W przededniu rocznicy stanu wojennego i masakry górników z kopalni “Wujek” dowiedzieliśmy się, jakim to bohaterem był w 1981 r. tajny współpracownik Informacji Wojskowej o pseudonimie “Wolski”. Gen. Wojciech Jaruzelski był – jak twierdzi - bliski samobójstwa w przypadku interwencji sowieckiej. Cały czas “trzymał pod ręką pistolet” i zastanawiał się, czy go użyć. Podobne bajania słyszeliśmy już od gen. Czesława Kiszczaka m.in. w wywiadzie dla “Dziennika Bałtyckiego” w grudniu 2008 r. Mało tego, generał K. mówił wtedy, że w 1981 r. wojsko otaczało miasta nie po to, by pacyfikować opór społeczny, ale by… osłaniać je przed armią sowiecką. Proszę, jacy z tych WRON byli patrioci. A my okazaliśmy się tacy niewdzięczni i zamiast bić hołdy, prowadzimy komunistów na ławy oskarżonych za różne grudnie, i jeszcze dodatkowo IPN śmie twierdzić, że stan wojenny był zbrodnią komunistyczną … Jak tak można. Przecież WRON chciała dobrze, a “sowiecki generał w polskim mundurze” to był w rzeczywistości gorący patriota własnym życiem ryzykujący “dla ojczyzny ratowania”. Wysiada przy nim i Konrad Wallenrod.
Tyle tytułem gorzkiej ironii, gdyż Jaruzelski, by użyć słów Zagłoby do księcia Janusza Radziwiłła, to nikt inny tylko “zdrajca, zdrajca, po trzykroć zdrajca”. Służba Sowietom, współpraca ze zbrodniczą Informacją Wojskową, strzały do robotników, pacyfikacja – wespół z Kiszczakiem - oporu społecznego w latach 80... To były prawdziwe osiągnięcia władzy Jaruzelskiego, którą otrzymał z nadania Kremla. Im więcej bił i strzelał, tym bardziej był tam “w honorach”.
Ile jeszcze podobnych durnot, zafałszowań i kłamstw na temat stanu wojennego i komunizmu w ogóle usłyszymy od współczesnych renegatów i ich politycznych kumpli? Zapewniam, że wiele i z każdym rokiem, gdy pamięć ludzka będzie się zacierać, a świadkowie umierać - coraz więcej. Aż w końcu dojdzie do tego, że 100 procent ankietowanych w sondażu powie, że stan wojenny był ratunkiem dla Polski, członkowie WRON to sami patrioci, a 10 milionów członków „Solidarności” to zaprzańcy. Będzie to pokłosie tzw. transformacji spod znaku Michnika oraz prania mózgów przez „GW”. Układu okrągłostołowego, który zapewnił Jaruzelskiemu prezydenturę, funkcjonariuszom PRL święty spokój, forsę na leki, a agenturze spokojny sen przerywany jedynie paroma paroksyzmami wolnościowymi i próbami dekomunizacji.
Generalnie, bezkarność właścicieli PRL spod znaku PZPR i SB, to dowód, że żyjemy w rezerwacie komunistycznym, albowiem gdybyśmy żyli w państwie demokratycznym, Jaruzelski za swoje zbrodnie dawno poniósłby odpowiedzialność. Zostałby zdegradowany i siedziałby w więzieniu, lub – co traktuję jako minimum – po skazaniu dostałby wyrok w zawieszeniu. I wbrew temu co twierdzi wielu przeszkodą nie może być podeszły wiek, przede wszystkim dlatego, że nie było skruchy. A to skrucha jest warunkiem przebaczenia. Zamiast niej mamy wciąż komunistyczną butę i pogardę dla innych.
Prawda jest bowiem taka, że generał nie poniósł i nie poniesie - podobnie jak inni wyrobnicy systemu zbrodni ani deka odpowiedzialności dopóki u władzy będzie tzw. salon. Nieprzypadkowo po “okrągłym stole” lewica “Solidarności”, obejmując władzę, raz że zrobiła amnestię, dzięki której do dziś IPN nie może skazywać esbeków, a po wtóre orzekła, że winny wypaczeniom i zbrodniom był system. System, a nie ludzie, wykonawcy czy mocodawcy zbrodni. System, czyli coś bezosobowego. Nie można było przecież skazać kumpli z Magdalenki, tym bardziej że tzw. styropianowe elity trzymane były na teczkowym sznurku przez Kiszczaka i ludzi z dawnego SB. Nie doszło więc do postawienia autorów stanu wojennego przed Trybunałem Stanu, po 1989 r. w zasadzie nie osądzono ani tych, którzy strzelali, ani tych, którzy wydawali rozkazy. Wyjątkiem była sprawa „Wujka”, ale doskonale pamiętamy w jakiej nagonce na rodziny ofiar przez wiele trwał ten proces z kolejnymi instancjami odwoławczymi. „Wujek” to jednak – powtórzę – wypadek przy pracy, czego znakomitym dowodem są skandale towarzyszące kolejnym procesom o grudnie. Jaruzelskiego, by uchronić go od kary, przedstawia się jako wyczerpanego i schorowanego staruszka – ofiarę dekomunizacyjnych wampirów, łaknących krwi. Staruszka, któremu wracają siły i zdrowie, gdy biegnie do tvn24 bronić zbrodni komunistycznych i który kpi sobie ze wszystkich. A najbardziej z rodzin ofiar jego antypolskich rządów.
Uwiązania agenturalne „styropianu” spod znaku Unii Demokratycznej i jej późniejszych klonów z Platformą włącznie, fraternizacja z czerwonymi, doprowadziły do tego że ci, którzy kiedyś utrzymywali system komunistyczny, dusząc w przenośni i dosłownie niepodległościowe dążenia społeczeństwa, są obecnie największymi beneficjentami demokracji, atakując tych którzy domagają się rzeczy podstawowej – odpowiedzialności za zbrodnie.. Niezły to rechot historii.
Od lat komunistycznych, od stanu wojennego, kolejnych grudni, upływa coraz więcej czasu. Albert Camus w “Dżumie” napisał niegdyś o potrzebie pamięci i wzajemnego edukowania się: - Wszystko, co człowiek może wygrać w grze dżumy i życia, to wiedza i pamięć. (…) Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i w bieliźnie, czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście”.
Właśnie… Ta dżuma to chwila, w której o mrocznych czasach będą uczyć nas wyłącznie TW “Alek”, TW “Bolek”, TW “Wolski” i tysiące innych zaprzańców korzystających z dobrodziejstw rządów agenturalnego salonu. Wszystko ku temu na razie zmierza. Po to Platforma robi zamach na niezależny IPN.
Inne tematy w dziale Polityka