Dlaczego nie przyłączyłem się do „burnych apładismientów” w trakcie prezydenckich mów wojennych prezydenta Dudy i prezydenta Zełenskiego? Ponieważ nie popieram nakręcania spirali egzaltacji z jednoczesnym braniem własnego narodu na zakładnika cudzej racji stanu i cudzych interesów.
Nie popieram propagandowej agitacji i szantażu emocjonalnego, jakiemu poddawani są moi rodacy, którym po raz Bóg wie który proponuje się obowiązkowe „zdawanie egzaminu moralnego” z dobroczynności i szafowanie własnym zdrowiem, życiem i majętnością „za wolność waszą i naszą”.
Nie popieram wreszcie i nie chcę bodaj jednym gestem legitymizować tej radykalnej transformacji ludnościowej, kulturowej, politycznej - a w konsekwencji może i terytorialnej - jakiej pod pretekstem pomocy bliźnim i lojalności sojuszniczej poddawana jest dziś moja Ojczyzna.
Owszem, chętnie wznoszę hasło #ChwałaWolontariuszom! - ale sprzeciwiam się polityce urzędowego altruizmu, poprzez niebaczne lub zdradzieckie decyzje, których koszta poniosą wszyscy; sprzeciwiam się dyskryminacji Polaków, poprzez uprzywilejowanie przybyszów.
Mówię otwarcie: nie poczuwam się do „braterstwa”, które mi wmawia JE Prezydent Zełenski ani do mniemanej wspólnoty „demokratycznych wartości”, którą głosi prezydent Duda. Z całym współczuciem dla ofiar wojny - pomagajmy, owszem, ale tak, by nie tracić własnego państwa.
Inne tematy w dziale Kultura