcz obiecywała zajęcie się m.in. tym problemem...
Również potraktowanie całej sprawy już po tragicznym zakończeniu lotu budzi poważne zastrzeżenia. Nie wiadomo na przykład, dlaczego śledztwo, razem z dowodami, oddano stronie rosyjskiej, mimo iż obowiązujące umowy między państwami przyznawały takie prawo właśnie nam. (To zresztą chyba nikt inny, jak obecny „prezydent” Bronisław Komorowski podpisał stosowną umowę z Rosją; działo się to w czasach, gdy stacjonowały jeszcze na naszych terenach rosyjskie wojska i nasi sąsiedzi ze wschodu chcieli na wypadek jakiejś katastrofy zapewnić sobie prawo do tego, by nikt niepowołany z Polaków nie mógł się przyjrzeć dowodom i rosyjskim tajemnicom). A jak nazwać rozpowszechnianie zupełnie fałszywych informacji o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania, o „naciskach” prezydenta — samobójcy, o awanturze pomiędzy dowódcami i pilotami specjalnego wojskowego pułku? Nie wiem, jakiej nazwy użyją Państwo, ale mi na myśl przychodzi jedynie popularne swego czasu „granie trumnami”.
Żeby i tego wątku nie przedłużać: Smoleńsk był tylko objawem choroby toczącej państwo już od dawna; tym razem państwo polskie nie potrafiło zapewnić podstawowych spraw — w tym bezpieczeństwa — swojemu najważniejszemu obywatelowi. Właśnie dlatego wyjaśnienie przyczyn jest tak istotne. Bo jeśli nie wyjaśnimy tego, to na czym... Na czym, pytam, mamy opierać nasze przekonanie, że państwo da nam, szarym obywatelom to, czego nie potrafiło dać własnej głowie?
KS
http://piotrkovskie.pl/index.php/glowna/kraj/216-dlaczego-my-wciaz-gadamy-o-tym-smolensku
Inne tematy w dziale Polityka