Jak nie przegrać wyborów w 2023 roku?
„Byłem i jestem stronnikiem wojny à outrance (do końca) z bolszewikami dlatego, że nie widzę najzupełniej żadnej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymane” Józef Piłsudski
"Najpopularniejsza w tym społeczeństwie polityka mówi: znosić cierpliwie zamachy na narodowość, religię, swobodę myślenia i działania nawet w dziedzinie zupełnie prywatnej, nie dopominać się swego nawet tam, gdzie się można oprzeć o ustawę, nie reagować na gwałty, siedzieć spokojnie, by swym postępowaniem nie drażnić, nie dawać powodu do nowych ataków ucisku. Pomimo, że najoczywistsze fakty dowodzą, iż takie zachowanie się najlepiej zachęca do przyspieszenia tempa akcji (ucisku)." Roman Dmowski
"Chłop zachował w najgorszych chwilach ziemię, religię i narodowość...Gdyby zaszła taka potrzeba, musimy podjąć walkę na śmierć i życie, bo lepsza śmierć niż podła niewola... wątpić nie wolno ani rezygnować nie wolno! Trzeba ratować Ojczyznę, trzeba jej oddać wszystko – majątek, krew i życie, bo ta ofiara stokrotnie się opłaci, gdy uratujemy państwo od niewoli i hańby." Wincenty Witos
Niestety wygląda na to, iż nawet Donaldowi Trumpowi nie udało się pokonać dobrze nam znanego, jeśli chodzi o mechanizmy i siłę medialnego wpływu, przemysłu pogardy. Nec helcures contra plures. „Takie rzeczy to tylko w Polsce”, BYŁY możliwe (obecnie „droga Orbana” to niebezpieczna mrzonka – nie ten czas, nie ta skala, nie ci sami wrogowie). Donald Trump, mając przeciwko sobie wszystkie "estbliszmęty ;-) wpływu”, czyli Media/Big Tech; Hollywood; Wall Street; "Academia", Deep State (bardzo sugestywny jest wynik głosowania w Waszyngtonie 97% za Joe Bidenem) etc. oraz sondażownie (do końca manipulujące i liczące, jak widać skutecznie, na wywołanie conformity effect polegający na efekcie rally around the Victor), chyba nie mogło być inaczej. Zwłaszcza, że zastosowanie wszelkich możliwych dyskredytacji ad personam, z demonizacją na czele, rozpoczęło się wobec Donalda Trumpa w dniu objęcia przez niego urzędu 4 lata temu. Nie pomogły mu obiektywne sukcesy gospodarcze - m.in. niskie bezrobocie będące częściowo wynikiem reindustralizacji i nałożenia ceł, obniżenie podatków, co m.in. podniosło standardowy zwrot IRS o 12 500 dolarów za małżeństwo do 24 400 dolarów, co z kolei rozkręciło giełdę do rekordowych poziomów, czy też podniesienie emerytur. Antyczna prawidłowość wypowiedziana przez Arystotelesa, którego pozwolę sobie dalej rozwinąć, mówiąca o tym, iż „Prawda ma podstawową wyższość nad fałszem i jeśli w starciu z nim nie zwycięża, to dlatego, że jej obrońcom brak umiejętności (i kanałów) perswazyjnych” po raz kolejny się potwierdziła.
Dla Polski i jej Niepodległości wnioski z tych wyborów są bardzo ciekawe, również w kontekście zbliżających się (czas szybko płynie) wyborów nad Wisłą. Na chwilę obecną pomijam wymiar bilateralny między Polską a USA, który opiszę w innej pracy. Chodzi mi w tym momencie o zastanowienie się nad rozwiązaniami, które mogą skutecznie przeciwdziałać deformacji polskiej kultury i demokracji (rozumianej jako świadomy wybór swoich przedstawicieli w wyborach powszechnych). W świetle wydarzeń w USA to, że mamy do czynienia ze zjawiskiem, które możemy nazwać przechodzeniem „demokracji z elementami oligarchii do oligarchii z elementami demokracji” jest chyba dla każdego jasne.
Poniższe rozważania są moimi „3 groszami” w burzy mózgów poświęconej oddaleniu nadchodzącego do Rzeczpospolitej (tym razem naprawdę) śmiertelnego dla polskiej Niepodległości wirusa (post) totalitaryzmu 2.0. Moim zdaniem czas szukania przyczyn jego powstania i stawiania diagnoz właśnie się kończy. Najwyższy czas przejść do wystawiania recept i „uleczenia” sytuacji sprzyjającej jego namnażaniu ;-).
Ta syntetyczna wyliczanka, będąca mam nadzieję inspiracją do pogłębionych (acz utrzymanych w szybkim tempie) analiz specjalistów i sprawnej egzekucji egzekutorów, jest koncepcyjnie utrzymana w tradycji niepodległościowej, której ciekawą syntezę przedstawił jeszcze nie tak dawno śp. prof. Wolniewicz w „swoim” testamencie politycznym, którego podstawę stanowi 5 dóbr: (1) niepodległość Polski, rozumiana dziś jako niezależność od kompradorskich gangów w służbie obcego kapitału; (2) wizja państwa silnego (imo nieograniczonego w swoich funkcjach w obszarach strategicznych jak np. regulacja rynku medialnego) (3) wolność słowa, odrzucenie cancel culture, „podstępnych klauzul”, takich jak kryminalizacja rzekomej „mowy nienawiści” („wolne słowo ma być obyczajne – ale nic ponadto”); (4) poszanowanie polskiej kultury narodowej i jej tysiącletniej tradycji; (5) szacunek dla „świętej wiary chrześcijańskiej” a który podsumowywał tak: „Nasz cel polityczny rysuje się więc wyraźnie: Polska – niepodległa; państwo – silne; słowo – wolne; odrębność narodowa – zachowana; chrześcijaństwo – we czci”
A zatem, po pierwsze w świetle wydarzeń w USA, pojawia się kwestia odpowiedzialności sondażowni za podawanie fałszywych prognoz i nadanie temu skandalicznemu zjawisku odpowiedniej wagi w wymiarze odpowiedzialności. Doprawdy nie jest możliwe, aby po raz kolejny (!) największe sondażownie myliły się tak bardzo, zaś stosunkowo nieduże i niszowe, potrafiły oszacować wynik względnie trafnie. „Diabeł tkwi w szczegółach”, ale sądzę, iż możliwe jest wypracowanie takich rozwiązań, które będą minimalizowały fałszerstwa np. nadzór metodologiczny i wymóg ścisłej dokumentacji. Najprościej oczywiście byłoby ukarać finansowo i karnie tych, których „badania” znacznie przekraczają faktyczny wynik, ale to tylko moja intuicja i inklinacja do niekomplikowania i podejmowania prostych rozwiązań.
Po drugie, należy pilnie podjąć pracę koncepcyjną nad rozwiązaniami dotyczącymi wolności słowa w platformach społecznościowych i pozycjonowania w wyszukiwarkach. Kolejne wezwanie szefów największych platform social-mediowych na przesłuchanie do Kongresu USA (https://linkd.pl/e72z) tylko potwierdza, że problem istnieje i narasta. Platformy społecznościowe powinny być przede wszystkim platformami różnorakich idei i pomysłów nie zaś de facto mediami tożsamościowymi. Ich monopolistyczny status zagraża „rynkowi” konkurencji i cyrkulacji idei i na podobnej zasadzie, jak gospodarczy musi być ochraniany. Być może powołanie odpowiednika UOKiK dla sfery kultury&wolności słowa byłoby jakimś rozwiązaniem?
Po trzecie, trzeba pilnie wdrożyć ustawę medialną, wzorując się na ustawodawstwie niemieckim, ograniczającą wpływ kapitału zagranicznego na polskie media i tym samym narrację polityczną. Choć aktywność p. Mosbacher była dla nas ujmą na honorze, jej brak profesjonalizmu dyplomatycznego obnażył zbyt dobrze znane nam z historii mechanizmy, które personifikowały takie osoby jak Repnin czy Stackleberg. Przechodzenie tylu firm/tytułów (m.in. GW, TVN, Onet, Rzeczpospolita i inne) „pod skrzydła” amerykańskich korporacji kojarzonych z lewicą, wydaje się w związku z tym bardziej zrozumiałe.
Po czwarte, i uważam tę sprawę za honorową dla każdego rządu polskiego, bardzo ważne jest odzyskanie kontroli nad dziennikiem Rzeczpospolita, który wzorem Telewizji Polskiej czy Polskiego Radia powinien być na stałe prasowym medium państwowym. Nie widzę powodu, dla którego rząd polski nie powinien mieć medium prasowego m.in. do wyjaśniania swoich działań etc. Na marginesie, sprzedaż tytułu o takiej symbolicznej nazwie i blisko 100 letniej historii (dodatkowo przypomnę, iż tak nazywał się również główny tytuł prasowy Delegatury na Kraj) przez premiera RP, Donalda Tuska, zapisuje się na trwale na czarnych kartach naszej historii.
Po piąte, w przypadku prywatnych mediów elektronicznych warto rozważyć względnie sztywne miesięczne kwoty dotyczące wizyt polityków głównych partii zarówno w indywidualnych (wywiady) jak i grupowych programach publicystycznych. Jeśli chodzi o tę drugą formułę, od wielu lat sprawdza się ona względnie dobrze w programie publicystycznym Forum w TVP.
Po szóste, o ile należy uszanować prawo do budowania mediów tożsamościowych, o tyle w przypadku np. dużych portali internetowych (Onet, WP, Interia itp.). profilujących się na „neutralne światopoglądowo” i „obiektywne” należałoby wprowadzić kwoty dziennikarskie, przynajmniej do działów opinie. Np. 30-40% pisujących dla mediów tożsamościowych po każdej ze stron, reszta dla neutralnych (jeśli są takowi ;-). Czy kryterium wyróżniającym status dziennikarza byłoby członkostwo w tożsamościowych organizacjach dziennikarskich SDP/TD, czy też wystarczyłyby inne kryteria np. doświadczenie w pismach tożsamościowych, jest kwestią do uzgodnienia. Warto również rozważyć kwoty z mediów tożsamościowych w portalowych sekcjach „kiosk z prasą” etc.
Po siódme, warto przeanalizować i poszukać rozwiązań naprawczych/regulujących publiczne inicjatywy informacyjne (m.in. media społecznościowe jednostek samorządowych, uniwersyteckich etc.). Bardzo często na tych platformach dochodzi do usuwania treści niepodległościowych i konserwatywnych. Szczególnie bulwersująca, ale i emblematyczna jest sytuacja z wykorzystywaniem infrastruktury miejskiej w samorządowej komunikacji do propagowania hasła „8 gwiazdek”, co miało miejsce m.in. we Wrocławiu.
Po ósme, warto rozważyć zasadność funkcjonowania w sieci anonimowych kont. Moim zdaniem, przyzwolenie na nie, podobnie jak dawniej na „telefony na kartę”, sprzyja patologii i niszczy debatę w każdej wspólnocie. Spadek ruchu i tym samym zysków korporacji medialnych nie może być argumentem na rzecz utrzymania tego groźnego status quo.
Po dziewiąte, warto rozważyć powrót do kodeksowych rozwiązań dotyczących tzw. dobrych praktyk (przede wszystkim) w przemyśle filmowym. Do połowy lat sześćdziesiątych np. w USA obowiązywał taki kodeks, który regulował m.in. kwestie zakazu wulgarnych środków wyrazu, promocji sodomii, bluźnierstw czy innych nieobyczajności. Szczególną ochroną powinny zostać objęte nasze historyczne wartości oraz, co szczególnie ważne, świętości wraz z instytucją Kościoła Katolickiego, który je utożsamia. Takie treści powinny być po prostu filtrowane/banowane w przestrzeni informacyjnej z siecią włącznie, na podobnej zasadzie, jak blokowane są treści o penalizowanej w Polsce treści promującej totalitaryzmy m.in. komunizm i nazizm.
Po dziesiąte, jako że wiele z niewłaściwych dla wolności słowa zachowań ma swe korzenie w niewłaściwej edukacji, zwłaszcza w humanistyce uniwersyteckiej przypominającej dziś bardziej lewicową indoktrynację, potrzebne jest wprowadzenie nowych rozwiązań, które akademicki „głos wolny, wolność zabezpieczający” będą chronić. I zapewne nie mogą być to jedynie narzędzia „interwencyjne”, ale sięgające głębiej np. do systemu rekrutacji doktorantów i kształcenia przyszłych kadr uniwersyteckich. Z kwestią edukacji wiąże się również aktywność edukacyjna różnorakich NGO, których finansowanie z zagranicy powinno zostać ograniczone do pewnych limitów.
Po jedenaste wreszcie, choć szereg ww. rozwiązań, uregulowań etc. można będzie ująć w ramy rozwiązań prawnych i administracyjnych do części spraw może być potrzebne rozstrzygnięcie sądowe, dlatego pilnie potrzebujemy reformy sądownictwa, która usprawni ich procedowanie.
Polska Niepodległość była na przestrzeni ostatnich lat stosunkowo dobrze zabezpieczona przed całkowitą oligarchizacją życia politycznego. Państwowość polska zachowała monopol w „biciu monety”, odzyskała kontrolę nad dużą częścią systemu bankowego. Od wielu lat obowiązuje ustawa o finansowaniu partii politycznych etc. etc. Niestety stosunkowo najmniej zabezpieczeń dla pluralizmu i wolności słowa stworzono w mediach, które w znacznej mierze zostały stworzone przez środowiska postkomunistyczne i wspierające je agendy zagraniczne (m.in. Gazeta Wybiórcza, TVN, Radio Zet i RMF FM, Tygodnik Nie, Polityka czy Newsweek, dziennik Fakt czy portal Onet), a w których to bardzo szybko zaczęły pojawiać się treści zbudowane na tzw. pedagogice wstydu, hedonistyczne, antykatolickie, w tradycyjnym rozumieniu antynarodowe.
Niestety, blisko 30 lat funkcjonowania tych mediów w niezmienionej formule w znacznej mierze przyczynia się do dewastacji polskiej kultury. Dobrze ujął istotę tej dewastacji Antoni Libera, pisząc m.in.: „Odwrócone znaczenia pojęć, wszczynanie nieustannych seansów nienawiści w imię miłości i braterstwa, przyzwolenie na falsyfikat i kicz, a zwłaszcza na kłamstwo, insynuację i fałszywe świadectwo, niesamowity awans nieuctwa, pospolitości i chamstwa, wreszcie piramidalna hipokryzja – oto co charakteryzuje naszą współczesną kulturę”.
Tym samym, państwo polskie i środowiska niepodległościowe, wzorem zmagań sprzed 100 laty, muszą się zjednoczyć i wygrać bitwę o polską kulturę. Żadnej bitwy nie można wygrać pozwalając oddziałom dywersyjnym wroga swobodnie działać na swoich tyłach. Jeśli ta oczywistość nie zostanie skorygowania i obecna od 2015 roku szansa zostanie zaprzepaszczona, kolejne pokolenia polskich niepodległościowców wystawią nam surową ocenę. Wrogowie zaś wymierzą nam surową karę. Już wkrótce.
Na koniec kilka słów od profesora Wojciecha Roszkowskiego nawiązujących zarówno do problematyki tej pracy jak i cytatów Ojców polskiej Niepodległości otwierających ją: „Realizowanie polskiej racji stanu, wymaga: po pierwsze, uznania, że taka racja istnieje, a po drugie, porzucenia działań anarchizujących życie w Polsce i osłabiania jej potencjału. Jeśli myślimy o sytuacji wewnętrznej Polski, to podłoże nieporozumień, konfliktów i słabości Polski składa się z trzech poziomów: bezmyślności, przyziemności i minimalizmu... Czy dobrym rozwiązaniem jest czołganie się u nóg wielkich tego świata? Czy nie mamy szukać szans na podreperowanie pozycji Polski w świecie takim, jaki on jest, czy mamy z góry wmawiać sobie, że się nie uda? Przecież od małych nawet sukcesów na tej drodze zależy nasze wspólne bezpieczeństwo.”
Inne tematy w dziale Kultura