Nie napiszę nic odkrywczego, gdy stwierdzę, że Polska lewicy potrzebuje. Mam wrażenie, że z każdym dniem coraz mocniej, patrząc na nasz publiczny dyskurs, który już nawet przestał być konserwatywny, a jest po prostu głupi i o niczym. Bo czy ktoś się dziś serio sprzecza o gospodarkę bądź politykę społeczną? Jeśli już zdarza się poważny temat, jak kwestie praworządności chociażby, to jest bardzo skutecznie upupiany przez obie strony tej naszej pseudodebaty. Mam wrażenie, że ostatnie realne spory o kształt państwa sięgają czasów wojen między AWS i SLD, czyli są polityczną prehistorią. W dużej mierze wynika to z tabloidyzacji polityki i tego, że dziś głosujemy częściej na formę niż treść lub kierujemy się tylko i wyłącznie resentymentem i głosujemy przeciw, a nie za. Moim zdaniem, wynika to z braku normalnego podziału na prawicę i lewicę. Oczywiście nie łudzę się, że on nagle samoistnie powróci, ale jako człowiek z sercem ewidentnie po lewej stronie, chciałbym tego doczekać zanim stuknie mi pięćdziesiątka :)
Żeby było jasne, w tytule oczekuję powrotu lewicy, której nie było w tym kraju od czasów przedwojennych, czyli realnie stojącej po stronie ludzi słabszych i nie nawiązującej do czasów komunistycznego autorytaryzmu. Prawdziwej spadkobierczyni tradycji PPS czy PSL "Wyzwolenie". Nie tęskni mi się do komuszych aparatczyków z SLD, partii, która dziś jest karykaturą już nie tylko lewicy, ale nawet samej siebie z lat 90. i w której prym nadają tacy "lewicowcy" jak cyniczny milioner Czarzasty czy również milionerka, jednak bardziej groteskowa niż cyniczna, Joanna Senyszyn. Że ugrupowanie to osiągnęło dno dna, wystarczy przypomnieć nominowanie pani Ogórek do wyborów prezydenckich. Jakie z niej indywiduum widać najlepiej dziś, gdy umizguje się do rządzącej prawicy. Oczywiście nie mówię, że nie było lub nie ma organizacji nawiązujących do dobrych lewicowych tradycji. Są! Znam co najmniej kilka i czuję do nich sympatię, jednak są one póki co marginalne i choć wiele z nich wierzy, że poparcie społeczne jest tuż za węgłem, to wszystko wskazuje, że jeszcze długo mogą na marginesie pozostać.
No właśnie. Co prawdziwa lewica może zrobić, by stać się realnym politycznym graczem? Znów nie będę odkrywczy, gdy napiszę, że musi się zjednoczyć. Jednak moim zdaniem powinno być to zjednoczenie mądre. Nie można dać się szantażować, że na lewicy nie może być podziałów i dlatego lewicowcy z krwi i kości mają zagryźć zęby i współpracować ze wspomnianymi chociażby towarzyszami z peerelowskiego, cynicznego zombie jakim jest SLD lub też z grupą karierowiczów z tej partii, którzy ostatnio stamtąd uciekli i budują z namaszczeniem środowisk "Wyborczej" Inicjatywę Polską, która mam wrażenie, że patrzy jak tu przyczepić się do okrętu Nowoczesna i krzyczeć: płyniemy! Oni będą tylko ciągnąć w dół. Tak jak moim zdaniem nie należy otwierać się na wiele postaci ruchu feministycznego, głównie tych, które brylują w mediach i de facto wiele razy kompromitowały ruch kobiecy, gdy w imię liberalnej doktryny nawoływały do podnoszenia i równania wieku emerytalnego lub wypowiadały się o aborcji, nie jako o tragicznym, ale czasem jedynym możliwym dla kobiety rozwiązaniu, a jako o kolejnej metodzie antykoncepcji.
Lewica powinna być silna swą różnorodnością, ale jej istotą musi być obrona ekonomicznie pokrzywdzonych i słabszych klas (tak, wiem, kolejny truizm). I wokół tej idei musi się obudować. Zwłaszcza, że wybory samorządowe tuż, tuż i do sejmików powinny być wystawiona ciekawa dla społeczeństwa socjalistyczna alternatywa. Jej fundamentem powinny być takie partie i organizacje jak: Razem, Zieloni, Ruch Sprawiedliwości Społecznej, Inicjatywa Pracownicza; środowiska ruchów miejskich, takich jak Miasto Jest Nasze; do tego intelektualiści skupieni wokół lewicowych periodyków, jak choćby "Krytyka polityczna" czy "Nowy obywatel"; wreszcie niezależne postacie, które stanowią sobą cenny dla lewej strony kapitał. Przykładami mogą być tutaj Robert Biedroń, Ryszard Bugaj czy choćby Piotr Liroy-Marzec, który, mam nieodparte wrażenie, w prawdziwej, służącej ludziom lewicy, odnalazł by się znacznie bardziej niż wśród kukizowych nacjonalistów, z którymi łączy go (podobnie jak piszącego ten tekst) chyba tylko wściekłość na panujące w Polsce realia.
Oczywiście samo połączenie sił to za mało, by przekroczyć choć wymarzone 5%. PiS zagospodarowało znaczną rzeszę ludzi wykluczonych przez system, gdyż jako pierwsza w historii III RP partia, zaczął tworzyć zręby prawdziwej polityki socjalnej. Jednak pokrzywdzonych wciąż jest ogrom. Ludzie z małych miejscowości, których główną możliwością jest ciężka praca za niewielkie wynagrodzenie, a których pracodawcom państwo wciąż ułatwia rozładowywanie presji płacowej. Rodziny, które niesprawiedliwie pominął program 500+, który za to trafił do wielu rodzin milionerów. Pewne grupy zawodowe, jak choćby pielęgniarki, których pozycja ekonomiczna jest okropnie upośledzona w systemie służby zdrowia, w stosunku choćby do pozycji lekarzy. Nie wolno tu też zapomnieć o drobnych przedsiębiorcach, którzy może i czasem mają twarz "Januszów biznesu", ale najczęściej się starają i pracują w pocie czoła, a w starciu z korporacjami czy z przepisami są tak samo pokrzywdzeni jak pracownicy najemni. I tak można by jeszcze długo wymieniać. W sferze socjalnej, pomimo pewnych jaskółek, do odrobienia są całe lata świetlne. Tu trzeba być twardym i pryncypialnym. I nie dać zagłuszyć się liberalnej propagandzie spod znaku Balcerowicza czy Korwina, która od lat sączy zwłaszcza młodym ludziom poglądy, przez które taka podstawowa sprawa jak budowanie przez państwo sprawiedliwości społecznej, wydaje się im abstrakcją.
Oczywiście kwestie świeckiego państwa, praw kobiet i mniejszości seksualnych (z wyłączeniem adopcji dzieci, na to nasze społeczeństwo nie będzie przez pokolenia gotowe, nawet wielu ludzi o lewicowych przekonaniach), ekologii są sprawami, które będą spoiwem takiego ruchu. Tak jak i obrona praw człowieka i praworządności oraz walka z omniscencją państwa nt. obywateli czy zawłaszczaniem kultury i historii.W tych kwestiach trzeba być jednak ostrożnym, by nie wpaść w pułapkę bratania się z zaKODowanymi. Zasada równej odległości od Kaczyńskiego i Petru musi być zachowana i przestrzegana. Bo w istocie jeden i drugi są szkodnikami, których recepty i działania niszczą nasz kraj. Tylko w różny sposób.
Jednak by lewica mogła zaistnieć musi też zauważyć pewne kwestie, których dotychczas w ogóle nie zauważała, bądź podchodziła do nich błędnie moim zdaniem. I to nie tylko z taktycznego punktu widzenia. Głównymi przykładami są tu dla mnie polityka wobec przestępczości oraz kwestia imigracji. W tej pierwszej sprawie lewica stawia na piękne humanistyczne podejście o wrodzonej dobroci ludzkiej, co najwyżej wypaczanej przez środowisko i wierze w nasz system resocjalizacji. Że bardziej liczy się nieuchronność kary od jej surowości. Niestety tak nie jest. Bandytyzm i przestępczość są plagą Polski w dalszym stopniu i lewica musi pokazać, że staje w tej kwestii, tak jak powinna, po stronie słabszych, czyli ofiar. Bo to one są najbardziej pokrzywdzone przez nasz system. Niestety łagodnymi karami nie zwalczy się ciężkich przestępstw przeciw zdrowiu i życiu. I tu lewica musi się jednak zbliżyć do znacznie rozsądniejszego stanowiska prawicy.
W kwestii imigracji z kolei trzeba wyśrodkować szlachetną ideę pomocy poszkodowanym przez wojnę, ale też nie narażanie Polski na terroryzm czy islamski radykalizm. Nie można więc mówić, że trzeba przyjmować wszystkich. Przyjmować należy najsłabszych. Kobiety, dzieci, starców bądź kaleki. Niekoniecznie zdrowych byków. Tak jak musi być jasno określone, że imigranci muszą być tutaj na naszych zasadach, nie swoich. Bo choć wszyscy chyba na lewicy chcemy społeczeństwa otwartego i różnobarwnego, to trzeba powiedzieć jasno, że w tej palecie barw nie ma miejsca zarówno dla brunatnego koloru neonazistów, jak i dla czerni flagi Państwa Islamskiego i jej wyznawców. Koniec kropka.
Prawdziwa lewica powinna musi być proeuropejska i walczyć z tendencjami do osłabiania Unii w naszym kraju. Powinna się jednakże twardo sprzeciwiać przyjęciu waluty euro. Bo naprawdę jeszcze długie lata wprowadzenie wspólnej waluty w Polsce może oznaczać ryzyko jeszcze większego zubożenia tych najbiedniejszych warstw społeczeństwa. Ugrupowanie prawdziwie prospołeczne musi mieć to na uwadze!
Jako, że pierwsze z całego szeregu wyborów będą wybory samorządowe, to na nie też trzeba mieć pomysł. Wg mnie oprócz ważnych dla jakości życia ludzi usług komunalnych, należy postawić w nich na obywatelskość samorządu. Zwłaszcza, gdy PiS ma zakusy na zawłaszczenie tej sfery publicznej. I choć tu też pewne hasła wykraczają poza szablonowy lewicowy przekaz, to właśnie ugrupowanie prospołeczne powinno stawiać na idee takie jak: upowszechnienie lokalnych referendów, poprzez obniżenie progu ich ważności do 10%; bezpośrednie wybory starostów czy tez rozszerzenie JOW-ów na wybory do rad powiatów czy miast do 200 tys. mieszkańców. Choć może od razu nie przyniesie to w małych miejscowościach korzyści, to z pewnością pomoże w najważniejszej, sejmikowej batalii. Poza tym lewica musi być z ludźmi, a odpolitycznienie małych samorządów i krzewienie obywatelskości są dla Polaków ze wszech miar korzystne.
To chyba tyle. Nie oszukujmy się, lewica jeszcze długo nie będzie rozgrywającym na naszej politycznej scenie. Ja wierzę jednak, że jeśli konsekwentnie realizowała by powyższy plan, to ma duże szanse na wykrojenie 8-10% poparcia, a to dobry zadatek na przyszłe lata. Piszę ten tekst, jako osoba z małego miasteczka, gdzie żadna z wymienionych organizacji nie dociera. Piszę jako ktoś daleki od typowo lewicowych środowisk intelektualnych, skupionych w różnych redakcjach czy na uniwersytetach. Piszę jako pracujący fizycznie, prosty wyborca, który jako lewicowiec z przekonań, jest dziś przez polskie partie osierocony. I który co dzień wciąż bardziej dostrzega, że takich jak ja jest coraz więcej. Dlatego w imieniu takich jak ja wołam: Lewico wróć!!!
Wkurzają mnie politycy. Zarówno ci krajowi, jak i lokalni, w moim mieście, Bielawie. To wkurzenie popycha mnie do działania. Walczyłem już o przywrócenie połączenia kolejowego do Bielawy, obecnie wraz z przyjaciółmi walczę o likwidację Straży Miejskiej. Publikuję też felietony w lokalnej prasie. Serce mam po lewej stronie, bo zawsze jestem po stronie słabszych i pokrzywdzonych. Od głównych partii mi jednak daleko. Wszystkich tak samo nie lubię.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka