Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Piotr Wołejko Piotr Wołejko
42
BLOG

Rok z Dyplomacją: luty 2009 r.

Piotr Wołejko Piotr Wołejko Polityka Obserwuj notkę 2

Druga część podsumowania 2009 roku z Dyplomacją przeniesie Was, Drodzy Czytelnicy, do Ameryki Łacińskiej, regionu pełnego słońca, pięknych kobiet i karteli narkotykowych. Właśnie tym ostatnim poświęciliśmy w lutym br. sporo uwagi.Podsumowując miesiąc po miesiącu, oprócz własnego bloga, będę korzystał z artykułów opublikowanych na portalu Polityka Globalna.

Przenosimy się więc z Europy i Bliskiego Wschodu, gdzie gościliśmy w styczniu, do Meksyku. Zajmiemy się także kryzysem finansowym, z którym walczono głównie pompując w gospodarki pożyczone pieniądze. Na koniec także refleksja nad bezpieczeństwem, także tym w sieci oraz pytanie, czy nie zagraża nam dyktatura sędziów? Zapraszam do przeniesienia się w czasie:

1. Wojny narkotykowe w Meksyku

Wszystko zaczęło się od zwycięstwa centro-prawicowego Felipe Calderona w wyborach prezydenckich w 2006 roku. Nowy prezydent postanowił rozprawić się z kartelami narkotykowymi, które utworzyły swoiste państwo w państwie. Przekupiona policja i inne służby bardziej chroniły mafię niż ją zwalczały, przemyt narkotyków do USA kwit, a zyski były liczone w miliardach dolarów. Calderon poszedł na wojnę z baronami narkotykowymi, a do walki wysłał nie tylko nowo-sformowane oddziały policji, ale także wojsko. Tymczasowa operacja armii okazała się długotrwałą wojną, trwającą do dziś. Wojną brutalną, bez żadnych zasad.

"Już w 2006 r. Calderon wysłał 36 tys. żołnierzy mających wspomóc policję federalną." - pisał w Polityce Globalnej Maciej Pawłowski (Meksykańskie narkowojny). Wtórował mu Michał Staniul (Meksyk krwawi, lecz nie pada na kolana): "Pierwsze miesiące kampanii zaczęły przynosić sukcesy. Jednak zdecydowana postawa rządu wywoła brutalną odpowiedź ze strony świata przestępczego. Konflikt cały czas wzbiera na sile, walki ogarnęły większą część z 32 meksykańskich stanów. Od grudnia 2006 roku śmierć poniosło ponad 9 tysięcy osób, z czego już ponad tysiąc w 2009 roku. Blisko tysiąc z dotychczasowych ofiar to policjanci".

"Bandyci zajmujący się szmuglowaniem narkotyków przez granicę meksykańsko-amerykańską znaleźli nowy sposób na walkę z policją. "Włamują się" na policyjne fale radiowe i, przy podkładzie muzycznym, ogłaszają nazwiska policjantów, którzy wkrótce zginą. Wskazani stróże porządku nie mają większych szans na przeżycie, zazwyczaj po kilku godzinach są już martwi.  "Nikt nie może im pomóc", powiedział jeden z oficerów. Tak dantejskie sceny mają miejsce w Tijuanie, meksykańskim mieście położonym zaledwie 20 kilometrów od San Diego." - pisałem 10 lutego we wpisie Przerywamy audycję - zginiesz następny!

Sukcesu w walce z kartelami nie udało się osiągnąć do dziś. "Dwuletnia "ofensywa" rządu przynosi jak na razie efekty odwrotne od zamierzonych. Wydaje się, że przestępcy nigdy nie byli tak silni i zdeterminowani. Policja jest zbyt słabo opłacana i wyszkolona, a także skorumpowana, żeby poradzić sobie z kartelami.Wojsko, jak pisałem wyżej, nie jest odpowiedzią." - to kolejny cytat z przywołanego w powyższym akapicie artykułu.

Jak słusznie zauważa Michał Staniul, piłka jest po stronie Stanów Zjednoczonych. Maciej Pawłowski pisze, że "władze federalne Stanów Zjednoczonych donoszą o zwiększonej działalności meksykańskich karteli narkotykowych na własnym terytorium. Dlatego oczywistym jest, że jeżeli USA nie będzie reagował na problemy swojego sąsiada, to prędzej czy później południowoamerykańskie narkomafie będą regularnie działać i funkcjonować na terytorium Stanów. Jak do tej pory, sąsiad Meksyku ogranicza się głównie do symbolicznej pomocy w postaci pochlebnych raportów dla działalności ekipy Calderona. Meksykanie nieustannie apelują o większe wsparcie logistyczne i finansowe (szczególnie to drugie)."

Trudno nie zgodzić się z konkluzją Michała Staniula: "Jeśli administracja Obamy nie podejdzie rozsądniej do problemu walki z narkotykami, meksykańska ofiara pójdzie na marne. Kartele, mimo że osłabione, będą dobrze funkcjonować i przyciągać nowych członków (...) Czym dłużej będzie to trwać, tym gorzej – liczba ofiar będzie się zwiększać, przywództwo w gangach obejmą zdemoralizowani sicarios, a rząd Calderona straci poparcie. Jeżeli Amerykanie nie przestaną konsumować tak wielkich ilości narkotyków, ,,guerras contra el narcotráfico” nigdy nie przestaną niszczyć Ameryki Łacińskiej."

2. Kryzys finansowy - lekarstwo gorsze od choroby?

Wysoką cenę za ekscesy instytucji finansowych płaci Wielka Brytania. W obszernym tekście zatytułowanym D jak Depresja Maciej Lewandowski przywołuje obiegowe opinie: "cały naród zmuszony został do płacenia wysokiej ceny (przez najbliższe kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt lat) za błędy popełniane przez finansową elitę, w imię irracjonalnego powiększania jej zysków". Lewandowski powołuje się na brytyjski The Telegraph, wedle którego "już w kwietniu 2005 roku grupy dobrze poinformowanych managerów sektora bankowego wiedziały o zbliżającym się krachu".

Pomysłem na ratowanie instytucji finansowych było pompowanie w nie publicznych pieniędzy, udzielanie gwarancji czy przejmowanie tzw. "toksycznych aktywów" przez skarb państwa. Amerykanie i Brytyjczycy rzucili się do ratowania własnych banków i innych instytucji z sektora finansowego, przygotowując ogromne pakiety ratunkowe (USA) lub wykupując udziały, często większościowe, w chwiejących się w posadach instytucjach, czyli po prostu przeprowadzając ich nacjonalizację. "Znacjonalizowano w ten sposób, w dużych częściach, między innymi dwa ogromne banki brytyjskie, Royal Bank of Scotland i Lloyds" - pisze publicysta Polityki Globalnej.

Walka z kryzysem w gospodarce polegała natomiast na przygotowywaniu ogromnych planów "pobudzających", tzw.stimulusów. Powszechną manię wydawania pieniędzy,których się nie posiada skomentowałem w tekście z 6 lutego (Fatalne rozwiązania) następująco: "Sięgając po znaną wypowiedź byłego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca, entuzjaści pompowania pieniędzy publicznych w gospodarkę "nie skorzystali z okazji, żeby siedzieć cicho". W zdecydowanej większości przypadków rządy wydają bowiem pieniądze, których nie mają. Przoduje w tym Ameryka, która po przygotowaniu pakietu stymulującego dla banków i instytucji finansowych (wartego 700 mld dolarów, w rzeczywistości być może i trzy razy tyle) jest na finiszu prac nad kolejnym pakietem, tym razem wartym ok. 800-900 miliardów. Tym samym w kilka miesięcy Waszyngton zapożyczy się na astronomiczną sumę przynajmniej 1,5 biliona dolarów."

Trudno bowiem uznać za cudowne lekarstwo, które było przyczyną choroby: "Zadziwiające jest, że pomysłem na walkę z kryzysem, którego praprzyczyną jest zbyt duże zadłużenie, jest jeszcze większe zadłużanie się", komentowałem 25 lutego (Nadszedł czas zapłaty).

3. Bezpieczeństwo - w realu i w sieci

Zgodnie ze swoją wyborczą obietnicą, Barack Obama podjął decyzję o dotyczącą wycofywania sił amerykańskich z Iraku.Jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta komentował w Polityce Globalnej Michał Gąsior (Wizje suwerennego Iraku): "Obecnie nad Eufratem stacjonuje ok. 150 tysięcy żołnierzy amerykańskich. Za półtora roku ma być ich już o 100 tysięcy mniej."

O nowej strategii afgańskiej pisał natomiast Marcin Sawicki: "Generał Petraeus, główny architekt współczesnej militarnej polityki zagranicznej USA twierdzi, że to najdłuższa kampania w wojnie z terrorem (the longest campaign of the long war). Wojskowi jednak twierdzą, że jest ona do wygrania i aby to się udało, należy zwiększyć kontyngent wojskowy w Afganistanie oraz wdrożyć cały zestaw działań o charakterze niewojskowym."

Bezpieczeństwo to jednak nie tylko dziedzina, w której  główną rolę odgrywają żołnierze. Niedługo równie ważni, a może nawet ważniejsi będą informatycy. Wielce interesujący artykuł dotyczący bezpieczeństwa w sieci (Cyberwojny - próba zarysu zjawiska) napisał Maciej Pawłowski. "Być może najbardziej zagrożona powinna czuć się sfera ekonomiczna państw." - pisał Pawłowski, gdyż oprócz destabilizacji systemów informatycznych instytucji publicznych czy prywatnych, atakujący mogą uderzyć w infrastrukturę państwa, np. elektrownie.

Na koniec obiecana odpowiedź na pytanie, czy grozi nam dyktatura sędziów - odsyłam do opisu spotkania z sędzią amerykańskiego Sądu Najwyższego Antoninem Scalią, który krytycznie odniósł się do dominującej w Europie koncepcji interpretacji przepisów. Zdaniem Scalii, "zamiast zmieniać interpretację przepisów, należy po prostu zmienić przepisy".

Jako bonus zaś tekst Anny Dryjańskiej o pierwszej kobiecie w rządzie Królestwa Arabii Saudyjskiej.


Piotr Wołejko

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka