Jakie owoce rodzi walka zła mniejszego ze złem większym?
Czy są li tylko pozorem – walka i jej owoce?
Realny skutek czy pozór?
A może, aby być skuteczną, wymaga kompromisu?
Czy walka zła mniejszego ze złem większym wymaga kompromisu?
Do takiego zdania, sygnalizując nową mądrość etapu, doszedł Jarosław Kaczyński, a jak wiadomo do uprawiania takiej dialektyki potrzebni są relatywiści, których w PiS nigdy brakowało. Jednak, co by nie mówić o prezesie, dudowaty nie jest, dlatego temat został ledwie zasygnalizowany i aby za bardzo nie bulwersował, ubrany w odpowiednie słowa.
Narodziny mniejszego zła
Przez wiele lat niektórzy słomiani patrioci, mam tu na myśli zwolenników formacji PiS, przyparci do muru faktami, bełkotali o konieczności wyboru zła, nazywając go mniejszym.
Mniejsze zło narodziło się o wiele wcześniej niż „Okrągły Stół”. W czerwcu 1989 roku została ogłoszona światu kolejna jego wersja – pokazana Polakom pod szyldem „wasz prezydent, nasz premier”.
Kogo symbolizowali moskiewski pachołek Jaruzelski i Mazowiecki – komunistyczny publicysta szkalujący “Żołnierzy Wyklętych”?
***
Doskonale opisał to Ewaryst Fedorowicz odnosząc się do podobnego, ważnego wydarzenia w felietonie „Marzec 1968, czyli wielka ściema”.
“Miałem wtedy 10 lat i doskonale pamiętam, jak Ojciec, b. żołnierz wyklęty, wrócił z pracy do domu i powiedział tak:
to nie jest nasza sprawa – oni się za łby wzięli, bo chodzi o to, kto z nich, nas Polaków będzie za twarz trzymał:
Wiesiek czy Mosiek.
I to była najkrótsza i najcelniejsza definicja tej marcowej, komunistycznej wojny domowej, jaką w ciągu swojego życia usłyszałem.
Bo 8 marca 1968 dla każdego uczciwego Polaka znaczy jedno:
tego dnia dwa straszne, komunistyczne gangi skoczyły sobie do gardeł”.
* * *
“Okrągły Stół” i ostateczne obalenie Solidarności
W tych dniach przedstawiciele wymienionych gangów padli sobie w ramiona, pijąc wódkę i dowcipkując nad Polską. I tak doszło do kompromisu zła większego w roli „starej komuny” ze złem mniejszym w roli rozmnażającej się przez podział „opozycji” pod zmieniającymi się szyldami.
Do bolesnych podziałów dochodziło każdego roku. Rozdzielili się kapuś Bolek i bracia Kaczyńscy. Podział dotknął chamokomunę – podzielili się starzy komuniści z młodymi, a dawna żydokomuna uzyskała wyższy stan obecności roztapiając się we wszystkich formacjach.
Kompromis. Wizja Kaczyńskiego
Kaczyński w kwestii kompromisu proponuje zacząć od spraw najważniejszych, bo dotyczących moralności – sprawy ludzkiego życia. Czy ma intencję trochę się przypodobać lub przynajmniej trochę zainteresować albo ułagodzić w ten sposób zwolenników zła większego?
Z drugiej strony łagodząc wymowę sprawy Kaczyński nazywa ją obyczajową. Używa też, jak zwykle, fałszywej maski, nazywając się reprezentantem strony konserwatywnej.
Zwolenników rozdziału dobra od państwa określa łagodnie, nazywając ich liberałami, a moralną i prawną kwalifikację aborcji – ingerowaniem w prywatność. Tak myślała każda formacja lewicowa pozwalając na dokonywanie publicznych lub prywatnych zbrodni nazywając to wolnością lub rewolucją.
– To ogromne wyzwanie, ale trzeba przynajmniej spróbować zbudować w sprawach obyczajowych kompromis między myśleniem konserwatywnym a liberalnym. Przy czym oczywiście my nie chcemy rezygnować z naszych poglądów. Z drugiej jednak strony zdajemy sobie sprawę, że państwo nie powinno zbyt głęboko ingerować w ludzką prywatność. Mamy świadomość, że decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji naruszała to poczucie i dlatego wywołała tak silny sprzeciw.
W PiS jest wielu zwolenników budowania kompromisu i są też zwolennicy znacznie bardziej radykalni niż ja. Ale jest też wielu przeciwników. Co ciekawe, także wśród młodych polityków.
My się jakoś tam ze sobą dogadamy. Prawdziwym problemem jest porozumienie się z tą drugą stroną, bo nie wiem, czy ona jest zainteresowana kompromisem. Być może przyjdzie czas, w którym taki kompromis będzie możliwy – powiedział w wywiadzie dla Tygodnika Solidarność prezes PiS.
Oto „gadzia mowa” Kaczyńskiego. Pamiętajmy „są też zwolennicy znacznie bardziej radykalni niż ja”.
Przy czym oczywiście my nie chcemy rezygnować z naszych poglądów.
Tu chyba chodzi też o poglądy na temat czerwonego ładu nazywanego zielonym – coś na kształt jestem za, a nawet przeciw. Jestem za, zgadzam się na kompromis, a potem, gdy nie ma to żadnego znaczenia, jestem przeciw. Ze starszych przykładów przypomnę kompromis w sprawie Traktatu Lizbońskiego ratyfikowanego w sojuszu z Donaldem Tuskiem i całą postokrągłostołową sitwą.
To wszystko dedykuję aktualnym zwolennikom PiS, szczególnie tym, którzy posiadają podstawowe zasoby wiedzy, sprawność intelektualną i moralną pozwalającą na ocenę absurdu wyboru „mniejszego zła” nazywanego kompromisem, a będącym w swojej istocie rezygnacją z obrony ludzkiego życia.
Ogólnie, na koniec, można zadać pytanie: Czy odczyn trującej strawy zmieni się na korzyść w momencie, gdy zwolennicy mniejszej ilości trucizny zgodzą się, w ramach tegoż kompromisu, dosypać jej ciut więcej do społecznego, politycznego tygla? Co wówczas się stanie? W krwioobiegu prawa na miejscu ciał odpornościowych pojawią się toksyny osłabiające prywatne sumienia.
------------------------
Powyżej tekst "Czarnej Limuzyny" z ekspedyt.org
Teraz kilka moich uwag socjologiczno-politologicznych.
Największą partią w III rp jest partia Status Quo (SQ). Podział w społeczeństwie przebiega poziomo, to znaczy członkowie SQ występują pod różnymi szyldami politycznymi.
Poglądy partii SQ polegają na akceptacji tego co jest, bo skoro tak jest to znaczy, że tak ma być a każda zmiana może być tylko gorsza. Fachowo w socjologii ma to nazwę tyranii status quo.
Jak to zmienić, jak rozpocząć rewolucję czy kontrrewolucję? Sprawa jest prawie beznadziejna. W normalnych rozmowach, normalni ludzie mają dość polityków, wręcz gardzą nimi a jak przychodzi do wyborów to jest jak jest, jak w piosence Kuby Sienkiewicza.
Bolączką jest brak kandydata, który wbrew politpoprawności jasno by powiedział - dosyć tego syfu w parlamencie i rządzie, dosyć demolki państwa polskiego, precz z eurokołchozem. Brak jest iskry, która by podpaliła lont.
Jak pokazuje przykład US czy Rumunii (póki co nieudany) taki człowiek czy grupa ludzi może się pojawić. Uważam że w Polsce też jest potencjał do takich zmian. Jednak wszyscy startujący na urząd prezydenta (po stronie konserwatywnej) jak na razie boją się wyjść poza zgniłe ramy w związku z tym mamy klątwę bycia centrowym, grzecznym, nie kontrowersyjnym.
Dlaczego społeczeństwo tak działa?
Bo ludzie mają krótką pamięć, bo nie rozumieją w jakim kierunku lewactwo pomalutku realizuje swoją agendę (okno Overtona), bo nie kojarzą przyczyn z zaistniałymi skutkami, bo wartości poszły się czochrać, bo są członkami partii SQ.
Dlaczego jest możliwa manipulacja na taką skalę?
Jest wiele przyczyn, na przykład błędy w taktyce prawej* strony, ale o tym w następnym tekście.
* prawa strona to nie PiS.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo