Oglądałem niegdyś obraz "Bad Timing" Nicolasa Roega z niezapomnianą Teresą Russell. Losy Mileny, związanej z dwoma mężczyznami bohaterki filmu, układały się w fatalną sekwencję wypadków prowadzącą do tragicznego finału.
Do finału zmierza nieuchronnie proces ratyfikacji tzw. Traktatu Lizbońskiego mającego pełnić rolę konstytucji UE. Jak pamiętamy pierwsza wersja konstytucji została wycofana po negatywnych referendach w dwóch krajach pietnastki - w Holandii i Francji. W drugim podejsciu przeforsowano ratyfikację poprzez organy przedstawicielskie. Niemcy, jako siła przewodnia Unii, planowały zokończyć sekwencję 27 bezproblemowych ratyfikacji, przypieczętowujac swoja decyzja powstanie europejskiego superpaństwa. Równoczesnie Niemcy byłyby w tej komfortowej sytuacji, że przed wykonaniem ostatniego kroku mogłyby w drodze suwerennej decyzji zagwarantować sobie uprzywilejowaną pozycję w Unii. Mógł tego dokonać Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, który oczekiwał cierpliwie na swoją kolej aby zabrać głos. Sprawę ratyfikacji TL skierował do TK poseł CSU Gauweiler, o czym pisałem przeszło rok temu w notce Niech Pana Bóg błogosławi, Panie ... Gauweiler !.
Decyzja TK mogła być w materii Traktatu dwojaka: trybunał mógł zakwestionować całość koncepcji zawartej w dokumencie, albo zadbać o szczegółną pozycję Niemiec w UE. Stało się to drugie - TK zwrócił uwagę na potrzebę zagwarantowania suwerenności Niemiec i udziału parlamentu w ratyfikowaniu istotnych dla interesów Niemiec decyzji.
Zaplanowana starannie sekwencja wydarzeń politycznych wymknęła się spod kontroli. Najpierw gładką ratyfikację przerwało przegrane referendum w Irlandii, a prezydenci Czech i Polski wykorzystali tę sytuację i pomimo zakończonej ratyfikacji parlamentarnej nie złożyli swoich podpisów pod martwym de facto dokumentem. Proces ratyfikacji zaciął się i tym samym został rozsynchronizowany. Na dodatek nowe uzgodnienia z Irlandią i dalsze procedowanie wewnątrz Niemiec odbywa się obecnie na oczach całej Europy. Wszelkie zastrzeżenia poczynione przez Niemcy i Irlandię mogą natychmiast dać podstawę do zakwestionowania dotychczasowej ratyfikacji skoro zmieniły się warunki zewnętrzne.
"Bad timing" dla Brukseli i Berlina oznacza "good timing" dla pozostałych 26. członków Unii. Jeżeli szansa zagwarantowania suwerenności poszczególnych państw zostanie wykorzystana, to model UE przybliży się w kierunku Europy Ojczyzn, a powstanie superpaństwa zostanie na razie zażegnane. W ten sposób "bad timing" stałby się w rzeczywistości "perfect timing" dla Polski i innych krajów ceniących swoją suwerenność.
lubię celne riposty, doceniam bezinteresowność, erudycję, autoironię i poczucie humoru
piszę z przerwami od 2007 roku, współpracowałem z portalami :
Wolni i Solidarni, POLIS MPC, Blogmedia24, Niepoprawni.pl, Nieznudzeni Polską.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka