„Istnieją takie natury, które jedynie grzech może zbawić” ~ Ludwig Feuerbach
„Deklamuje się przeciwko namiętnościom, nie myśląc o tym, że w ich płomieniu filozofia zapala swój własny” ~ Markiz de Sade
Korci mnie, aby ująć w ręku wyostrzone pióro i to opisać. Istnieją tacy ludzie, którzy nie potrafią bez pisania wyżyć ani doby. Wyczucie… faktura myśli, informacja i jej przepływ muszą być płynne, aby utrzymać kondycję i postawę wyprostowaną. Wtedy słowa perlą się niczym pereł kolie i nie sposób powstrzymać pełnego sensu i sekretnych znaczeń intelektualnego confetti. Wszak ów poznawczy organ, zwany intelektem, został wykreowany na drodze ewolucji, aby odkrywać i eksplorować niezbadane dotąd rejony ludzkiej natury. Nieznane do czasu, choć niektórzy są skłonni sądzić, iż dla przykładu makrokosmos zawsze będzie tajemniczą zagadką. Mój mózg pręży się i tęży niczym ogon tygrysa, aby zaspokoić zwierzęcy głód wiedzy, odwieczną ciekawość, która uwypukla tylko pustkę i bezsens bezczynności. A przecież życie to potęga – to ruch i ewolucja!
Oraz polowanie.
Niektórzy lubią wielkie autorytety. Pewni uczeni byli tak sławni, iż pobożni neofici nie potrafili zanegować ich dorobku przez całe wieki. Do naszych czasów z Arystotelesa, owego „czerwonego bożka” ludzi myślących w kategoriach władzy absolutnej, przetrwał jedynie biologiczny, wyrafinowany niczym linie papilarne, opis wodnego psa. Cała reszta osunęła się otchłani i pogrążyła głęboko w zapomnieniu. Czerwień i biel. Stary Arystoteles potrzebował wsparcia współczesnych pająków, aby zabiegani i pogrążeni w konsumpcji nowożytni zechcieli raz jeszcze się pochylić nad jego metafizyką. Ale i ona nic nie znaczy. Naga i odarta z dawnej godności nie znajduje już miejsca w zbiorowej świadomości. A może?
Bóg umarł. Wisi na krzyżu i nic nie wskazuje na to, aby zechciał z niego łaskawie zejść i odmienić oblicze tej ziemi. Ba, tak jakby ktokolwiek miał potencję, aby ją odmienić. Trzeba pracy milionów ludzkich rąk i gardeł, aby reaktywować choćby podstawowe poczucie godność. A godność jest kwestią kluczową dla przetrwania gatunku. Nawet dziecko wie, iż lizak kosztuje, a żeby mama miała na lizaka, tatuś musi posiadać godność w postaci wolności! Wolności myślenia i działania. Dlatego trzeba walczyć… o sałatę, szmal, hajs… Jak zwał, tak zwał.
Tyrania to taka forma moralnej perwersji, która zakłada kajdany na cały naród. I wtedy godność tatusia ma wartość loda na patyku, nie wspominając o zblazowanej twarzy mamusi, która aby związać koniec z końcem musi napluć wodzowi w twarz, przy założeniu, iż potrafi zachować swoją własną. No, kochanie! – wszak to samo ciśnie się na usta, iż żyjemy w p*jebanych czasach, gdzie nikt już siebie nie szanuje, a skrajne poniżenie jest chlebem powszednim. Nikogo już nie oburza płacz skrępowanej biedą kobiety, bowiem podświadomie sądzimy, iż także my znajdujemy się w arcypodejrzanej i zboczonej sytuacji. Grupowe pierdolenie o tym lub owym, a wszystko tak zaimprowizowane, aby ogarnąć jak największą ilość osób uczestniczących w widowisku, nie jest już w stanie poruszyć naszego sumienia…
Potrzebujemy więcej. Znacznie więcej!
Wychowani na wszędobylskiej i wymacanej jak biblioteczna książka etyce totalizmu z lubością popadamy w skrajne niewolnictwo nieokiełznanego szaleństwa napakowanych testosteronem misiów spod znaku sierpa i młota. A to, moje kochanie, wróży gwałt absolutny i terror śmielszy od snów Donatiena Alphonse François de Sade’a.
Inne tematy w dziale Polityka