Wracamy do podsumowania ubiegłego roku. Wrzesień był miesiącem pełnym refleksji. Rocznica zamachu na World Trade Center zbiegła się z przygotowaniem nowej strategii afgańskiej przez administrację prezydenta Obamy. Zastanawialiśmy się także nad stosunkami polsko-ukraińskimi w prawie pięć lat od Pomarańczowej Rewolucji i zwycięstwa Wiktora Juszczenki w wyborach prezydenckich. Powrócił także temat irańskiego programu atomowego.
Przygotowując podsumowania korzystam z zasobów własnego bloga oraz artykułów opublikowanych na portalu Polityka Globalna.
1. Afganistan osiem lat po WTC
"Kto byłby na tyle głupi, żeby atakować najpotężniejsze państwo na świecie?!", pytałem we wstępie do rocznicowego artykułu na temat zamachu z 11 września 2001 roku. Konsekwencje wojny w Afganistanie Amerykanie odczuwają do dziś. Szybkie "zwycięstwo" rozzuchwaliło administrację Busha, która parła do kolejnej konfrontacji - z Irakiem. Wizja obalania dyktatorów i demokratyzacji Bliskiego Wschodu za pośrednictwem amerykańskiej potęgi militarnej wydawała się atrakcyjna dla decydentów w Waszyngtonie.
Afganistan, choć szybko udało się rozbić reżim talibów, do dziś stanowi pole walki. Po święcie dziękczynienia prezydent Obama ogłosił, że wysyła do tego kraju dodatkowe 30 tysięcy żołnierzy. Końca walk nie widać. Do tego sytuacja w sąsiednim Pakistanie jest bardzo niestabilna, a na afgańsko-pakistańskim pograniczu od dłuższego czasu trwają regularne walki sił rządowych z rozmaitej maści rebeliantami i bojownikami (pro)talibskimi.
W artykule Afganistan: wojna bez celu pisałem m.in.: "Celem nie może już być budowa demokratycznego ani nawet silnego państwa afgańskiego. Może nim być natomiast powstrzymywanie terrorystów przed przygotowywaniem nowych ataków (...)Stąd nie można wycofać się i zapomnieć o Afganistanie, udając, że wszystko jest cacy. Nie dysponujemy jednak zasobami, a przede wszystkim determinacją, aby naprawić "upadły" Afganistan i postawić go na nogi. Warto już dziś zająć się opracowywaniem strategii wyjścia z Afganistanu".
2. Niewielkie zyski Polski z Pomarańczowej Rewolucji
Zwycięstwo Wiktora Juszczenki zostało powitane w Polsce (w przeciwieństwie do Moskwy) z wielkim entuzjazmem. Spodziewano się, że Ukraina znacząco zbliży się do Europy Zachodniej, a Polska miała być głównym adwokatem Kijowa. Patrząc z perspektywy pięciu lat od Pomarańczowej Rewolucji można śmiało stwierdzić, że nadzieje okazały się płonne, a stosunki polsko-ukraińskie uległy niewielkiej tylko poprawie.
W artykule Polska - Ukraina: stracona pięciolatka pisałem m.in.: "Wiele wydarzeń historycznych pozostaje powodem niezgody obu narodów, a niektóre wywołują żywy sprzeciw i oburzenie. Przyjęta przez władze Polski i Ukrainy taktyka przemilczenia trudnych chwil we wspólnej przeszłości nie przynosi spodziewanych rezultatów. Jak w każdej sytuacji, trudno na kłamstwach, półprawdach i przymuszonej historycznej amnezji zbudować trwałe, zdrowe i silne wzajemne relacje. Nie dość, że jest to kontrproduktywne, to jeszcze daje innym państwom do ręki jak najbardziej uzasadnione argumenty o hipokryzji i braku konsekwencji zachowań Warszawy".
Co więcej, bezpardonowa walka bohaterów Pomarańczowej Rewolucji między sobą oraz z Wiktorem Janukowyczem spowodowała, że Ukraina przez ostatnie pięć lat była w zasadzie sparaliżowana. Niedawna pierwsza tura wyborów prezydenckich pokazała, że najwięcej na nieustannych sporach i woltach politycznych stracił Wiktor Juszczenko. Jego sześcioprocentowe poparcie należy pozostawić bez komentarza.
Rekomendacja dla polskiej dyplomacji, w obliczu lekcji wyciągniętej z prezydentury Juszczenki, jest następująca: "Polska, jeśli nadal będzie uważać, że silniejsze związki z Ukrainą są dla niej kluczowe, powinna utrzymywać intensywne kontakty ze wszystkimi siłami politycznymi na Ukrainie i promować kierunek europejski. Nie jesteśmy w stanie narzucić Ukraińcom naszego punktu widzenia i nie powinniśmy próbować tego robić. Musimy natomiast zrobić wszystko, aby - niezależnie do wyboru Kijowa - utrzymywać z Ukrainą jak najlepsze stosunki. Do tej pory stawialiśmy wyraźnie na jeden obóz, czy nawet jednego polityka".
3. Iran i jego program atomowy - niekończąca się historia
Jeśli brak gorącego newsa, zawsze można napisać o brodatych ajatollahach pracujących nad skonstruowaniem bomby atomowej oraz dzielnych izraelskich żołnierzach, którzy aż palą się do zniszczenia irańskich instalacji nuklearnych. Temat atomu powrócił we wrześniu jednak nie tylko za sprawą ewentualnego izraelskiego ataku, ale z powodu amerykańsko-rosyjskich ustaleń dotyczących Iranu. Amerykanie zrezygnowali z rozmieszczenia w Polsce i Czechach elementów systemu antyrakietowego, Moskwa zaś miała wywrzeć wpływ na Teheran i skłonić Persów do ustępstw.
"Wielokrotniepisałem już na łamachniniejszego bloga, że wiara w możliwość wywarcia istotnego (ergo skutecznego) nacisku na Teheran przez Moskwęjest złudna i nie należy przeceniać rosyjskich wpływów w islamskiej republice". Przytoczony fragment pochodzi z artykułu Raz jeszcze o wpływie Rosji na Iran opublikowanego dnia 17 września 2009 r. Rosji nie zależy na załatwieniu sprawy irańskiego programu atomowego po myśli Amerykanów. Moskwa ma po temu kilka powodów.
Rosja "trzyma Iran z daleka od swojego miękkiego kaukaskiego podbrzusza", czerpie także doraźne korzyści gospodarcze z izolacji Iranu, ale "przede wszystkim odcina groźnego konkurenta od europejskiego rynku energetycznego". Zachód, z oczywistych powodów, nie może układać się z Iranem. Rosjanie tymczasem de facto kontrolują irańskie złoża surowców energetycznych (przynajmniej w kwestii blokowania kierunku Zachodniego), prowadzą dobre interesy gospodarcze z Iranem, zarabiają na sprzedaży Iranowi uzbrojenia. Każde zamieszanie na Bliskim Wschodzie podbija także cenę ropy naftowej (w konsekwencji także gazu ziemnego), dzięki czemu rosyjski skarbiec szybciej zapełnia się dolarami. W podobnym tonie wypowiada się na łamach Polityki Globalnej Maciej Pawłowski.
Więcej o irańskim programie atomowym i jego konsekwencjach w artykule Irak czy Iran?
Materiał bonusowy
Dzisiaj polecam artykuł Tomasza Wojdały z bloga Rossija zatytułowany Rosja według Miedwiediewa. Autor analizuje artykuł rosyjskiego prezydenta Go Russia!
Zachęcam do podzielenia się w komentarzach refleksjami dotyczącymi powyższych tematów i artykułów, a także wskazania własnych propozycji lipcowych wydarzeń, o których powinniśmy pamiętać.Wcześniejsze podsumowania: styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec, lipiec, sierpień.
Piotr Wołejko
Inne tematy w dziale Polityka