Nic dziwnego, że „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego to ostatnio „kino nocne” zaczynające się najwcześniej o 23.30. Wcześniej jest miejsce na antenie dla Elżbiety Jaworowicz, która jak wiadomo uprawia „dziennikarstwo interwencyjne”, ale tak by „interwencja” nie zaszkodziła temu, komu zaszkodzić nie powinna. Kiedyś o czymś takim mówiło się „wentyl bezpieczeństwa”. Potem idzie jak to miało miejsce na przykład 24 czerwca filmowa chała, a dopiero po niej, gdy ludzie idą spać, zaczyna się „Warto rozmawiać” o katastrofie smoleńskiej.
Nie po to jednak cały mainstream śpiewa o „pojednaniu” polsko – rosyjskim i współczującym uścisku pułkownika KGB z premierem RP, a wszystkich którzy nie przyjmują bezkrytycznie za dobrą monetę, że 10 kwietnia to był wypadek, wysyła do domu wariatów, by taki Pospieszalski pokazywał w „Warto rozmawiać”, że trzyma się kupy teza iż nie był to wypadek oraz że w obecnym stanie rzeczy „pojednanie” jest fikcją. Nie mówiąc o wołającej o pomstę do nieba postawie rządu, który przystał na narzucone przez Rosję warunki śledztwa skutkiem czego nie jest wyjaśnianie czegokolwiek, ale zacieranie śladów i obarczanie winą załogi. O tym goście Pospieszalskiego mówili 24 czerwca bez ogródek, wykazane też zostało bezsprzecznie kłamstwo Tuska utrzymującego, że współpraca z Rosją jest znakomita i że śledztwo przebiega bez zarzutu. W rzeczywistości sposób działania rządu PO-PSL jest niezgodny z polską racją stanu do tego stopnia, że -jak wskazali rozmówcy - sprawa kwalifikuje się do zbadania przez Najwyższą Izbę Kontroli.
Niewygodne pytania nie są w modzie i zapewne dlatego zaproszeni przedstawiciele rządu nie zjawili się w studiu. A my już niedługo nie zobaczymy pewnie Jana Pospieszalskiego w telewizji publicznej. Zabieg eliminowania nieprawomyślnych programów poprzez późną porę emisji jest na Woronicza stary jak świat – zaczyna się od 23.30 kończy się na 2.30 w nocy. Zawsze wtedy można powiedzieć, że program ma słabą oglądalność i trzeba go zdjąć z anteny.
Inne tematy w dziale Polityka