piko piko
722
BLOG

Si vis pacem, para bellum

piko piko Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Tekst napisany przez Dobromira Sośnierza (Konfederacja, Wolność).

----------------------------------------------

To co tutaj napiszę, za kilka miesięcy, a najdalej za kilka lat, stanie się oczywistością, ale na razie jeszcze przez jakiś czas będzie pewnie uchodziło za ekstrawagancję. Podręczniki do historii przyznają mi rację, nawet jeśli dzisiejsi czytelnicy jeszcze niekoniecznie.

Piszę to we własnym imieniu i wiem, że to co mówię wykracza poza stanowisko Konfederacji, więc nie powinno być tak traktowane.

W skrócie — jestem przekonany, że nieudzielenie Ukrainie w odpowiednim czasie militarnych gwarancyj w obliczu jawnej eskalacji ze strony Rosji, było katastrofalnym błędem, zarówno geopolitycznym jak i moralnym. Teraz jest już za późno i zdradzoną przez wszystkich Ukrainę czeka smutny koniec na oczach całej zatroskanej „wspólnoty międzynarodowej”. I naprawdę rzygać mi się chce, jak patrzę na ten festiwal hipokryzji, gdzie wśród życzliwych przyjaciół psy zająca zjadły. Rzygać mi się chce od tego frajerskiego samozachwytu nad pomocą, jaką to Ukrainie niesiemy. Bo przecież gramy koncerty, przypinamy żółto-niebieskie flagi i wysyłamy jedzenie. Do dupy z tymi koncertami, flagami i jedzeniem — w niczym to już nie zmieni tragicznego losu Kijowa, do którego nie da się już tego nawet dostarczyć.

Kraje szeroko pojętego Zachodu, w tym niestety Polska, od dawna prowadzą wobec Rosji politykę głupią i tchórzliwą. Odpowiedzią na groźby użycia siły przez przeciwnika są groźby użycia własnej siły — a nie rezolucje, kazania czy mniejsze lub większe gospodarcze złośliwości. Rosja przez kilka miesięcy starannie sondowała możliwe reakcje i została utwierdzona w przekonaniu, że może na oczach całego świata spokojnie zamordować trochę ludzi. Mówiłem o tym w wywiadach i będę powtarzał do znudzenia — Putin rozumie tylko język siły. On nie boi się waszych sankcyj, bo prędzej czy później je zdejmiecie w zamian za drobne ustępstwa.

Nie nadążamy za biegiem wydarzeń. Miesiąc czy dwa miesiące temu trzeba było wprowadzać sankcje i grozić wojną. My dopiero teraz grozimy sankcjami, a o pomocy militarnej nie ma nawet mowy. Świetnie, że w końcu wysyłamy tam broń, ale zaraz to już nie będzie miał kto z niej strzelać. Tydzień temu Niemcy oferowali tylko hełmy. Za tydzień mogą już zacząć wysyłać trumny i łopaty do kopania grobów. To wszystko jest spóźnione i całkowicie nieadekwatne do sytuacji. To geopolityczne szachy dla debili, w których zawsze Zachód jest trzy kroki do tyłu.

Kiedy w dyskusjach czy wywiadach mówiłem, że powinniśmy wysyłać wojsko, zarzucano mi że to doprowadzi do wojny. No cóż, jak widać wojna jest i to właśnie tchórzostwo Zachodu do niej doprowadziło. Gdybyśmy w odpowiednim momencie pokazali determinację, to by jej właśnie nie było. Bo ta wojna wybuchła dlatego, że Putin zdiagnozował Ukrainę jako tego opuszczonego przez wszystkich zająca, którego może bezkarnie rozszarpać.

I jak widać, tchórzliwa postawa nie sprawia, że problem znika. Raczej odwrotnie — staje się większy, im dłużej się przed nim chowamy. Teraz pomału Zachód budzi się z ręką w nocniku i zbiera na odwagę. Ale kiedy wyjdziemy wreszcie ze strefy komfortu, rozwiązanie problemu będzie już znacznie bardziej kosztowne niż było miesiąc temu. Chcesz pokoju — bądź gotowy na wojnę tu i teraz. I jasno to pokazuj.

Tak, tej wojny można było uniknąć, pokazując w grudniu i styczniu, że Zachód jest gotowy bronić Ukrainy. Celebrowanie przez Rosję eskalacji przez te długie miesiące służyło właśnie temu, żeby upewnić się, że na pewno nikt za Ukrainę ginąć nie będzie. W tej eskalacji Zachód tchórzliwie skapitulował już na samym początku. W tym również Polska, która nie wyszła poza zestaw standardowych oburzeń i ubolewań. I dopiero na ostatniej prostej zadeklarowała na pocieszenie trochę broni, co wielkiego wrażenia zrobić już oczywiście nie mogło.

Putin nie był gotowy walczyć z całym światem. Putin był gotowy rozbić Ukrainę, nad którą ma miażdżącą przewagę. Pokazanie mu, że może sobie wybrać ze stada kulawą antylopę, a reszta palcem nie kiwnie było po prostu zdradą sojuszniczą i żadne rezolucje czy przypinki w klapie tego nie naprawią.

Wszystkie te demonstracje pod ambasadą, odezwy, niebiesko-żółte nakładki, a nawet większość sankcyj, możemy sobie teraz za przeproszeniem wsadzić. Niczego to już nie zmieni. Sankcje są bronią obosieczną — na współpracy gospodarczej zawsze zyskują obie współpracujące strony. Powstrzymując się od korzystnych transakcyj w jakimś stopniu karzemy się sami. Więc ma to sens tylko wtedy, kiedy przewaga karzącego nad karanym jest duża, a sankcje naprawdę bardzo dotkliwe. Całkowite zamknięcie wszystkich granic, wyrzucenie wszystkich ambasadorów i przedstawicieli we wszystkich organizacjach, zablokowanie wszystkich kontrolowanych cieśnin i szlaków — może to spowodowałoby że stopa życiowa w Rosji pogorszyłaby się na tyle szybko i odczuwalnie, że niezadowolenie przeważyłoby nad korzyściami i dumą z podboju. To co mamy na stole jest wciąż śmiesznie nieadekwatne. To jest tylko drobny mandat za seryjne morderstwo.

Teraz nie ma już dobrych rozwiązań. W tym momencie wysłanie tam wojska, jest jawnym włączeniem się do wojny. W styczniu czy w grudniu można było jak gdyby nigdy nic, rozpocząć wspólne ćwiczenia na Ukrainie. Albo wysyłać zielone ludziki, tak jak robili to wielokrotnie Rosjanie, rżnąc głupa. I nawet jeśli NATO jako całość takiej pomocy udzielić nie chciało, to my mogliśmy i powinniśmy zacząć grać ostrzej i postawić innych w kłopotliwej sytuacji. Choć raz mogliśmy prowadzić politykę typu „chodźcie za nami”, a nie „weźmy zróbcie”.

Bo lepiej zapobiegać niż leczyć. Tak jak każdy rozumie, że broń atomową ma się nie po to, żeby jej używać, ale po to, żeby inni jej nie użyli na nas, tak nasi przywódcy muszą zrozumieć, że gotowość do wojny odstrasza, a tchórzostwo, ustępstwa i cofanie się — zachęca do agresji. Clausewitz przewrotnie ujął to w aforyzmie, że prawdziwym sprawcą wojny jest napadnięty, który swoją słabością sprowokował napastnika. I choć jest to oczywista przesada, to jednak ma w sobie coś z prawdy.

W 1939 Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk, więc w 1940 musieli umierać za Paryż — i to nieskutecznie. Nie obroniliśmy ani Gdańska, ani Paryża. Zamiast wspólnie postawić się Hitlerowi na dwa fronty, daliśmy sobie spuścić łomot jeden po drugim. Jeśli osiłek w barze po kolei tłucze kolejnych klientów, to możemy albo rzucić się na niego razem, póki mamy przewagę, albo czekać na swoją kolej, licząc, że jakoś to będzie. Pięciu słabeuszy może powalić jednego koksa tylko jeśli zaatakują razem. Bierność Europy podczas ataku na Czechosłowację, Austrię czy Polskę, ośmieliła Hitlera do kolejnych kroków i niewiele brakowało, żeby dzięki temu podbił cały kontynent.

To co się dzieje, to też cenna lekcja dla nas — jeśli gwarancje udzielone Ukrainie przez USA i Wielką Brytanię (memorandum budapesztańskie) okazały się nic niewarte, to naprawdę nie ma powodu wierzyć, że nasze zadziałają lepiej. Te same wymówki, które wszyscy stosujemy, żeby usprawiedliwić nieangażowanie się w wojnę na wschodzie, możemy usłyszeć wtedy z zachodu. Bo niby czemu nie ? Memorandum budapesztańskie nie zobowiązywało wprawdzie jednoznacznie do użycia siły w obronie Ukrainy, ale zwracam uwagę, że osławiony art. 5 paktu północnoatlantyckiego też tego jednoznacznie nie stwierdza — mówi jedynie że strony „podejmą działania, jakie uznają za stosowne” [1] — może to być użycie siły, ale przecież nie musi. Najbardziej stosowny może się okazać np. stanowczy protest albo wielki koncert dla otuchy obrońcom Warszawy [albo podświetlą Bramę Brandenburską na biało-czerwono]. Oczywiście widoczne w ostatnich dniach wzmożenie Zachodu pozwala mieć nadzieję, że może następnym razem będzie lepiej, ale z drugiej strony za kolejne 5 czy 10 lat ta lekcja może już być wyblakłą przeszłością… Tak jak zajęcie Krymu nie wystarczyło na podgrzanie oporu wobec Rosji na długo.

Bo póki co nieustraszeni obrońcy demokracji są nieustraszeni tylko w stosunku do małych i słabych. Odwagi wystarczyło samolotom NATO w sam raz na tyle, żeby zbombardować słaby i samotny Belgrad — który przecież miał święte prawo bronić integralności terytorialnej Jugosławii, tak jak Ukraina miała prawo zdusić bunt w Doniecku czy Ługańsku. To że Bośnia, w obronie której te bomby na Belgrad zrzucano, nie jest członkiem NATO, wtedy nie było dla nikogo problemem. A teraz słyszymy jak refren powtarzaną wymówkę, że NATO właśnie dlatego nie może pomóc Ukrainie, bo Ukraina nie zdążyła się do niego zapisać. Tym razem nie wystarczy być ofiarą napaści, tym razem papiery muszą się zgadzać. Bo przecież na pewno nie chodzi o to, że Jugosławia była akurat mała i osamotniona, więc idealnie nadawała się do pokazu bohaterstwa, a Rosja jest duża i silna, więc bohaterstwo musi poczekać na lepszą okazję.

Dodajmy, że jedną z okoliczności, które ściągnęły na Ukrainę taki gniew Putina, były buńczuczne wypowiedzi ze strony państw NATO, że jak sobie będą chciały, to sobie Ukrainę przyjmą. Pyskować było komu, a jak teraz za to pyskowanie obrywa Ukraina, to rozkładamy ręce i mówimy, że jednak członkiem nie jest…

Tyle są warte te wszystkie wzniosłe farmazony o prawach człowieka, które Unia wypisuje w kolejnych rezolucjach. Zawsze pierwsi do pouczania płomienni szafarze praworządności, teraz bezczynnie obserwują, jak za oknem mordują przyjaciela. Niemieckie owczarki, które głośno szczekały zza płotu, teraz chowają ogon pod siebie, gdy tylko zobaczyły sąsiada z nożem w zębach. Zwłaszcza tego sąsiada od rury, z którym niedawno Niemcy zbijali sobie piątkę na dnie Bałtyku.

Rządy po raz kolejny nie zdają egzaminu i dają się złapać w kalesonach. Tak jak na początku pandemii dowiedzieliśmy się, że sami sobie mamy szyć maski, tak teraz sami sobie możemy prowadzić cyber-ataki na Rosję (do czego zresztą zachęcam: [2]). Jak to jest, że grupa Anonymous potrafi Putinowi sprawić więcej kłopotu niż wielcy sprzymierzeńcy z miliardowymi budżetami ?


Co będzie dalej ? Nic wesołego nie przychodzi mi do głowy.


Rosja ewidentnie poszła na wojnę z Zachodem, co siłą rzeczy skazuje ją na sojusz z Chinami. W obliczu potencjalnego przyszłego konfliktu o hegemonię poszerzanie się Rosji w naszą stronę uczyni nas państwem frontowym i strefą zgniotu w tym konflikcie. Zniknięcie Ukrainy może spowodować nasze zniknięcie w przyszłości.

Pamiętajmy, że w układzie Rosja-Chiny, to Rosja jest mniejszym partnerem, zagrożonym wasalizacją i presją ludnościową, w dodatku obróconym do Chin swoimi bezludnymi syberyjskimi plecami, w które ledwo potrafi się podrapać. Dlatego Rosja próbuje się pospiesznie lewarować nowymi zdobyczami, zuchwałością i determinacją, żeby w przyszłym sojuszu mieć więcej do powiedzenia — albo żeby drożej sprzedać swoje przejście na stronę USA.

Początkowo sądziłem, że Rosja zajmie Ukrainę w całości po to, żeby mieć z czego schodzić w późniejszych negocjacjach. W zamian za zdjęcie sankcyj wycofałaby się więc z Kijowa, zachowując już bez żadnych konsekwencyj Donbas i Krym. Bo przecież mając możliwość uwolnić dzięki ustępstwom chociaż część Ukrainy, grzechem byłoby tego nie zrobić, prawda ?

Z drugiej strony przeciek rosyjskiego oświadczenia po spodziewanym triumfie [3] wskazuje jednak na to, że ten wariat z Kremla naprawdę chce tę całą Ukrainę połknąć. Oznacza to, że będziemy sąsiadować z ruskimi na całej wschodniej granicy. A z drugiej strony sytuacja na zachodniej Ukrainie może przypominać jeden wielki Kraj Basków, gdzie latami będzie się tliła partyzantka, czego efekty mogą być odczuwalne również po naszej stronie. Będzie to też znaczyło, że uchodźcy, którzy do nas przybywają, mogą tu zostać na stałe, bo nie będą mieli do czego wracać.

O ile można było rozbiorowi Ukrainy zapobiec, o tyle odwrócić to co się stało będzie już cholernie trudno. „Trudno” ze wskazaniem na „niemożliwe”. Jeśli pozwoliliśmy, żeby Rosja położyła łapę na Doniecku, Ługańsku, a wkrótce może także na Kijowie, to od tego momentu próba zabrania jej tego będzie groziła odwetem nuklearnym. A skoro Zachód wystraszył się karabinów i czołgów, to o wygraniu tej nuklearnej zabawy w cykora nie ma nawet co mówić. Dlatego trzeba założyć, że to co Rosja teraz weźmie, weźmie już na zawsze. Dlatego tak koszmarnym błędem było dopuszczenie do tego, że noga ruskiego żołdaka stanęła tak daleko. Dużo więcej ludzi zginie przez to w przyszłości niż gdybyśmy obronili Ukrainę teraz.

(Poniżej fragment wywiadu nagranego 36 godzin przed inwazją)


P.S. Czy lewica zaprotestowała już przeciw naruszeniu równouprawnienia płci na granicy — czy może fakt że mężczyźni w wieku 18-65 nie mogą uciekać przed wojną nie stanowi takiego problemu jak brak parytetów w zarządach spółek ?

--------------------------------------

Ode mnie.

Indywidualna pomoc Ukraińcom jest godna polecenia i pochwały, natomiast rząd powinien działać w sposób przemyślany i mieć na uwadze bezpieczeństwo państwa. Spontan jest dobry jeżeli go uprawia piko czy inny kowalski.

Grzegorz Braun:

"Krótka relacja reporterki z Przemyśla po przyjeździe pociągu z Ukrainy ujawnia brutalną prawdę. Przywieziono właśnie mnóstwo osób z krajów trzeciego świata. Kamera próbowała wypatrywać dzieci, ale w tle ciągle ludzie o ciemnym kolorze skóry. Jak pilnujecie granic??
Kiedy parę dni temu sprzeciwiałem się otwieraniu Polski na przestrzał, na uchodźców/nachodźców, wówczas odpowiedzią było potępieńcze wycie trolli, niekończący się festiwal świętych oburzeń i rytualnych potępień - teraz, jak widzę, zaczyna się festiwal wielkich zdziwień...".

image


Konrad Berkowicz:

Niewielka, ale zauważalna część komentatorów pod moim wpisem o niepokojącej sytuacji na granicy stwierdziło, że szukam dziury w całym. Zacytuję więc Gazetę Wyborczą. Tacy politycznie poprawni pewnie wolą wierzyć jej, a tu akurat pisze prawdę (byłem, widziałem):
„W poniedziałek na przejściu granicznym w Medyce Ukraińców uciekających przed wojną było niewielu. Prawie sami Pakistańczycy, Irańczycy i obywatele Maroka. Każdy mówi, że studiuje, choć język angielski i rosyjski znają szczątkowo. Wiele grup mężczyzn rozpoznawało się w tłumie.”.

image

piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka