Miałem dać poważną notkę o psuciu podstaw naszej cywilizacji, ale kolejny raz pójdę na łatwiznę i napiszę parę słów o ekonomii. Jak wiadomo wszyscy się na tym świetnie znają więc dyskusja powinna się wartko potoczyć.
Tak na marginesie to większość ekonomistów zawodowych to jacyś szarlatani. Jak oni tacy mądrzy i wszystkowiedzący to powinni swoje własne biznesy otworzyć i kasę zbijać. A tu widać, że najłatwiej robić pieniądz występując jako ekspert czy inny doradca, czyli facet (lub kobitka) który wie wszystko o niczym i za nic nie odpowiada swoimi kapitałem.
Ale do meritum. Swego czasu na blogu prof. Gwiazdowskiego (polecam!) dyskusja żywo przebiegała wokół VATu od pojazdu na cele zarobkowe lub nie. A co z koniem w gospodarstwie rolnym pod siodło lub do pługa? Temat leży odłogiem. Też to trzeba rozdzielić więc co? - koń z kratką !
Idąc tym tropem postanowiłem temat rolniczy pociągnąć dalej.
A co z kurami i kasą fiskalną!?
Taka kura znosi jajo i są wtedy 3 wyjścia:
1. chłop dokona konsumpcji własnej,
2. sprzeda na targu lub dostarczy do sklepiku (mówimy o drobnotowarowym chłopie),
3. wymieni na inny towar np. masło.
W przypadku 1. chyba mu nic nie grozi (poza zawałem), w 2. powinien zafiskalizować sprzedaż, a następnie opodatkować się np. ryczałtowo, w 3. chyba też jest ok. chociaż odpowiednie służby mogły by zarzucić wymianę nieekwiwalentną i przywalić domiar.
Co zrobić aby chłop nie oszukiwał w przypadku 2. Trzeba policzyć ile jaj w miesiącu dają kury - najpewniejsza metoda to instalacja każdej kurze pod ogonem (czyli w d..pie) licznika jaj sprzężonego z nadajnikiem WiFi.
I tu dochodzimy do istoty państwowego planu informatyzacji wsi. Mając już szerokopasmowy Internet, informacja z nadajników od kur spływa sukcesywnie do odpowiednich urzędów skarbowych. Tam skonfrontuje się ilość jaj z ilością paragonów i wszystko jasne.
I już nie pomogą tłumaczenia, że złe jest we wsi i kury się nie niosą.
Zostaje jeszcze tłumaczenie się przypadkiem 1. i 3. ale ile można zjeść tych jaj, czy chleba z masłem?
No dobrze - sprawę nabiału mamy już rozpracowaną, teraz zajmijmy się sprawą ceł.
Są ludzie, środowiska które uważają, że cła jednak muszą być i to dla naszego dobra. Bo jakby inaczej. Przecież państwo wszystko co robi to jest dla naszego dobra. Dla swojego dobra starcy i staruszki będą musieli pracować do upadłego aż się zesmarkają ze szczęścia.
Jednak stosując prostą logikę wyszło mi, że z tymi cłami to chyba nie jest tak prosto. Proszę o wykazanie jakiegoś błędu w poniższym rozumowaniu.
Mam 20 do wydania.
Za 15 kupuję buty (chińskie - z wyzyskiem)
Za 5 kupuję książkę. Do gospodarki trafiło 20.
Wprowadzamy cło.
Kupuję buty za 20. Nie kupuję książki. Do gospodarki trafiło 20. Z tym że producent butów z mojej kieszeni dostał 5. Ktoś zadecydował, że mam nie kupić książki.
Nie neguję, że dla producenta butów i paru cwaniaków z rządu jest to opłacalne.
Jednak pojawiają się dwie straty:
1. płacę 20 za buty a nie 15
2. gospodarka traci możliwość racjonalnego rozwoju, np. księgarz nie zarobił.
Jeden zysk + dwie straty = strata.
Pozdrawiam stale rozwijającą się grupę moich czytelników.
Inne tematy w dziale Gospodarka