Oglądając pierwszy odcinek nowego serialu pt. Król zastanawiałem się, czy widziałem w polskiej (tudzież polskojęzycznej) kinematografii coś równie chutzpa'rskiego i paszkwilanckiego wobec tradycyjnych polskich wartości i ich symboliki. Ale ani sztuka Teatru TV „Opisu obyczajów” Grabowskiego, ani „Antygona z NY” Głowackiego (z Pchełką w roli głównej) ani nawet „Trylogia” Klaty nie były chyba tak jadowicie antypolskie, jak najnowsza produkcja francuskiej stacji Canal+.
Ale to nie jedyne novum jakie dostrzegłem. Film jest chyba pierwszą próbą promocji konceptu „Żyda wojownika, mściciela” osadzonego historycznie w micie o Golemie czy historii Idi Lichtenfelda twórcy krav magi, co wpisuję się w obecną narrację agresywnego państwa żydowskiego i jego kinematografię. Zarówno filmowa kreacja głównego bohatera, Jakuba Szapiro, jak i cokolwiek wątpliwa historycznie próba „ubojowienia” mas żydowskich (jeśli już to zorganizowanych w II RP w KPP czy Bundzie; en masse udział Żydów w bojówkach wszelakich a bojówkach PPS-u zwłaszcza, był śladowy – zapewne częściowo wynikało to z talmudycznego przykazania „na wojnę idź w ostatnim rzędzie, będziesz z niej wracał w pierwszym”) być może ma również intencje nie tylko artystyczną, ale kreacyjną względem sytuacji politycznej na „polskiej ulicy”. Ta, jak wiemy od lat jest trzymana dość silną ręką przez „zawsze na prawo” środowiska kibicowskie zaś polska Antifa jest „w podziemiu” i wszelkie próby jej zaistnienia na trybunach są tłumione (vide dość obrazowa rozprawa na stadionie Polonii (https://linkd.pl/eazu ). Ale zbudowanie względnie silnych bojówek mogących destabilizować życie polityczne np. na wzór amerykańskiej Antify czy BLM, jest cały czas, jak na razie niespełnionym marzeniem polskiej lewicy. Czy ten film ma w tym pomóc? Myślę, że tak.
Ale przede wszystkim ten film ma zdyskredytować polskość, afirmować żydowskość i widzimy to w filmie na dziesiątkach przykładów. Kilka z nich postaram się tutaj przedstawić.
Już w jednej z pierwszych scen mamy powody do zaniepokojenia, bowiem kiedy kadr pada na plakat zapowiadający mecz bokserski Legia – Maccabi, widzimy dość wyraźnie, dorysowaną swastykę na zawodniku najlepszego polskiego klubu ;-). (O innych "dorysowankach" widocznych na plakacie poniżej nawet nie będę wspominał, ale wydaje mi się, że producenci tego filmu, igrają z ogniem). W świetle wyjątkowego poświecenia wielu legionistów i Wojska Polskiego podczas zmagań z niemieckim nazizmem, od Września'39, przez podziemie AK/NSZ po Powstanie Warszawskie '44, to zabieg autorów filmu wyjątkowo parszywy.
W kolejnych scenach mamy okazję wysłuchać manifestów politycznych przedstawiciela lewicy i prawicy. Przemowa pierwszego jest spokojna, spójna, silnie moralnie i etycznie uzasadniona, możemy odnieść wrażenie, że intencje i motywacje przemawiającego są czyste zaś swobodnie eleganckie emploi dopełnia pozytywny obraz. Zupełnie inaczej sprawy się mają w przypadku drugiego, który surowy i nieco „szaleńczy” wygląd współgra z chaotycznym i negatywnym przekazem, który upraszczając można sprowadzić do hasła „precz z Żydami”, słyszanego w tej krótkiej scenie wielokrotnie.
Następna scena walki ulicznej między dwoma środowiskami też jest źródłem dość jednoznacznych skojarzeń. Uliczna bitwa rozpoczyna się od wątpliwości Polaków, czy aby Żydzi nie są w nazbyt dużej liczbie (co nie koresponduje z obrazem), co jak rozumiem ma sugerować, iż Polacy preferują walkę z przewagą. Następnie Polak „zdradziecko strzela zza węgła”, co po komentarzu głównego bohatera filmu „skur..ny” daje asumpt do zainicjowania (vide żydowska duma i siła ) szturmu i heroicznej (i wygranej) walki. Tendencyjnym elementem jest też pokazanie, iż Polacy atakują Policję, która wkrótce pojawia się na wśród walczących, zwłaszcza w kontekście kolejnej sceny, kiedy to dochodzi do aresztowania przywódcy lewicowej bojówki. W tej scenie pojawia się też motyw typowy dla tego odcinka, czyli protekcjonalnego odnoszenia się do funkcjonariuszy państwa polskiego. Herszt lewicowej bandy protekcjonalnie poklepuje policjanta i ironizuje z jego uwagi „reprezentuję powagę Rzeczpospolitej”.
To zjawisko objawia się w pełnej krasie w kolejnej scenie, w której „żydowski mściciel” dzwoni do Premiera RP i w niecenzuralnych słowach poucza jego i jego sekretarza o konieczności pilnego wypuszczenia swojego szefa z aresztu. Sam zamysł reżyserski, aby w taki sposób wyostrzyć opowieść w której to były znajomy Premiera z czasów walki z zaborcami jest gangsterem wykonującym usługi polityczne dla najwyższych władz RP (do których na dodatek często odnosi się z lekceważeniem) jest głęboko toksyczny i ustawia naszą percepcję postrzegania II RP jako państwa chorego, na poły upadłego. Ta scena zresztą, również służy do „pognębienia” II RP, jako kraju przesiąkniętego tzw. „polską megalomanią”. W czasie bowiem, kiedy żydowski gangster telefonuje do Premiera, ten przyjmuje reprezentantów Ligi Morskiej i Kolonialnej, których propozycję komentuje w charakterystyczny sposób („Chłopi w Pińsku jeszcze chodzą s..ć za chałupę a tym się Madagaskar marzy...”).
Ta niechęć do II RP i jej świętości z „mundurem” na czele przejawia się również w kilku innych mniej lub bardziej sugestywnych scenach. Zaczynając od tych pierwszych warto wspomnieć np. o niechęci kierowcy lewicowego gangstera do noszenia, pomimo jego próśb, czapki bardzo podówczas popularnej przypominającej rogatywkę (maciejówkę). Natomiast jeśli chodzi o te drugie, to możemy powiedzieć np. o zabiegu wręcz profanacyjnym, czyli fakcie, iż „druga prawa ręka” herszta, wyjątkowo brutalny i (przewrotnie) antypatyczny Janusz Radziwiłek (kolejna przewrotność i próba ubrudzenia wielkiej postaci polskiej arystokracji) handlujący kokainą, nosi mundur wojskowy (przedwojennego Strzelca; btw aluzja do obecnego WOT dość oczywista). Warto też zwrócić uwagę na scenę z bokserem-legionistą przygotowującym się do walki. Jako legionista a tym samym człowiek honoru z definicji, jest „zdemaskowany” jako „drobny cwaniaczek”, który boi się przyjść na manifestację, aby wesprzeć kolegów.
W fabule filmu pojawia się też dość rozbudowany wątek antyreligijny, którego narratorem jest przedstawicielka marksizmu- lesbianizmu (mówiąc prof.Chodakiewiczem) nad wyraz wulgarna w słowach „feministka” niejaka Stanisława Trąbińska. Jej krytyczne uwagi wobec osób wierzących i religii jako takiej (personifikowane w filmie przez sprawiającego wrażenie wierzącego Żyda, Pantaleona Karpińskiego) są dodatkowo uzupełnione przez promocję de facto małżeństw homoseksualnych m.in. w scenie w której roztrząsana jest kwestia przyszłej opieki nad dzieckiem kobiety zabitej podczas otwierającej sceny walki. Ale swoje „3 grosze” już nie tyle w antyreligijnej a explicite antykatolickiej narracji dorzuca również herszt, Kum Kapica, w scenie powrotu do domu po grubo zakrapianej imprezie. W tej przewrotnej i wielowymiarowej pod względem dyskredytacyjnym scenie (pamiętajmy, iż jest jedynym gojem w żydowskiej bandzie), wyjątkowo mało szlachetnie spity używa broni wobec własnej żony i dzieci, zarzucając im antysemityzm i pytając m.in. czy siostry zakonne prowadzące szkołę „nie za dużo pierd...o kościele”.
Zarzut antysemityzmu Polaków wypowiedziany wprost przewija się również w scenach rozmowy żony „żydowskiego mściciela” z ciotką i nim samym o ewentualnej emigracji do Nowego Yorku, gdzie „nie biją Żydów”. W tej scenie pojawia się też, co najmniej kontrowersyjny głos akredytujący szczególne prawa Żydów do polskiej ziemi m.in. „Warszawa to moje miasto i mamy takie same prawa do niego jak Polacy”.
W analizie manipulacyjnego przekazu tego filmu, trzeba odnotować również bardzo mroczno-netfliksową koncepcję zbudowania głównych postaci. Mamy tu bowiem postacie bardzo złe, „średnio złe” i „najmniej złe”. Do pierwszej grupy autorzy zaliczyli oczywiście Polaków, sympatyków prawicy. Gdzieś pomiędzy pierwszą a drugą grupą sytuuje się „Żyd w polskim mundurze” Radziwiłek. Zaś w tej drugiej jest herszt bandy, który raz pokazywany jest jako bezwzględny bandyta (m.in. kwesta wydania wyroku na zalegającego ze spłatami pobożnego Żyda), raz jako idealista i sentymentalista (m.in. rozdający jedzenie biednym czy zakazujący sprzedaży kokainy na ulicach – nawiązanie do ikonicznego Don Corleone jest tu dość jednoznaczne.) Raz jako esteta raz jako pijany prymityw etc etc. I wreszcie, mamy prawdziwego bohatera, Jakuba Szapiro z którym wedle kalkulacji autorów filmu, warto się utożsamić. Jest to postać kompletna, pogłębiona i na swój sposób szlachetna. Z normalnymi relacjami rodzinnymi, bliskością ze swoimi dziećmi. Która nawet w rozpaczy upić kulturalnie się potrafi po wykonaniu „mokrej roboty” z którą się nie zgadza a która była zlecona przez „tego goja”...
Cóż, obejrzawszy pierwszy odcinek filmu „p.Twardocha” powstałego na podstawie jego książki (autor ten znany jest również z krótszych form pisarskich znajdujących się np. na jego stronie FB, gdzie m.in. można przeczytać: „Nie wywieszam flagi 11 listopada” czy „Pier..l się Polsko”) i jego kompanów mogę ze smutkiem powiedzieć również dosadnie (acz literacko ;-) „nachalne są te k...i zuchwałe”. Oraz zacytować słowa z rewelacyjnego artykułu red.Masłonia pt „Wszystkie przemienienia Twardocha”: „Trudno stwierdzić, jak odpowie mu Polska i czy nie przypadkiem nie równie dosadnie „Pierd...się Twardoch”. Bowiem koniec końców tu jest Polska i tu „Legia zawsze wygra z Maccabi...”
Inne tematy w dziale Kultura