Niedawno pisałem, że powraca hasło im gorzej tym lepiej. Tak się mówiło za komuny i się sprawdziło, bo jej niewydolność w końcu doprowadziła do ekonomicznego i politycznego upadku, i zmian na lepsze. Czy zarządzający ponieśli jakieś konsekwencje? Oczywiście nie, przeszli suchą stopą przez meandry transformacji i spadli na cztery łapy.
Dziś komuna wróciła tylko w innej odsłonie, groźniejszej bo realizowanej w sferze zmian świadomości obywateli, które to zmiany umożliwiają wprowadzenie zbójeckich projektów klimatyczno-genderowo-sanitarystycznych, więc hasło im gorzej tym lepiej trzeba w dzisiejszych realiach zweryfikować, nadać mu nowe znaczenie. Komu jest gorzej i komu ma być lepiej?
Wymienione wyżej projekty - zwłaszcza klimatyczny - muszą spowodować kryzys ekonomiczny, muszą wpłynąć negatywnie na kieszeń Kowalskiego, na jego komfort życia. Muszą wzmóc indoktrynację i atak na wartości cywilizacji łacińskiej.
Można by liczyć, że te zmiany na gorsze otrzeźwią ludzi i spowodują reakcję w postaci oporu, który spowoduje zmiany na lepsze. Niestety jest to naiwne myślenie. Dlaczego?
Bo dwie strony sporu - politycy i społeczeństwo - nie dogadają się dla dobra kraju i nie zresetują konfliktu w wymiarze sprawiedliwości i nie wprowadzą zmian konstytucyjnych przekreślających paraliż państwa. Ta sytuacja została po części stworzona przez eurokołchoźników rękami polskich jurgieltników. Nie widzę realnej siły społecznej, która by wywarła skuteczną presję na polityków PO i PiS do zmian na lepsze.
Komu będzie gorzej to już wiadomo. Komu będzie lepiej?
Będzie lepiej tym, którzy mają nadzieję graniczącą z pewnością, że im gorzej w Polsce, im większy chaos, im mniejsze zaufanie do instytucji państwa Polskiego, tym większa szansa, że Polacy w końcu podpiszą się w referendum pod traktatem rozbiorowym, stwierdzając: niech starsi i mądrzejsi zaprowadzą spokojność w naszej ojczyźnie.
Czyli wszystko prowadzi do utworzenia w ramach eurokołchozu landu o nazwie Polska, jeżeli nie UkroPolin.
Inne tematy w dziale Technologie