Po studiach załapałem się do SPRu (Szkoła Podchorążych Rezerwy) by wypełnić zaszczytny obowiązek wobec ojczyzny. Niestety wcześniej zlikwidowano SOR (Szkoła Oficerów Rezerwy) więc po roku służby dochrapałem się tylko stopnia sierżanta podchorążego a nie np. pporucznika. Trudno - już nie rozpaczam z tego powodu.
Kiedyś opiszę jak to było w Jednostce Łączności w Zegrzu bo to ciekawe historie, natomiast teraz o sprawach "osobniczych".
Ponieważ zawsze lubiłem analizować ludzkie zachowania, SPR był świetnym poligonem do obserwacji i wyciągania wniosków. Jak wiadomo wojsko jest instytucją gdzie się nie dyskutuje tylko wykonuje rozkazy, gdzie obowiązuje dyscyplina i regulaminy. Świeżego podchorążego należy więc w krótkim czasie odpowiednio wytresować, co wydawałoby się zadaniem dosyć trudnym, bo to niby osobnik po studiach z jakimś wykształceniem, wiedzą i może nawet ukształtowaną hierarchią wartości. Poza tym przyzwyczajony do swobody, lekko rozmemłany i nieodpowiedzialny. Jak się okazało zadanie nie było specjalnie skomplikowane, powiedziałbym nawet że proste. Trzeba było mieć tylko odpowiednie narzędzia.
Na takiego podchorążego przełożeni mieli marchewkę pod tytułem PRZEPUSTKA i kij pod tytułem BRAK PRZEPUSTKI. Za jakieś poważne wykroczenia (np. nie podpisanie roty przysięgi) można było jeszcze trafić do np. Orzysza. PRZEPUSTKA jest świetną nagrodą bo nikt normalny nie lubi być pozbawiony na dłużej NORMALNOŚCI a zwłaszcza młodzi chłopcy kontaktu z młodą kobietą. Chęć wyrwania się na zewnątrz "systemu" często powodowała, że z normalnego kolegi wyłaziła zwykła świnia.
I tu mamy kolejne bardzo ważne narzędzie - PODPIERDALANIE. Sorki za słowo ale ono najlepiej oddaje istotę sprawy. Podpierdalanie służyło do ZAPUNKTOWANIA u przełożonego, czasami do zrzucenie z siebie odpowiedzialności (to on, nie ja).
Kolejnym narzędziem jest KRZYK. Do czasu pobytu w wojsku nie zdawałem sobie sprawy jaki wpływ na podporządkowanie ma rozkaz czy nagana wydana podniesionym głosem przez przełożonego, bez możliwości jakiejkolwiek polemiki. Zresztą ta metoda stosowana jest z powodzeniem nie tylko w wojsku ale na przykład na różnych zabraniach zarządów.
Ważne jest również zajęcie odpowiedniego MIEJSCA W GRUPIE. Najwyższe mieli pisarze kompanijni a najniższe tzw. pierdoły kompanijne. Pisarzy z reguły było dwóch a pierdoł mogło być więcej i mieli przechlapane. W służbie zasadniczej kadra nie walczyła z falą a nawet ją aprobowała jako element samoregulacji (czasami z tragicznymi skutkami) w społeczności żołnierzy.
Pobyt w wojsku dzielił się na trzy okresy - 3 miesiące intensywnego szkolenia, wdrażanie dyscypliny, "urabianie" człowieka, przysięga, 3 miesiące "szkolenie rzemiosła wojskowego" w konkretnej specjalności (łączność kablowa, radiowa, itp) i kolejne 6 miesięcy zmiana jednostki i nabywanie doświadczenia dowódczego.
Niektórzy mówią, że rok w wojsku to strata czasu. Ciekawi mnie co oni w ciągu tego roku osiągnęli na drodze życiowej, czego by nie mogli osiągnąć "tracąc" ten rok? Ja na żywo zobaczyłem jak może się zachowywać człowiek, który znajdzie się w nienaturalnych warunkach (presja, dyscyplina, rygory, zamknięcie, pewnego rodzaju indoktrynacja). Wydawałoby się, że ludzie z wyższym wykształceniem kierują się, lub chociaż próbują, etyką. A to guzik prawda. Wykształcenie nie ma nic do rzeczy. Obserwowałem różne nieetyczne metody uzyskiwania przywilejów przez facetów, których bym o to w cywilu nie podejrzewał.
Jeszcze inna ciekawa obserwacja - im większy mózgowiec, tym głupszy, bezrefleksyjny. W kompanii mieliśmy podchorążego, który tuż przed trafieniem do SPRu otworzył przewód doktorski (jeżeli dobrze pamiętam fizyka). I ten człowiek wykonywał dokładnie bez zastanowienia i mrugnięcia okiem to co mu kazano. Jakby dostał polecenie żeby ostrymi walić w ludzi to by walił. Nie było w tym człowieku kszty zdrowego rozsądku - tak powiedzieli to tak robił i już.
Czas na podsumowanie.
Szanowni czytacze, czy opisane obserwacje nie przypominają wam czegoś czego doświadczamy?
Czy tzw. pandemia nie wydobywa z ludzi najgorszych cech? Czy stosowane metody nie przypominają w niektórych rozwiązaniach metod opisanych powyżej? Czy czasem nie jesteśmy już w sytuacji, że ludzie przestali widzieć, że są za "drutami"?
Wygląda, że na własne oczy możemy obserwować, jak rodzi się i umacnia poparcie dla zamordyzmu i segregacji.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo