W rocznicę premiery jeden z najniebezpieczniejszych antykatolickich filmów wchodzi (13.10) na platformę Netflix, gdzie będzie mógł być (potencjalnie) obejrzany przez blisko 200 milionów ludzi z całego świata. Co on może im powiedzieć o współczesnej Polsce, naszej wspólnocie, o naszym Kościele, o nas samych? Niestety niewiele dobrego...Poniżej znajdziecie Państwo moją recenzję z zeszłego roku o tym filmie. Przypomnienie jej wydaje mi się mocno aktualne, bowiem Jan Komasa swoim filmem wyznaczył kierunek i estetykę dla ambitniejszych, antykatolickich filmów, których zapewne będzie przybywać. O niebezpiecznej mocy tego filmu świadczy również fakt, iż jego czarowi uległa znaczna część konserwatywnej krytyki, co wywołało u mnie luźne skojarzenie z częścią XVIII wiecznych, francuskich katolików wstępujących do lóż i oklaskujących przyśpieszenie swojej dekapitacji...;-). Nawet jeśli, chcąc nie chcąc, moja perspektywa jest mocno politologiczna, de facto całkowite pominięcie w recenzjach kontekstu w jakim ten film powstał (w pewnym zakresie wybrzmiewają mi tu słowa Thomasa Manna "W naszych czasach znaczenie losu człowieka ukazuje się w kategoriach politycznych") było bardzo rozczarowujące, bowiem to właśnie Ci recenzenci ukształtowali moją wrażliwość patrzenia na "filmowy świat" i mam (miałem?) do nich pełne zaufanie. Było to tym bardziej niezrozumiałe, gdyż przecież wszyscy wiemy, że od 2015 r., mamy w Polsce nową świecką tradycję w której filmy antykatolickie mają swoje premiery w zgodzie z kalendarzem wyborczym...( Kler IX.2018 (wybory samorządowe); Tylko nie mów nikomu V.2019 (wybory do europarlamentu); Boże Ciało X.2019 (wybory parlamentarne); Zabawa w chowanego V.2020 (wybory prezydenckie))
Jest to wersja skrócona i publicystyczna powstała with a little help of my friends (thank you with love). W wersji akademickiej trochę się rozpisałem ("wyszło mi" 18 stron, doprawdy daruję Szanownemu Czytelnikowi tak długą lekturę w naszych "szybkich" czasach), gdzie badałem też już mocno inside'rskie tropy (m.in. np. nieprzypadkowość imienia głównego bohatera nawiązującego moim zdaniem do Księgi Daniela i jej proroctw, millenaryzmu lub przypowieści o "kolosie na glinianych nogach" etc). Być może kiedyś ją opublikuje, zobaczymy. Tymczasem życzę miłej lektury i będę wdzięczny za komentarze i inspiracje. #film; #bozecialo;
Film „Boże Ciało” Jana Komasy – kilka kontekstów w świetle wielkiego święta katolickiego.
Uroczystość Bożego Ciała przypomina katolikom, że poza Chrystusem i jego Ciałem, Świętym Kościołem Powszechnym i jego Formą łatwo jest zgubić drogę do Boga, ponieważ powołani jesteśmy do życia we wspólnocie. Z racji, że w ostatnich 5 latach w polskich mediach pojawiło się kilka głośnych filmów o wymowie antykatolickiej i antykościelnej – w tym „Boże Ciało” Jana Komasy – warto przypomnieć kilka zabiegów manipulacyjnych wykorzystywanych w historii polskiej kinematografii, a mających na celu szerzenie kłótni pomiędzy wiernymi, tworzenie rozłamu we wspólnocie, a w konsekwencji odczucie zniechęcenia prowadzące do laicyzacji.
Należy zaznaczyć, że każdy z nas, katolików, który miał w trakcie oglądania tego filmu „mieszane uczucia” (od uznania dla kunsztu filmowego, przez zażenowanie wulgarnością pewnych scen, po duszny niepokój aksjologiczno–metafizyczny) zareagował prawidłowo, zdradzając typowe objawy zatrucia informacyjnego oraz chaosu pojęć i wartości. W takim stanie polscy katolicy, wedle założeń młodego reżysera Jana Komasy, mają przystąpić do dialogu „o pojednaniu, o wspólnocie”. Czy w istocie twórczość artysty okrzykniętego „reżyserem ludzi młodych” jest wciąż „poszukiwaniem” formy, czy może reprezentuje kilka dobrze znanych zabiegów manipulacyjnych? Zadając sobie to pytanie, chętnie podzielę się kilkoma myślami odnoszącymi się do fabuły filmu, a także jego promocji, bo jak mówi sam autor omawianego obrazu: „Pytają mnie, to odpowiadam. Twórcę trudno oddzielić od jego dzieła”.
Fabuła.
Fabuła filmu oparta jest na sprytnym zabiegu. Chłopak z poprawczaka na fali fascynacji kapelanem więziennym chciałby wstąpić do seminarium. Nie może tego zrobić i gdy nadarza się wyjątkowa okazja, zamiast dotrzeć do stolarni, gdzie podczas zwolnienia warunkowego ma podjąć pracę, trafia do małej miejscowości, w której podszywa się za księdza. Początkowo myśli, że będzie udawał go przez chwilę, ale sytuacja w jakiej się znalazł, sprzyja przedłużeniu tej maskarady i pewnemu „dotknięciu” marzenia o powołaniu. Sceny te rozgrywają się po tych, w których kamera uchwyciła niedoszłego „księdza Daniela” na braniu mocnych narkotyków, naturalistycznej scenie seksu, podczas którego za sprawą bohatera kobieta jest silnie uprzedmiotowiona, a także sceny, w której w poprawczaku pilnuje drzwi, gdy inni chłopcy gwałcą jedną z wybranych pomiędzy sobą ofiar. Sceneria sprawia, że już od początku filmu widz nie jest pewny, czy ma współczuć głównemu bohaterowi, czy raczej go potępiać, ponieważ pokazywany jest on w pewnym kontekście społecznym tj.: „systemie”, którego jest ofiarą - typowej post-marksistowskiej dialektyce, do której nawiązuje także głośny film „Joker” Todda Philipsa.
Czy to jest film antykatolicki?
Katolicyzm – jak każdą z wielkich i rozwiniętych religii w jej obiektywnym (przedmiotowym) aspekcie – podzielić można na trzy podstawowe elementy: doktrynę, kult i organizację. Organizację religijną, niejako najbardziej materialną część Corpus Christi, tworzą: kościół hierarchiczny i wierni tworzący wspólnotę. Odwołując się do działań antykatolickich w okresie PRL możemy przywołać słowa prof. Krzysztofa Kornackiego, który w książce „Kino polskie wobec katolicyzmu” pisze: „Komunistyczne władze partyjno-państwowe, realizując swoją antagonizującą politykę wyznaniową, musiały się drapować w szaty „prawdziwej religii”. Nie mogło być więc mowy o atakowaniu doktryny religijnej – atakowano zaś ostro instytucję Kościoła, szeregowych księży i hierarchię, a także religijność wiernych. Kino socrealistyczne nie było kinem ateizującym, to znaczy toczącym walkę z podstawami światopoglądu religijnego, ale kinem laicyzującym – prezentującym wizje życia bez religii oraz antyklerykalnym – atakującym instytucję Kościoła”.
Kapłaństwo w filmie Jana Komasy.
Bez wątpienia bohaterowie filmowego Kościoła hierarchicznego (prawie) nie mówią o Bogu, ani Go nie potrzebują i taki wizerunek Kościoła ma się utrwalić w pamięci i świadomości widzów. O ile w przypadku księdza Tomasza możemy mówić o pewnym zniuansowaniu (pomimo niekonwencjonalnych działań związanych z zarządzaniem emocjami poprzez „wyrzucanie z ciała złej energii” (do czego jeszcze się odwołam), reprezentuje on pewien szacunek do sakramentów: „co ty myślisz, że to zabawa” – to jego zwrot pod adresem bohatera udającego księdza w końcówce filmu) o tyle w przypadku proboszcza, księdza Wojciecha mamy do czynienia z konwencją człowieka „wypalonego”. Przedstawiony jest on prawie jako „schwartzcharakter”, który nie służy ani Bogu, ani ludziom („mamonizm”, alkoholizm, nieudolność w rozwiązaniu konfliktu społeczności, a do tego zainteresowanie przyziemnym tematem piłki nożnej).
Jednocześnie „posługa” „ks. Daniela” (zarówno liturgiczno-sakramentalna jak i „piknikowa” („tańce- różance”, śpiewy, selfie z wystawionym językiem etc.) jest przedstawiana w sposób pozytywny, co na gruncie polemiki antyhierarchicznej ma również swe teologiczne przesłanie dotyczące modelu kapłaństwa nawiązującego do modelu imitującego protestancki, czy też pozostającego pod jego wpływem nurtu heretyckiego w Kościele Katolickim, który reprezentował m.in. o. Edward Schillebeeckx. Ten belgijski dominikanin postulował coś w rodzaju nadania kapłaństwa „oddolnego”, gdzie wspólnota ma moc wyświęcić kapłana w opozycji do kapłaństwa jako pewnego stanu, w który wchodzi kandydat na mocy święceń udzielonych mu przez biskupa. Do jego działalności precyzyjnie odniosła się swego czasu Kongregacja Nauki i Wiary słowami: „chociaż wszyscy ochrzczeni mają tę samą godność przed Bogiem, to we wspólnocie chrześcijańskiej, mającej strukturę hierarchiczną z nadania jej Założyciela, od samego początku istniała specjalna apostolska moc pochodząca z sakramentu święceń. A to oznacza, że żadna wspólnota nie może udzielić urzędu apostolskiego, ponieważ jest on udzielany przez samego Pana. Do szczególnej mocy apostolskiej, udzielonej Apostołom i ich następcom, należy sprawowanie Eucharystii. Tylko biskupi i prezbiterzy, którzy uczestniczą w tej misji, mogą powtarzać to, co Chrystus uczynił na Ostatniej Wieczerzy. To oznacza, że Eucharystia nie może być sprawowana przez nikogo innego jak tylko przez wyświęconego kapłana, co stwierdził wprost Sobór Laterański IV (1215). Kongregacja podsumowywała, że „samym więc poszukiwaniem wyjątków w tym nauczaniu narusza się całą strukturę apostolską Kościoła i deformuje się samą sakramentalną strukturę zbawienia”.
Moim zdaniem, film „Boże Ciało” ma na celu dywersję w Kościele. Pokazuje duchownych w oparciu o pewne stereotypy. Dodatkowo wprowadza elementy protestantyzmu sugerując, że ksiądz „bliższy zwykłym ludziom”, jest lepszy. W filmie kończy się to romansem „księdza Daniela” z młodą parafianką, czy to także sugestia, odnosząca się do celibatu księży katolickich? Elementy filmu, które pokazują duchownych w złym świetle przypominają słowa Wincentego Kraśko, kierownika wydziału kultury KC PZPR odnośnie do filmu „Matka Joanna od Aniołów” Jerzego Kawalerowicza: „To nie jest film antyreligijny, to jest film wymierzony w zakon, w złe zakonnice, w złych ludzi i dlatego można sądzić, że film akceptowałby Papież”. Słowa można skontrować tymi, wypowiedzianymi przez świętego Jan Paweł II w 1991 r.: „mowa... albo daje świadectwo prawdzie, albo też przeciwnie. My zresztą znamy to z naszego doświadczenia i przez wiele lat byliśmy, wobec tego dość dobrze zabezpieczeni.”
Sacrum.
Wszystkim prawdziwym duchownym jak i instytucji jako takiej brakuje czci, oczywiście dotyczy to także głównego bohatera. Do rangi symbolu tego zjawiska urasta w moich oczach scena z „ks. Daniela” z młodzieżą „nad wodą”, gdzie nie ma de facto żadnych tabu, mamy potok wulgaryzmów, zaś cała rozmowa jest spuentowana „widzicie księżulo...”. W tej scenie przypomniało mi się zalecenie propagandystów komunistycznych „w modlitwie i czci do duchownych pokazywać tylko starych ludzi”, tak jakby młodzi nie uznawali księży za autorytety i nie traktowali ich z szacunkiem, tak, aby kojarzyło to się współczesnym nastolatkom ze „wstydem”.
Tym samym trudno dziwić się biskupowi przemyskiemu, Adamowi Szalowi, który dostrzegł te niebezpieczeństwa pisząc m.in., iż film „budzi z katolickiego i kościelnego punktu widzenia wiele kontrowersji. Powtarzają się w nim wielokrotnie sceny o charakterze antychrześcijańskim i antyklerykalnym. Moralność chrześcijańska jest oceniana subiektywnie i tendencyjnie. Tradycyjna obyczajowość jest z premedytacją mącona i burzona. Sceny z duchownymi są nacechowane negatywnymi konotacjami, co naraża na szwank autorytet kapłana i niebezpieczeństwo przypisywania filmowych cech prawdziwym duchownym.”
Kult i Liturgia
Trudno nie odnieść wrażenia, iż deformacja mającej 2000 lat Mszy Świętej jest również zupełnie przypadkowa i jest jedynie wynikiem nieznajomości rzeczy. Zachowanie „ks Daniela” podczas Mszy, tzw. „bezpośrednie i mądre gadanie do człowieka”, „radość celebranta” (objawiająca się min. nadekspresją podczas rzucania kropidłem) i inne zachowania mające prowadzić do tego „aby se tak bezpośrednio pogadać z Bogiem” nawiązują do protestanckich i dekonstrukcjonistycznych koncepcji nabożeństw grupowo – dynamicznych, których istotą jest, podobno, „pełne zaangażowanie ciała i serca”. Jak pisał jeden z teoretyków tego typu liturgicznych herezji Matt Fox „...od ludów pierwotnych, których papież pogardliwie nazywa poganami, możemy się wiele nauczyć, bo one w swoje nabożeństwa, swój kult oddają sie ciałem. Ludzie ci tańczą, biją w bęben i wszystko czynią w kole. Dlaczego? Ponieważ uniwersum jest okrągłe i ta metoda pozwala nam łatwiej wejść w uniwersum...” . W założeniach ma ona wywoływać u wiernych odejście od formy katolickiej, która jest kluczowa dla komunii katolików z Panem Bogiem. Przewrotność, żeby nie powiedzieć perfidia, tego socjotechnicznego zabiegu filmowego polega min. na tym, iż „ks. Daniel” częściowo naśladuje zachowanie/nauczanie kanonicznego księdza podpatrzone w poprawczaku. O ile, zapewne, niektóre niestandardowe formy „pogadanek” (przedliturgicznych!) mogą być stosowane przez księży niosących posługę w środowiskach (bardzo) trudnych i niemających żadnej formacji katolickiej, o tyle stosowanie różnych form „dynamicznych” (jak „oczyszczanie” przez krzyki etc.) jest mało prawdopodobne. Manipulacja twórców filmu polega tu m.in. na wykorzystaniu przez „ks. Daniela” niosącego posługę w „normalnym” środowisku, metod niestandardowych oraz wątpliwych, niejako z „własnej niewiedzy”, choć jest ona osadzona głęboko w dekonstrukcjonistycznych modelach.
Wspólnota
„W filmach okresu socrealistycznego zaproponowany został także wizerunek polskiej religijności. Jest to – zgodnie z obowiązującym ówcześnie stereotypem – religijność płytka i politycznie szkodliwa: irracjonalna (pozbawiona refleksji), dewocyjna, ksenofobiczna, antysemicka i pełna hipokryzji, w której brakuje przełożenia pomiędzy deklarowanym wyznaniem religijnym a życiem codziennym jednostki” – pisze prof. Krzysztof Kornacki.
Jak wspomniałem Kościół to również wspólnota wiernych sprężona zwrotnie z hierarchią. Jak ona jest przedstawiona? Niejednorodnie. Z jednej strony, pozytywnie zwłaszcza wówczas, kiedy jest podatna na wpływ „ks. Daniela” (jak choćby podczas wspomnianej Mszy). Z drugiej zaś strony, wspólnota ta ucieleśnia wszystkie stereotypy utarte jeszcze przez komunistyczną propagandę. Osią tej charakteryzacji jest oczywiście stosunek do kobiety, która była żoną „mordercy”. Hipokryzja tej wspólnoty jest ukazana poprzez pisanie nienawistnych listów, w domyśle „między modlitwami”.
Promocja filmu – wypowiedzi reżysera
W tej części chciałbym udowodnić czytelnikowi, jak bardzo moje spostrzeżenia dotyczące antykatolickości filmu, zyskują potwierdzenie w narracji promocyjnej. Chciałbym pokazać jak poprzez 3 kluczowe zabiegi socjotechniczne (akredytacja, prowokacja, manipulacja), wywoływane jest „pozytywne” zainteresowanie filmem, które w założeniach ma doprowadzić do zatrucia informacyjnego.
Akredytacja
Czym Komasa zyskuje „wyjściowo” nasze zaufanie? Przede wszystkim jest człowiekiem z ciekawym (i nieantykatolicko-wulgarnym) dorobkiem filmowym (akredytacja tezauryczno-zawodowa), pochodzi z rodziny artystycznej z pewnymi tradycjami (akredytacja towarzysko - statusowa), jest osobą dość ciepłą i dobrze się prezentującą (akredytacja charakterologiczna, komunikacyjna i estetyczna), posiada pewne międzynarodowe uznanie (akredytacja socjometryczna), co implikuje również sukces ekonomiczny (akredytacja materialna). Jest wreszcie, co ważne szczególnie dla katolików, nominalnie „osobą wierzącą”/katolikiem (akredytacja religijna). Należy jednak zwrócić tu uwagę na niebezpieczną figurę autorytetu odwróconego w popularnej grze medialnej tj. sytuację, jak opisywał bp Adam Lepa, gdy „ktoś będąc autorytetem w jednej dziedzinie wiedzy, pytany jest o zdanie z innej dziedziny. Wybitny pisarz jest pytany na temat aborcji, dziennikarz ateista, wypowiada się o misji Kościoła w Polsce, a reżyser telewizyjny stwierdza autorytatywnie, że klerykalizm w Polsce osiągnął już swój zenit.”
Prowokacja
Moją uwagę przykuł fakt, że pod pozorem gotowości do dialogu, „artysta” dokonuje swoistej (auto)intronizacji, za sprawą której „biskupom on już równy”. Brak uznania tej uzurpacji ze strony hierarchii wykorzystuje de facto do jej zaatakowania, wyrażając żal, iż „żaden biskup na rozmowę mnie nie zaprosił. A chętnie bym poszedł”). Jest w tym nie tylko grzech pychy, ale i zamysł polegający na podważaniu meta porządku związanego z hierarchią kościelną oraz dobrego obyczaju nakazującego zwrócić się wiernemu z ewentualną prośbą do swojego proboszcza, który odpowiada za lokalną wspólnotę. Ten ruch jest zapowiedzią do dalszych działań narracyjnych, które postrzegam jako manipulacyjne oraz prowokacyjne (warto tutaj dodać za prof. Mirosławem Karwatem, że postrzegam prowokację jako „umyślne wywoływanie zjawisk, które same z siebie nie nastąpiłyby, a w każdym razie byłyby możliwe do uniknięcia" (skoro jednak jest akcja musi być reakcja).
Oczywiste znamiona prowokacji ma sama prośba o możliwość nagrywania scen de facto parodiujących Mszę Świętą w Kościele (przy Przenajświętszym Sakramencie przecież). Każdy wierzący katolik to naturalnie wyczuwa. Osoba niewierząca, ale z odrobiną wyrozumiałości dla wierzących, skłonna byłaby uszanować sakralny wymiar domu bożego i dla własnych artystycznych wizji, „zainwestować” w prowizoryczne makiety etc. Co innego prowokatorzy, dla których wystosowywanie takiej prośby do biskupa, któremu podlega Sanktuarium Bożego Ciała (w dodatku w jednym z najbardziej tradycyjnych i pobożnych regionów Polski – skądinąd zasadnym jest również pytanie, dlaczego polski „przemysł filmowy” skoncentrowany w Warszawie, jest tak zainteresowany Podkarpaciem i nie szuka logistycznych oszczędności w małych mazowieckich miejscowościach?) jest obliczone na uzyskanie braku zgody. Ten brak zgody ma posłużyć do ataku na część hierarchii jako reprezentantów „ciemnogrodu” niegotowego do dialogu, otwarcia etc. Otwarcia na co? Na „grę w obliczu” Najświętszego Sakramentu? Krytyczne ustosunkowanie się bp Adama Szala do tej ewidentnej prowokacji ułatwiło reżyserowi profilowanie Kościoła jako instytucji, która „nie rozmawia, nie dialoguje... zaczęła się sama murować, odgradzać od tych, którzy myślą trochę inaczej” tym samym rozpoczynając w opowieści Komasy „festiwal” narracyjnych manipulacji, którym z zadziwieniem się przyglądam.
Manipulacja
Komasa stara się nie tylko w swym dziele, ale i wypowiedziach zdyskredytować Kościół Katolicki jako instytucje:
(i) amoralną (dyskredytacja moralna) min. „księża z ambony otwarcie wspierają jedną opcję polityczną, wpuszczają na Jasną Górę nacjonalistów, nazywają część wiernych tęczową zarazą”; (ii) anachroniczną (dyskredytacja poznawcza) Z jednej strony jesteśmy najszybciej laicyzującym się krajem na świecie, z wielkim kryzysem powołań, z Kościołem, który się boi rozmawiać. (iii) Zamkniętą (dyskredytacja komunikacyjna) „Z drugiej strony ten polski Kościół zaczął się sam murować, odgradzać od tych, którzy myślą trochę inaczej; (iv) Pośrednio represywna (dyskredytacja represywna) bowiem mająca zły wpływ na swoje „owieczki”, których religijność jest do wyboru: płytka i społecznie/politycznie szkodliwa: irracjonalna (pozbawiona refleksji), dewocyjna, ksenofobiczna, antysemicka i pełna hipokryzji „Piszą kobiecie na domu „Ty kurwo”, a ona jest bliska samobójstwa. Jeszcze chwilę ją potrzymają w tym hejcie i się pozbędą niewygodnej sąsiadki; (v) Materialistyczną (dyskredytacja wulgarnoekonomiczna) sceny z filmu dotyczące ks. Wojciecha i jego zainteresowania pieniędzmi, dość wystawnego życia na plebanii etc; (vi) antypatyczną (dyskredytacja estetyczno – charakterologiczna) sceny z filmu dotyczące proboszcza min. alkoholizmu wpisujące się w antykatolickie schematy profilujące księży jako chciwych, pijących i „obżerających się”, cynicznych, antypatycznych, tępych i bez serca – jednym słowem bezdusznych urzędników kościelnego systemu. Elementy tej dyskredytacji pojawiają się nie tylko w filmie, ale również w wypowiedzi „Jest mi wstyd za ludzi Kościoła, którzy są u steru, za ich wypowiedzi i za to, że nie są kontrowani przez innych hierarchów.”; (vii) pozbawioną autorytetu i w związku z tym „czci nie godną” („Jest mi wstyd za ludzi Kościoła”)
Dodatkowo wymiar dywersyjny narracji Komasy i jego dzieła jest wyraźnie widoczny przynajmniej w dwóch, powiązanych ze sobą, aspektach. Po pierwsze, Komasa gra w starą jak świat grę divide et impera chcąc podzielić hierarchię kościelną i skierować przeciwko sobie, mówiąc w wywiadach min. „To dotyczyło (trudności z kręceniem filmu w kościelnych wnętrzach - PB) przemyskiego biskupa Adama Szala. Wiele razy zabiegałem o spotkanie z nim. Zupełnie inaczej zareagował biskup rzeszowski, który zaprosił nas na rozmowę. To były dwa diametralnie różne podejścia"; „Mniej więcej w tym samym czasie, co list od abp. Szala, otrzymałem dwie recenzje scenariusza od duchownych redaktorów. I to były piękne teksty. Znowu się okazało, że Kościół ma wiele twarzy. Ta dominująca to taka, która objawiła się w liście od hierarchy. Mam nadzieję, że abp Szal zobaczy „Boże Ciało” i przekona się, że film jest o pojednaniu, wspólnocie, a nie o sensacyjnych wątkach z życia Kościoła.”; „Mnie chrzcił ks. Jan Góra. On był człowiekiem otwartym na dialog. Dominikaninem.”; „Jeśli chodzi o Kościół, to trzymam się już tylko mojego przyjaciela, ks. Wojtka Drozdowicza.”
Po drugie, zarówno fakt istnienia współczesnych „księży patriotów” wśród hierarchii, jak i świadomość pewnej reprezentatywności Komasy dla środowiska „katolików otwartych” ułatwia dywersyjne działania poprzez zastosowania szantażu, polegającego tu na sugestywnej groźbie „zabrania owieczek” w przypadku nieprzystąpienia do rozmów na warunkach „artysty”. Tego typu manipulacja, wykorzystująca technikę band wagon („jestem przeciwko wam, bo jestem jednym z was i się o was troszczę”) ma przymusić do przystąpienia do „dialogu”. Jakie owoce on przynosi, boleśnie przekonał się Kościół z zachodniej Europy, który jest w zaniku.
Kościół Katolicki na drodze do Europy?
Metapaliwem dla budowania przez Komasę antykatolickiej narracji jest posiadanie odmiennej aksjologii, osadzonej w tradycji lewicowej, de facto bezbożnej (potwierdza to w swym dziele nie tylko poprzez dekonstrukcję katolicyzmu, ale wprowadzanie wątków hedonistycznych czy pornograficznych). W tym ujęciu rzekoma anachroniczność Kościoła ma wynikać z „zamknięcia na dialog”. Polskim katolikom nie wolno zapominać, że kiedy Komasa mówi „zachłysnęliśmy się Unią Europejską, nowymi wartościami, tolerancją, otwartością. I nagle 30 lat wolności mija i okazuje się, że ten Kościół jest, tylko że płyniemy na dwóch różnych krach” to bardzo selektywnie odwołuje się do wartości europejskich zrodzonych przed zaledwie ponad 200 laty w wyniku rewolucji (anty) francuskiej, bowiem „zapomina” o materializmie, totalitaryzmie, świeckim i fartuszkowym ezoteryzmie czy wolności (ale coraz częściej „od pasa w dół”). Charakterystyczne jest też to, iż w licznych wywiadach reżysera i jego odwołaniach do „wartości europejskich” nigdzie nie precyzuje, co dokładnie ma na myśli i pozostaje na poziomie ogólników. Dobrze ten fenomen ujmują słowa dr Jana Marii Jackowskiego „Katolicy, wbrew twierdzeniom strony przeciwnej, odwołują się do Europy. Lecz nie do tej tradycji Starego Kontynentu, która ma swoje korzenie w rewolucji francuskiej, ale do Europy dwóch tysiącleci; Europy, która dzięki Chrześcijaństwu zna wolność od dwudziestu wieków a nie dwóch stuleci...Europy stałych wartości, a nie Europy zmiennych paradygmatów, relatywizmu i oportunizmu skrytego w masce pragmatyzmu. Słowem – Europy cywilizacji miłości, a nie cywilizacji śmierci.”
Zakończenie
„Póki zachowuje zewnętrzne obyczaje chrześcijanina, można nim jeszcze tak pokierować, by uważał się za człowieka, który wprawdzie poznał kilku nowych przyjaciół, lecz jego stan duchowy jest niemal taki sam” – Clive Staples Lewis
Uważam, że film Komasy jest wielopłaszczyznową manipulacją, „twórczo” uzupełniającą antykatolicki „dorobek” polskiej kinematografii powstały w czasach komunistycznych m.in. o wymiar pornograficzny czy wulgaryzmów językowych.
Jest tym samym groźniejszym dla polskiej wspólnoty religijnej i politycznej, bowiem mniej widocznie osadzony w konkretnych antykatolickich doktrynach i grupach je realizujących (a definiujących się jako dyskrecjonalne), co rzecz jasna stwarza pozór obiektywizmu. Dużą świadomość tych zagrożeń miał już nasz święty in spe kardynał Stefan Wyszyński, nie tylko szczegółowo charakteryzując te zjawiska na kartach swych zapisków (m.in. tom 1), ale i w tych słowach: „...wolność, a co my z niej czynimy? Na co ją wykorzystujemy? Czy to ma być tylko wolność picia i upijania się, alkoholizmu i rozwiązłości, wolność wystawiania obrzydliwych sztuk teatralnych? Jak gdyby naszych artystów nie było już stać na nic lepszego tylko na jakieś tam Białe małżeństwo czy Apocalypsis cum figuris. Obrzydliwości, które się drukuje, wystawia się potem w teatrach, a Polacy, chociaż mówią na koniec o tych przedstawieniach – to prawdziwe świństwo – ale idą na nie, płacą pieniądze, siedzą i spluwają”. W przypadku tej ostatniej czynności warto zapytać, zwłaszcza współczesnych katolików, czy aby na pewno?
Wybrana bibliografia:
Krzysztof Kornacki, Kino polskie wobec katolicyzmu, Słowo/Obraz/Terytoria, Gdańsk 2004
Marek Warecki, Wojtek Warecki, Woda z mózgu. Manipulacja w mediach, Fronda, Warszawa 2011
Mirosław Kartwat, Sztuka manipulacji politycznej, Adam Marszałek, Toruń 1999
Kamil Minkner, O filmach politycznych, Elipsa, Warszawa 2012
Jan Maria Jackowski, Bitwa o Polskę, Ad Astra, Warszawa 1993
Bp Adam Lepa, Świat propagandy, Niedziela, Częstochowa 1994
MM. Weber, Dynamika grupowa, Antyk, Komorów, 2000
Clive Staples Lewis, Listy starego diabła do młodego, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań, 2008
O.JIM Bocheński, Marksizm - Leninizm. Nauka czy wiara, Antyk, Komorów 2006
E Michael Jones, Libido dominandi, Wektory, Wrocław, 2013
Wywiady/recenzje
https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1435536,jan-komasa-boze-cialo-wywiad.html
https://www.rp.pl/Plus-Minus/301109995-Jan-Komasa-Boze-cialo-wpisalo-sie-w-amerykanskie-dyskusje.html
https://teologiapolityczna.pl/boze-cialo-a-kaplanstwo?fbclid=IwAR3qEGyai5reVyzRTedat9w0m6e_c443bVMAdQ2x7kqi7V--I7OMfgf4i-I
https://wpolityce.pl/kultura/461584-boze-cialo-komasa-prowokacyjnie
-i-powaznie-o-wierze
https://tygodnik.tvp.pl/44478640/boze-cialo-komasy-film-wielki-i-madry-powalczy-o-oscara
https://vod.tvp.pl/video/dranie-w-kinie,19102019,44751539
Inne tematy w dziale Kultura