„Laszon hara (zły język) i moci szem ra (wyciągać złe imię, kłamać) to wedle Żydów jedne z głównych narzędzi grzechów. Są zabójcze nie tylko dla ich autora, ale również dla osoby pomawianej, osoby przekazującej i osoby przysłuchującej się. „Nie będziesz obmawiał” Micwa 236; „Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu” (Wj 20,16)”
„Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów” - kard. Karol Wojtyła, USA, 1976 r. w nawiązaniu do aborcyjnego rozstrzygnięcia SN.
Jak zaznaczyłem w pierwszej cześć mojego cyklu kłamliwa propaganda „trucicieli Republiki” koncentruje się przed wszystkim na skrajnie negatywnym sprofilowaniu kandydata konkurencji, jako człowieka m.in. groźnego. Skutkiem tego działania jest m.in. wywołanie niepokoju, strachu i tym samym zakwestionowanie podstawowej potrzeby ludzkiej, potrzeby bezpieczeństwa. Tego typu działania są wzmacnianie również poprzez analogie do negatywnych postaci historycznych lub w inny sposób istniejących w kulturze danej społeczności. W społeczeństwach chrześcijańskich taką postacią jest np. Antychryst i o nim, jako zjawisku socjotechnicznym i jego wykorzystaniu chciałbym dziś napisać nieco więcej. Dodatkowo, niejako w konsekwencji, chciałbym bardziej szczegółowo omówić linie narracyjną uderzającą Donalda Trumpa „z prawej flanki”. Omówię te w istocie dywersyjne kalkulacje i działania poprzez analizę „idei które mają konsekwencje” jak np. judeo-chrześcijaństwo czy poprawność polityczna oraz narzędzi wpływu, jak organizacje typu „Koalicja Jedności dla Izraela”.
Antychryst w naszej kulturze. „Areną walki jest ludzkie serce i umysł, w których zły duch zmaga się z dobrym”
Historycznie „przeciwnik Chrystusa” pojawia się w Ewangelii po raz pierwszy w Pismach Janowych: Antychryst to ktoś, kto ma przyjść przed paruzją Jezusa. Św. Jan zakłada też, że istnieje wiele osób cechujących się „duchem Antychrysta” – są to kłamcy i zwodziciele, którzy głoszą, że Jezus nie jest Chrystusem. „Kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest antychrystem, kto nie uznaje Ojca i Syna” (1 J 2,22). Informację o nim znajdujemy też w Ewangeliach synoptycznych: Antychryści to fałszywi mesjasze (Mt 24,24; Mk 13,22), którzy podają się za spełnienie obietnic ponownego przyjścia Chrystusa oraz 2 Liście do Tesaloniczan Św. Pawła. Wspomina on tam, że przed ponownym przyjściem Chrystusa pojawi się „człowiek nie liczący się z prawem Bożym, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi nad wszystko, co nosi imię Boga lub co odbiera Boską cześć, aż zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga” (2 Tes 2,3n). Człowiek ten będzie chcieć podporządkować sobie Kościół Jezusowy i spustoszyć go. Dojdzie do „odstępstwa” spowodowanego przez kłamliwe znaki i fałszywe cuda, towarzyszące pojawieniu się Niegodziwca. Chrystus go zgładzi. Wreszcie, najbardziej drastyczny opis znajdujemy w księdze Apokalipsy: Antychryst jest Bestią, która otrzyma od Szatana całą jego moc, przez co stanie się władcą całego świata. To przywódca polityczny, dyktator, który uzurpuje sobie władzę religijną. Nie jest przy tym odrażający, lecz wzbudza podziw. Obiecuje rozwiązanie wszelkich problemów. Jest parodią Chrystusa. Zostanie pokonany, gdy ponownie przyjdzie Zbawiciel, który pochwyci i ukarze Bestię i jej zwolenników.
Z kolei w Katechizmie znajdujemy opis, gdzie możemy przeczytać m.in. „„Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga” (nr 676)
Efekt Antychrysta w socjotechnice
Zgodnie z powyższymi znaczeniami nadejście Antychrysta, który jest przeciwnością Chrystusa, nie jest niczym przyjemnym, niezależnie od „happy endu”. Ma wywołać „przeczucie katastrofy” naruszając tym samym pierwotną potrzebę bezpieczeństwa. Na poziomie semantycznym, logomachicznym słowa takie jak bestia, apokalipsa, armagedon, kojarzą się powszechnie dość jednoznacznie niepokojąco. Specjaliści od „złego i kłamliwego języka” niestety dobrze o tym wiedzą. W kontekście antytrumpowej kampanii wyborczej mogliśmy liczyć na „niezawodnego” Morta Zukermana i jego Daily News:
Tego typu content był powielany we wszystkich mediach Morta Zukermana (Washington Times, Bussinesinsider etc) również zagranicą. Aby unaocznić skalę zidiocenia i oszustwa pozwolę sobie przytoczyć in extenso materiał z jego brytyjskiego dziennika Metro o bardzo znamiennym tytule „ Ludzie uważają, że Trump to antychryst i sprowadzi apokalipsę” ;-): „Destrukcyjne poglądy Donalda Trumpa nie są już dla nikogo tajemnicą, ale czy kiedykolwiek pomyślałeś, że może on być prawdziwym Antychrystem? Cóż, to według kogoś w internecie, kto zebrał (zaskakująco przekonujące) dowody to pewne. Pisze on dość szczegółowo o tym, ze Trump jest „przepowiedzianym przez Biblię zwiastunem Apokalipsy” Według Biblii Antychryst będzie charyzmatycznym celebrytą,„ wielkim gadułą ” i „ gładkim mówcą ”. Przekona ludzi, że tylko on ma rozwiązanie każdego problemu. Będzie twierdził, że jest doskonałym sprzedawcą i głównym negocjatorem. Będzie twierdził, że wie, jak bronić Izraela i tworzyć trwały pokój na Bliskim Wschodzie. Będzie onieśmielaczem i wojowniczym miłośnikiem władzy. Będzie się wywyższał i wywyższał, i będzie twierdził, że jest „jedynym Zbawicielem”. Oszuka masy, a nawet wybranych. „Brzmi jak ktoś, kogo znasz?” Trump ma szereg połączeń z numerem 666, znakiem diabła. Jeden z budynków Trumpa znajduje się przy Piątej Alei 666.Rodzina Trumpa kupiła najdroższy pojedynczy budynek, jaki kiedykolwiek kupił w Stanach Zjednoczonych, przy 666 Fifth Avenue, ulicy symbolizującej pieniądze (Mammon), pychę (arogancję) i nadmiar (chciwość). „Ten budynek kosztował go 1,8 miliona dolarów” I 18 = 3 x 6 = 666. „Nowy budynek Trumpa - i jego wysokość” Rodzina Trumpa jest również w trakcie budowy wieży o wartości 666 milionów dolarów na One Journal Square. Według wielu raportów wysokość wyniesie 666 stóp ”. Nawet Trump Tower jest satanistyczna.„ Kolejna posiadłość Trump Fifth Avenue, słynna Trump Tower, ma 203 metry wysokości, według wielu raportów. I 203 m = 666 stóp. Donald Trump mieszka tam w pozłacanym bogactwie na 66. piętrze! ”A rok 2016 jest oficjalnie rokiem piekła” Wybory w 2016 roku to „cały czas Trump”,bowiem 2016 = 666 + 666 + 666 + 6 + 6 + 6. (Rzeczywiście mają rację, sprawdziliśmy). Zresztą odpowiedź na pytanie „Co zrobiłby Jezus? ' jest tylko jedna. Jezus Chrystus nie dałby się zwieść człowiekowi pokroju Trumpa! Nie wyobrażam sobie Jezusa głosującego na Trumpa. Trudno się z tym spierać.”
Mniej więcej podobne absurdalne rozważania (z zachowaniem pewnych proporcji), prowadzące nieco bardziej wyszukanego odbiorcę „po nitce do kłębka”, były prowadzone w tytułach o poważniejszej renomie. Wątek ten poruszany był m.in. w New York Magazine czy Huffing Post .
Największe „liberalne” tytuły (NYT, WP, LAT etc), nie chcąc kompromitować się z jednej strony nonsensownymi komentarzami edytorskimi, drugiej zaś starając się trzymać na swych łamach „laicki fason” (naśmiewający się z „zabobonów” religijnych – no może za wyjątkiem tych z religii mojżeszowej), ograniczały swoją rolę do relacjonowania „szokujących” informacji, bądź ujmowania problematyki w sposób pośredni. Poprzez setki artykułów, starano się wykazać, nie wypowiadając wprost imienia Jezusa, iż zachowanie Donalda Trumpa jest zaprzeczeniem jego świadectwa i przesłania. Polski czytelnik, nieco mniej śledzący realia amerykańskie musi mieć świadomość, iż tradycja mediów „liberalnych” od dłuższego czasu skupiona jest na straszeniu religijnym fundamentalizmem i tworzeniu analogii ze zbrodniczymi systemami społecznymi. Jaki pisał niedawno w swej interesującej książce „Lewicowy faszyzm” J. Goldberg „Nieco bliżej obecnych czasów Chris Hedges, uhonorowany nagrodą Pulitzera dziennikarz z redakcji tego pisma, opublikował książkę zatytułowaną „Amerykańscy faszyści: chrześcijańska prawica i wojna z Ameryką”, To zaledwie jedna z wielu publikowanych obecnie prac polemicznych, w których się twierdzi, że konserwatywni czy fundamentalistyczni chrześcijanie to faszyści. Mocno krytyczna poza tym recenzja Ricka Perlsteina opublikowana na łamach dziennika,,New York Times" zaczyna się od stwierdzenia ,,W Ameryce są naturalnie chrześcijańscy faszyści". Oszczerstwa ad Fasistam (Hitlerum) opisałem szczegółowo w pierwszej części mojej antytrumpowej serii, teraz jedynie dodam, aby unaocznić skalę antychrześcijańskiej perwersji mediów głównego nurtu, jeden z fake newsów nawiązujący do antychrystycznej narracji, który był dość szeroko kolportowany. Oczywiście w bardzo perfidny sposób („my tylko odnotowujemy szokującego fake'a”). Co ciekawe ten „news” dotarł również „na nasze manipulatorskie podwórko”, proszę zobaczyć lead TVN, i jego strukturę. Czy dla czytającego tylko leada (większość czytelników) jest czytelne, że to fake?
Academia & gostwriters
Choć narracyjny „projekt Antychryst” miał nieco inna skalę i natężenie w porównaniu do opisywanego przeze mnie „projektu Hitler”, bez wątpienia możemy mówić o pewnych podobieństwach. Jednym z nich było również zaangażowanie młodych i starszych „naukowców” oraz „pisarzy” z pewnym dorobkiem, którzy pisali książki dedykowane antychrystcznej problematyce (foto poniżej) bądź „wtrącali” to określenie w swych kompleksowo antytrumpowych dziełach (vide fragment z książki M.Wolfa „Ogień i furia” („I stanęli naprzeciwko siebie antychryst i agresywne media” etc)
Oto jak zachęca wydawca powyższej książki do jej lektury : „Moelhauser pokazuje nam, jak kłamstwa i retoryka Donalda Trumpa karmią się najgorszymi obawami ludzi przed szerzeniem nienawiści, rasizmu, mizoginii, islamofobii, bezwstydnej bigoterii i dyskryminacji oraz jak ta retoryka zbiega się, punkt po punkcie, z przepowiedniami dotyczącymi Antychrysta z przerażającą dokładnością. Poprzez dokładne badania, pan Moelhauser odnosi się do atrybutów Antychrysta przedstawionych w Biblii, a następnie porównuje te atrybuty z przykładami ze szlaku kampanii prezydenckiej i błyskawicznym awansem Trumpa na czołowe miejsce na politycznej scenie Stanów Zjednoczonych. Przedstawiając jasne i zwięzłe podobieństwa, pan Moelhauser zachęca czytelników do zaangażowania się w rozmowę i dalsze badania oraz do samodzielnej odpowiedzi na pytanie: czy Donald Trump jest antychrystem?” Doprawdy, akademicki poziom ujmowania problematyki...
„Przyjdzie chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, […] a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom” (2 Tm 4,3-4).
Ale to silniejsze nawiązywanie do wątków religijnych w anty-trumpowych kampaniach 2016 i 2020 r. miało moim zdaniem swe uzasadnienia wyborcze, które wiązały się z określonymi trendami i kalkulacjami. Po pierwsze, zaobserwowano systematyczny odpływ tradycyjnie głosujących na Demokratów katolików amerykańskich (ich przywiązanie do tej partii wynika z dyskryminacyjnych zaszłości historycznych). Po drugie, tworząc swoistą „zmianę klimatu” religijnego w medialnym głównym nurcie chciano pośrednio oddziaływać również na „twardy elektorat” Trumpa. Było to tym łatwiejsze, gdyż zasoby wpływu środowisk de facto lewicowych, „otwartych” sukcesywnie poszerzają się w twardej bazie zarówno na poziomie ideowym, jak i finansowo-organizacyjnym.
Jeśli chodzi o ten pierwszy aspekt nie przez przypadek, jak sądzę, wielka nadwrażliwość na krzywdę ludzką dotychczasowych wrogów chrześcijaństwa, objawiła się w związku z gorącym tematem tej kampanii tj. kwestią nielegalnej imigracji. Dotykamy tu zresztą szerszego zjawiska, jakim jest nie tylko protestantyzm otwarty, ale i tzw. katolicyzm otwarty. Otwarty, bezkrytycznie dodam, nie tylko na kwestię imigrantów, ale również na inne niepokojące zjawiska, jak aborcja czy sodomia.
Jak widzieliśmy już w materiale gazety z grupy Morta Zukermana osią zarzutu i dalszych dywagacji jest przekonanie, iż „Jezus nigdy by tak nie zrobił”. W ujęciu socjotechnicznym wybrzmiewa tu pośrednio znany również z komunistycznej Polski zabieg „Jezus tak, Kościół nie”. Ale wydaje się, iż w tym fałszywym podziale nawet ewangeliczne odczytanie życia i nauk Jezusa jest bardzo jednostronne. Oczywiście Jezus nauczał, iż „spragnionego należy napoić”, ale nie nauczał, iż należy działać bezrozumnie i, nawet pośrednio, wspierać tych, którzy przyczyniają się do odrzucenia jego nauk. A odczytanie rzeczywistości AD 2020, „nagie fakty”, pokazują, iż kolorowi imigranci wspierają wyborczo kandydatów progresistowskich, popierających aborcję, sodomię i kwestionujących chrześcijańską antropologię opartą na prawie naturalnym. Widać to na podstawie twardych danych:
Co więcej, oczywistość tego zjawiska zdaje się być ignorowana przez licznych (szacunki mówią nawet o 70 milionach) amerykańskich ewangelików. Choć korzystając z „boskiego rozumu” (fides & ratio!) należałoby dojść do wniosku, iż takie rozwiązanie, ograniczające imigrację z kręgów odległych rasowo i kulturowo (które jako żywo było consensusem do 1965 roku) przyczynia się nie tylko do wąsko rozumianej pomyślności doczesnej, ale i do zbawienia większości. Czy to oznacza postawę rasistowską? Bynajmniej. Roztropne rozeznanie spraw społecznych nakazuje szacunek do kształtujących się niejako naturalnie i dobrowolnie form samoorganizacji. Skoro fakty wskazują, iż nawet pomimo „jedności w Chrystusie” grupy protestanckie w Ameryce preferują zbory oparte na kryterium rasowym, to musi istnieć dla tego głębsze uzasadnienie, którego nie można „od tak” lekceważyć w imię politycznej poprawności, której podstawą jest słynne powiedzenie „jeśli fakty nie potwierdzają mojej opinii, tym gorzej dla faktów”. To wszystko nie oznacza braku troski o braci i siostry w Afryce czy innych kontynentach. Czynne wspieranie nawracania się tych ludów na Ewangelie i budowania podstaw dostatniości materialnej (co jest ściśle ze sobą związane) w miejscu ich zamieszkania, jest wręcz obowiązkiem. Wielką inspiracją powinny być tu dla Amerykanów również działania Kościoła Katolickiego z szeregiem misji i innych aktywności na rzecz poprawy losu i zbawienia tych ludzi.
„Nie możecie służyć Bogu i mamonie” (Mt 6 ,24)
Jakie mogą być przyczyny takiej krótkowzroczności i niemożności, mającej niestety swe skutki w procesach wyborczych (m.in 17% ewangelików zagłosowało na Bidena podobnież jak 68% latynowskich katolików), co zaobserwowaliśmy ostatnio? Z całą pewnością są to częściowo wyniki przyjęcia mentalności „turbokapitalizmu giełdowego” patrzącego nie dalej niż 3-4 kwartały wpływu zysków i tym samym zainteresowanego tanią, półniewolniczą silą roboczą. Ale wydaje się, iż istnieją jeszcze dodatkowe, bardzo bieżące presje, zarówno te duchowe jaki i materialne, związane z promocją multikulturalizmu, „wielością wierzeń” zaburzających ordo caritas i umiejętność dostrzegania priorytetów potrzebnych do zbawienia.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na postępujące zjawisko dotyczące promocji teologii tzw. judeo-chrześcijaństwa. W największym skrócie, na poziomie teologicznym oznacza ono rezygnację z nawracania Żydów na Ewangelię w związku z założeniem, iż mają oni własną drogę do zbawienia. Rzecz jasna ta nieścisłość (ujmując sprawę nad wyraz dyplomatycznie) stojąca w sprzeczności z Ewangelią, Magisterium, 2000 tysięczną Tradycją oraz po prostu zdrowym rozsądkiem, jest (zatrutym) owocem dostosowywania się Kościoła do świata, w tym przypadku do świata siły żydowskiego lobby tu i teraz. Zbrodnicze szaleństwa post oświeceniowych wnuków skutkujące Auschwitz (btw będącym Golgotą również dla chrześcijan) nie mogą zmieniać uświęconych Prawd Wiary. Szerszą próbę uzasadnienia tej dziwacznej teologii Czytelnik może znaleźć w tym artykule.
Na poziomie praktyczno-organizacyjnym siła wyznawców judeo-chrześcijaństwa przejawia się poprzez dość dużą penetrację nie tylko ruchów protestanckich, ale i Kościoła Katolickiego, jego duchownych oraz wiernych. W Ameryce widać to dość dobrze na kilku przykładach.
W przypadku (przede wszystkim) protestantów objawia się to m.in. funkcjonowaniem zasobnych w fundusze organizacji takich jak „Koalicja Jedności dla Izraela”, którą kieruje Esther Levens, oraz Zjednoczonych Chrześcijan dla Izraela, kierowana przez Davida Broga. Koalicja Jedności dla Izraela składa się z około 200 organizacji chrześcijańskich i żydowskich, które mają silne powiązania z neokonserwatywnymi ośrodkami analitycznymi, takimi jak Centrum Polityki Bezpieczeństwa, kierowane przez Franka Gaffneya, proizraelskimi organizacjami działającymi w USA jak Zionist Organisation of America, Likud Party czy izraelski rząd. Organizacja ta twierdzi, że dostarcza materiały dla 1700 religijnych stacji radiowych, 245 chrześcijańskich stacji telewizyjnych i 120 chrześcijańskich gazet. Szacuje się, iż organizacja ta ma ok. 7 milionów członków.
Z drugiej strony możemy również mówić o środowiskach katolickich wspierających judeo-chrześcijaństwo (a w konsekwencji, co do reguły, syjonizm), być może mniej licznych acz intelektualnie wpływowych jak np. nowojorski magazyn First Things założony przez o. Neuhausa za pieniądze amerykańskich neokonserwatystów. Używając języka socjotechniki, możemy nazwać FT „pudłem rezonansowym” z którego rezonują przekazy dla innych katolickich opinion makerów. A „dźwiękiem głównym” jest, jak ujmuje to dr E Michael Jones na łamach Culture Wars, to iż „współcześni Żydzi mają otrzymać ziemię Palestyny pod boskim mandatem i dlatego katolicy powinni przygotować się na to, by stanąć po właściwej stronie barykady, nie tylko naprzeciwko „antysemitów, ale także „anty-chrystów”. Wyjąwszy aspekt teologiczny i wymiar deformacyjny w stosunku do nauki Kościoła, o czym już wspominałem, tworzenie takich dzieł „na poziomie operacyjnym” (również w kontekście wyborczym) ma oczywiście dywersyjny charakter i przypomina socjotechniczne zjawisko zwane „kontrolowaną opozycją”. Doprawdy swoiście jest tu rozumiana bliska nam katolikom maksyma in necessariis unitas (Israelitas et imigrantas ;-) , in dubiis libertas, in omnibus caritas. Celnie swego czasu opisał to emblematyczne dla tego profilu teologicznego środowisko FT prof. Jacek Bartyzel pisząc m.in. „First Things to środowisko religijnie synkretyczne: są tam katolicy, luteranie, prezbiterianie i rabini. Uchodzą za religijnych konserwatystów dokładnie z tego samego powodu, dla którego jako polityczni konserwatyści traktowani są „neokoni” laiccy: bo w mainstreamie nie ma dla nich alternatywy, a wszystko, co poza nimi, jest jeszcze bardziej progresistowskie, modernistyczne i zrewoltowane. Skoro zaś religijni neokonserwatyści przeciwstawiają się aborcji, eutanazji, homoseksualizmowi i innym wynaturzeniom współczesnej „cywilizacji śmierci”, (a jednocześnie popierają Izrael i multikulturyzowanie Ameryki - PB) to wystarczy, aby mogli cieszyć się reputacją „ultrareakcjonistów”...istnienie katolickich neokonserwatystów to prawdziwa gratka: pełnią oni właśnie rolę „alibi-katoli”, mogących zaświadczyć, że nie wszystkich neocons łączy (by przywołać sardoniczną uwagę Davida Brooksa) „oś obrzezania”. Nadto są oni bardzo pożyteczni z innych powodów. Oprócz pełnej aprobaty „posoborowia” (w duchu umiarkowanego modernizmu), katolickich neocons znamionuje zapał do wstrzykiwania w krwiobieg katolickiej myśli teologicznej, filozoficznej i społecznej potężnych zastrzyków z zawartością ideologii wywodzących się z anglosasko-protestanckiego oświecenia, na czele z liberalizmem.” Jakie owoce zaczął on wydawać, widzimy choćby na przykładach takich jak pełna „złego języka” i „ wyciągania złego imienia” kampania antytrumpowa.
Konkluzja. Ecclesia militans
W społeczeństwach chrześcijańskich bądź niecałkowicie laickich w dalszym ciągu możemy mówić o pewnej nośności porównań do negatywnych postaci biblijnych, w tym do Antychrysta. Choć współcześnie, jak pokazała to m.in. amerykańska kampania wyborcza, oszczerstwo to nie znajduje się w centrum linii narracyjnej manipulatorów, pełni jednak znaczącą funkcję komplementarną wobec „katastrofizmu” mniej transcendentnej natury. Socjotechniczny termin „efekt Antychrysta” wydaje się mieć w dalszym ciągu solidne umocowanie w rzeczywistości wyborczej. Szczególną cnotę roztropności w analizie tego typu komunikatów w mediach powinny wykazać osoby autentycznie wierzące. Często bowiem, poprzez zastosowanie socjotechnicznego manewru band wagon ( jestem jednym z Was, troszczę się o Was i dlatego Was krytykuję), dowiadujemy się od „fałszywych proroków” z naszego grona, iż jesteśmy nietolerancyjni, przepełnieni lękiem, fobiami i brakiem otwartości a tak naprawdę, o czym szczególnie dobitnie przekonał się Donald Trump przez całe 5 lat, a zwłaszcza w ostatnich dniach urzędowania, coraz częściej jesteśmy brutalnie konfrontowani z „powszechną dyktaturą na pozór humanistycznych ideologii ..Zaś każdy kto sprzeciwia się tej dyktaturze, zostaje wykluczony z podstawowego konsensusu społecznego. Sto lat temu każdy przyznałby, że absurdem jest mówić o homoseksualnym małżeństwie. Dziś jednak ci, którzy się mu sprzeciwiają, są społecznie ekskomunikowani. To samo dotyczy aborcji i produkcji istot ludzkich w laboratoriach. Nowoczesne społeczeństwo zmierza do formułowania antychrześcijańskiego credo, ktokolwiek się mu sprzeciwia, zostaje ukarany społeczną ekskomuniką. Obawa o tę duchową potęgę Antychrysta jest zbyt naturalna i tym, czego naprawdę potrzeba, jest modlitwa całych diecezji i Kościoła na całym świecie o odwagę przeciwstawienia się jej” (Benedykt XVI)
Inne tematy w dziale Polityka