PB
PB
Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski
722
BLOG

10 lat wojny w Syrii. Próba bilansu. Rosja i Izrael sojusznikami?

Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski Polityka Obserwuj notkę 23

Dziś mija 10 lat od symbolicznego wybuchu wojny domowej w Syrii. Chyba można przyjąć, iż ten konflikt wygasa i stan obecny, de facto podziału Syrii, utrzyma się w najbliższych latach. W tym syntetycznym tekście staram się dokonać bilansu politycznego każdego z głównych graczy w tym konflikcie oraz zastanowić się, co to oznacza dla Rzeczpospolitej. Najbardziej interesuje mnie zbliżenie, w mojej ocenie dwóch największych beneficjentów tego konfliktu tj. Rosjan i Izraelczyków oraz rozpatrzenie względnego sukcesu Turcji, polegającego na ostatecznym zrealizowaniu swojego celu wbrew stanowisku najsilniejszych graczy, czyli Rosji i USA. Analizę rozpoczynam od przegranych (mapę obecnego podziału Syrii można zobaczyć tu)


Syria

zaczynam od paradoksu, czyli od faktu, iż państwo któremu udało się obronić niepodległość i tym samym możliwość prowadzenia swojej autonomicznej polityki zagranicznej jest największym przegranym. Jest tak niewątpliwie, zwłaszcza w perspektywie krótko i średnio okresowej. Syria została bardzo zniszczona, wykrwawiona, utraciła znaczne części swojego terytorium, w tym te zawierające ok 80% zasobów roponośnych. Choć uratowała prawo do realizowania swojej autonomicznej polityki na Bliskim Wschodzie, odbyło się to dużym kosztem. Uzależnienie od Rosji, nawet jeśli we wspólnych interesach jest sporo stycznych, ma też swoją cenę, zwłaszcza biorąc pod uwagę globalne interesy Rosji. Wysoką cenę jaką zapłaciła Syria należy rozpatrywać zwłaszcza w kontekście potencjalnej możliwości dołączenia do „grupy amerykańskiej” na Bliskim Wschodzie. Dla śledzących politykę blisko-wchodnią nie jest tajemnicą, iż już właściwe od upadku ZSRR i pierwszej wojny w zatoce perskiej takie propozycje były składane, toczyły się nawet nieoficjalne i wielostronne negocjacje, które ostatecznie zakończyły się fiaskiem, głównie na skutek żądań syryjskich dotyczących powrotu Wzgórz Golan, co było nie do zaakceptowania przez Izraelczyków. Czy Syria mogłaby lepiej realizować swoje interesy narodowe u boku przede wszystkim Izraela, Jordanii, Egiptu i Arabii Saudyjskiej już się nie dowiemy. Syria bowiem zdecydowała się na sojusz z Iranem, kolejnym przegranym w tej wojnie.

Iran

Wpływy Persów w Syrii zostały, w stosunku do 2011 r., znacznie ograniczone. Ostatecznie tracąc możliwość względnie bezpiecznego przerzutu odpowiednich sił wojskowych, Irańczycy stracili możliwości realnego wpływu na sytuacje w Syrii. Oś Teheran – Damaszek i tak już mocno nadwyrężona obecnością Amerykanów w Iraku, została przerwana. „Ukryte operacje” w żaden sposób nie mogą tego zmienić, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż są stosunkowo precyzyjnie rozpracowywane przez Izraelczyków, zaś cele są niszczone precyzyjnymi atakami dronowymi i rakietowymi. Dodatkowo, powstanie lotnisk USA we wschodniej Syrii niebezpiecznie skraca dystans dla myśliwców USA i jego sojuszników na Bliskim Wschodzie...

Kurdowie

Choć w porównaniu do 2011 r. można odnieść wrażenie, iż sprawy kurdyjskie zostały „popchnięte do przodu”, Kurdom nie udało się zrealizować swoich głównych celów z powstaniem niepodległego państwa na czele. Jak wspomniałem powyżej, zostali odepchnięci od Turcji i swoich rodaków tamże, są też bezlitośnie atakowani w części irackiego Kurdystanu. Protekcja amerykańska pozwoliła im osiągnąć cele minimum tj. zachowanie pod bronią swojej 40 tys. armii YPG, ale przyszłość Kurdów w regionie nie rysuje się najlepiej. Realnie oceniając sytuację, państwo kurdyjskie mogłoby powstać jedynie w wyniku jakiejś wielkiej wojny w której Turcja zostałaby mocno pokonana. A bynajmniej na to się nie zanosi, gdyż Turcja jest w fazie dynamicznego wzrostu potęgi.

Arabia Saudyjska (& Jordania/Egipt)

Bez wątpienia utrzymanie się Asada u władzy, nie jest korzystne dla Arabii Saudyjskiej, która stara się, głównie dzięki swym zasobom finansowym, utrzymać swoje przywództwo w świecie arabskim m.in. poprzez takie narzędzia jak Liga Arabska. Utrzymanie się Asada ma przede wszystkim aspekt psychologiczny podminowujący władzę w/w reżimów arabskich we własnych państwach. „Arabska ulica” ma raczej „wyrobione zdanie” na rolę USA i Izraela w regionie i skuteczne oparcie się ostatniego względnie dużego państwa arabskiego ich naciskom ma swój wymiar w wojnie informacyjno – psychologicznej.

Turcja

Turcja, bardzo zainteresowana obaleniem Asada, również nie może być zaliczona do beneficjentów tego konfliktu, zwłaszcza biorąc pod uwagę spore ambicje w regionie i de facto duże zaangażowanie w ten konflikt polegający na wspieraniu bojówek islamskich na froncie północnym. Ale też trzeba przyznać, iż dzięki konsekwentnej i odważnej polityce (która była w kontrze do interesów amerykańsko-izraelskich i rosyjskich) udało się Turkom utrącić kwestię kurdyjską i powstanie Różawy m.in. poprzez okupację Afrinu i syryjskich terenów przygranicznych od północnej strony odpychając tym samym zagrożenie kurdyjskie. Twarda polityka Turcji zarówno wobec „grupy amerykańskiej” jak i Rosji opłaciła się. Obydwa państwa uległy presji tureckiej de facto zezwalając na okupację północnej Syrii i były zmuszone wziąć jej interesy pod uwagę.

USA

USA są pierwszym beneficjentem wojny domowej w Syrii umocniły bowiem swoją pozycję na BW w jej wyniku. Przypomnijmy, w największym skrócie, iż Bliski Wschód pozostaje dla Amerykanów regionem strategicznym ze względu na swe położenie (przede wszystkim kwestia kanału sueskiego, ale również południowy, lądowy szlak handlowy oraz „baza wypadowa względem heartlandu) oraz duże zasoby ropy (co wiąże się nie tylko z możliwością zarabiania na niej w ramach kooperacji, ale również wpływania na jej globalną cenę oraz rozliczania jej w dolarze, co przyczynia się do umacniania tej waluty jako głównej waluty rozliczeniowej na świecie na czym zyskują min. banki amerykańskie etc.). Z tychże powodów USA będą popierały Egipt i Izrael (przede wszystkim kanał sueski), Arabię Saudyjską i Irak (przede wszystkim ropa) oraz Turcję (przede wszystkim zapora przed ekspansją rosyjską). Niestety, jak to zwykle wśród historycznych sąsiadów bywa, dochodzi między nimi do różnorakich napięć na tle regionalnej rywalizacji o wpływy, stad najmądrzejszą polityką Amerykanów w tym regionie jest umiejętne balansowanie między stronami bez jednoznacznego faworyzowania jednej z nich. Nie jest jednak tajemnicą, iż w ostatnich latach Waszyngton nieco bardziej „postawił na” Arabów i Żydów. Zarówno obalenie Husajna w Iraku jak i próba obalenia Asada wpisywały się w „łączenie ziem arabskich pod berłem saudyjskim”. Siłą rzeczy, działania te miały antytureckie ostrze, Arabów i Turków łączą bowiem trudne historyczne relacje (przypomnijmy, iż tereny arabskie były przez kilka wieków częścią Imperium Otomańskiego etc.). Niemniej powstanie „kwestii kurdyjskiej” w wyniku wojny w Syrii, było dla Turcji przekroczeniem czerwonej linii, oznaczało bowiem nie tylko ograniczenie wpływów na południu, ale dywersję na tyłach (przypomnijmy, iż Kurdowie stanowią blisko 12 mln mieszkańców Turcji i zamieszkują w większości ok. 20% jej terytorium). Musiało to oznaczać ostrą reakcję Turcji i oskarżenie USA o patronowanie tej akcji. Choć Amerykanie, zapewne z izraelskiej i częściowo saudyjskiej inspiracji, w istocie patronowali tej akcji, wobec bardzo ostrego oporu Turków ostatecznie zrezygnowali z forsowania powstania Kurdystanu. Zadowolili się kontrolą południowo-wschodniej części Syrii, co daje im dodatkową możliwość nie tylko kontrolowania szlaków wiodących z Iranu do Syrii (czy szerzej do portów śródziemnomorskich), ale również rozbudowaniem tamże ofensywnej infrastruktury wojskowej z lotniskami włącznie. Daje to USA posiadanie „niepływającego lotniskowca” z którego mogą być realizowane misje lotnicze z myśliwcami włącznie bez konieczności tankowania w powietrzu w drodze powrotnej, co zawsze jest operacją w warunkach bojowych niebezpieczną. Dodatkowo, potencjalne użycie baz do działań ofensywnych wobec Iranu nie wiąże się z żadnym ryzykiem politycznym związanym z reakcją „ulicy arabskiej”, gdyż w tej chwili tereny de facto okupowane przez Amerykanów są zdominowane przez żywioł kurdyjski, będący w całkowitej zależności od Amerykanów.

Izrael

Izrael jest beneficjentem wojny w Syrii, przynajmniej średnio-okresowym, Choć plan maximum się nie powiódł w związku z fiaskiem operacji „wywrócenie Asada” (tj. zamiany władzy syryjskiej m.in. na bardziej proizraelską na wzór Egiptu, Jordanii czy Arabii Saudyjskiej), znaczne osłabienie Syrii (o którym wspominałem we fragmencie jej dedykowanym) jest dla Izraela bezdyskusyjnym zyskiem strategicznym.

Dodatkowym zyskiem jest niewątpliwie znaczne ograniczenie wpływu Iranu w Syrii, głównie na skutek odcięcia lądowych szlaków (i tak ograniczonych przez formalną/nieformalną obecność Amerykanów w Iraku). Ograniczona aktywność Irańczyków we wspieraniu Syryjczyków z wykorzystaniem szlaków powietrznych i morskich jest właściwie pod pełną kontrolą wywiadowczą Izraelczyków i może być (i jest) paraliżowana chirurgicznymi uderzeniami.

Natomiast klucze do tego czy z czasem (średnio-okresowym) sukces nie zamieni się w porażkę, trzymają obecnie Rosjanie. Równie dobrze mogą przecież zainwestować w odbudowę Syrii, uzbroić ją w najnowocześniejszą broń i „uchylić drzwi” (poprzez swoje kanały przerzutowe) elitarnym jednostkom irańskim. Zwłaszcza, że Iran wpisuje się w globalną grę Rosjan przede wszystkim z Amerykanami.

Rosja

Rosja jest największym beneficjentem wojny w Syrii. Umocniła swoją pozycję geopolityczną w basenie morza śródziemnego zyskując stałe bazy na terenie Syrii. Stając się de facto jednym gwarantem władzy Asada (Iran m.in. ze względu na odcięcie szlaków dostaw nie może być tak traktowany) można przyjąć, iż jest to zysk bardzo długofalowy. Rosja tym samym jest znów „w grze” blisko-wschodniej, zyskuje lewar wobec głównych graczy, może pozycjonować się jako rozjemca czerpiąc z tego korzyści polityczne. Przede wszystkim zaś zyskuje pewne karty w grze pod tytułem „bezpieczeństwo Izraela” (m.in. sprzedaż uzbrojenia Syryjczykom czy Libańczykom), co jest dużym atutem w globalnej grze Rosjan. Dodatkowo, w warstwie informacyjnej, wzmacnia swój wizerunek państwa walczącego z terrorem islamskim oraz strażnika prawa międzynarodowego (tj. m.in. nawołuje do opuszczenia przez wszystkie obce wojska, niezaproszone przez prawowity rząd syryjski, terytorium Syrii). Sukces Rosjan ma też pewien walor symboliczny względem globalnego Pax Americana.

Co to wszystko oznacza dla Rzeczpospolitej?

Z punktu widzenia Rzeczpospolitej, w kontekście syryjskiej wojny domowej, najbardziej interesujące są relacje izraelsko- rosyjskie. Rosjanie stając się, jak ujął to jeden z profesorów izraelskich, „sąsiadami” Izraelczyków, zyskali kolejny (po możliwości „szachowania” na swoim terenie w dalszym ciągu dość licznej i biznesowo wpływowej społeczności żydowskiej – „lekcje” dane m.in. Bierezowskiemu, Chodorkowskiemu czy Gusińskiemu są w tej grupie dobrze zapamiętane) lewar związany z bezpieczeństwem Żydów. Chodzi rzecz jasna nie tylko o kwestie uzbrojenia Arabów z Syrii i Libanu, ale i „tonizowanie” sentymentów antyżydowskich na „arabskiej ulicy” bynajmniej nie tylko w 2 w/w krajach. Rosjanie mają spore doświadczenie w prowadzeniu wojen ideologicznych i psychologicznych na które Izrael (w kontekście arabskim) jest cały czas wrażliwy, posiadając 20% obywateli pochodzenia arabskiego na swoim terytorium oraz Strefę Gazy i osiedla palestyńskie na Zachodnim Brzegu Jordanu „u bram”. Ten lewar jest potrzebny Rosjanom do próby wykorzystywania wpływów Żydów na świecie, przede wszystkim zaś w USA, do prowadzenia bardziej przychylnej polityki względem Rosji, zwłaszcza w rejonach wrażliwych, jak Ukraina czy nawet Polska.

Styczne strategiczne Rosji i Izraela to przede wszystkim walka z terrorystycznymi ruchami islamskimi, ograniczenie wpływu Persów na świat arabski oraz ograniczenie wzrostu potęgi Turcji. Jeśli chodzi o kwestie polityki historycznej to łączy ich kwestia „moralna” tj. utrzymywania legendy ZSRR jako pogromcy faszyzmu, relatywizowania zbrodniczości komunizmu (w tworzeniu którego społeczność żydowska była mocno zaangażowana) oraz utrzymywania narracji pedagogiki wstydu względem kultury łacińskiej w której „narodził się faszyzm” a w jego efekcie Holocaust. Ten bilans zysków (wzmocniony jeszcze rosnącą wymianą handlową i współpracą w kilku obszarach technologicznych, jak nanotechnologia czy technologia dotycząca dronów) i strat jest na tyle dla tej współpracy korzystny, iż Izraelczycy postanowili wybrać pragmatyczną drogę i nie konfrontować się z Rosjanami.

W interesie Rzeczpospolitej, w kontekście konfliktu syryjskiego, są działania zmierzające do ocieplenia relacji jej sojuszników NATO tj. USA i Turcji. Mając świadomość skali wyzwania, głownie ze względu na kontekst kurdyjski, wysiłki sojuszników Turcji powinny iść w kierunku przekonania jej do budowania scenariusza win – win w relacjach turecko-kurdyjskich. Polityka zagraniczna Turcji państwa będącego w NATO, będącego wrogiem Rosji i państwa skonfliktowanego z diasporą żydowską powinna być wspierana oraz być przedmiotem pogłębionej analizy w Polsce. Dodatkowo, Rzeczpospolita powinna przeciwdziałać scenariuszowi w którym Rosja uzyska możliwość zwiększenia nacisku na Ukrainę czy szerzej na państwa „bliskiej zagranicy” w Europie w zamian za koncesje na rzecz bezpieczeństwa Izraela.

Dr, MBA

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka