W drohobyckim parku od kilku lat szokuje turystów z Polski błyszczący w słońcu pomnik Stiepana Bandery. Jak grzyby po deszczu powstają podobne monumenty, tablice pamiątkowe, place i prospekty poświęcone Banderze (na zdjęciu nowy pomnik Bandery we Lwowie) oraz innym przywódcom Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), a organizacje byłych banderowców mają siedziby w niemal kazdym mieście i miasteczku zachodniej Ukrainy.

A jednak afirmacja "bohaterów" UPA bywa czasem kłopotliwa - w hallu głównym Politechniki Lwowskiej, gdzie również postawiono stosowne tablice pamiątkowe nie pozwala się robić zdjęć turystom z Polski. Dlaczego?
Sięgnijmy pamięcią do nieodległej przeszłości. Jakże różne były zbrojne emanacje narodów polskiego i ukraińskiego w tragicznych latach II wojny światowej!
Polacy musza walczyć na dwa fronty. Polska, tworząc Armię Krajową i Państwo Podziemne, dba o legalizm działań: podporządkowanie legalnemu rządowi, przestrzeganie regulaminów i konwencji, prawomocność wykonywanych wyroków śmierci (wyroki na zdrajców wydają specjalne sądy podziemne) itp. Większość sporów i waśni narodowościowych z okresu międzywojennego zostaje zawieszona wobec wspólnego zagrożenia obywateli. Powstają agendy Państwa Podziemnego niosące pomoc współobywatelom innej niż polska narodowości ("Żegota").
Współczesna Ukraina niezbyt fortunnie buduje swoją współczesną historię wokół tradycji OUN-UPA przechowanej m. in. przez nacjonalistów ukraińskich przebywających po II wojnie światowej na emigracji. Gloryfikacja tej dwuznacznej tradycji przesłania obecnym władzom państwowym i kościelnym pomijany dotąd problem stanięcia pewnego dnia w prawdzie i pojednania się z potomkami ofiar masowych rzezi popełnionych w latach 40. XX w.
Z jednej strony słusznie czci się na Ukrainie pamięć milionów chłopów wyniszczonych przez Wielki Głód, wywołany przez bolszewików rabunkowym eksportem zboża koniecznym dla sfinansowania szalonej rozbudowy przemysłu zbrojeniowego i przygotowania do wojny "wyzwoleńczej" w Europie - z drugiej nie chce się pamiętać o moralnym długu wobec ofiar własnej nienawiści i zaślepienia, uważając, że osiągnięty po dziesięcioleciach cel w postaci niepodległego państwa uświęcił zbrodnicze środki.
Pojednanie z "Lachami" wydaje się wielu Ukraińcom zbędne, a odciśnięte w kamieniu i brązie ślepe uwielbienie dla "bohaterów" UPA przybiera czasem karykaturalne rozmiary.
Nie przybliża przełomu polityka niezadrażniania stosunków z Ukrainą prowadzona przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wybiórczy udział w rozmaitych rocznicowych uroczystościach. Tak się składa, że polski prezydent jest często przytomny na obchodach ukraińskich, a "zapomina" o polskich (rocznica rzezi na Wołyniu). Powszechna krytyka takiego "dyplomatycznego" zachowania przyniosła pewien pozytywny efekt - prezydent przemawiając ostatnio w Kijowie zaapelował do strony ukraińskiej o "całą prawdę" dotyczącą stosunków polsko-ukraińskich. Nie padły jednak żadne konkrety. Tymczasem czas ucieka, a na szczeblu lokalnym trwa ustawiczna "praca organiczna" na rzecz jednostronnej wizji ukraińskiej historii: za pieniądze polskiego podatnika wspierane są działania Związku Ukraińców w Polsce, często zaprzeczające historycznej prawdzie i wywołujące zrozumiały opór opinii publicznej w Polsce.
Czy polskie władze centralne zajmą stosowne stanowisko wobec przejawów odradzania się ukrainskiego nacjonalizmu i zafałszowywania historii przynajmniej na obszarze państwowym Rzeczypospolitej?
Komentarze
Pokaż komentarze (8)