Czytam sobie różne komentarze dotyczące tej parodii ataku na Syrię i coraz bardziej zaczynam przychylać się ku tezie, że Trump zrealizował ten "atak" na zasadzie "na odwal się" aby zaspokoić żądania swoich wewnętrznych nieprzyjaciół, mających jednak na niego wpływ. Uniknięcie jakiegokolwiek drażnienia Rosjan, którzy o wszystkim byli uprzedzeni o tym również świadczy. Cały świat zdaje się widzieć, że w tym, co się dzieje w Syrii widoczne są ślady krwawej wojny toczącej się w Waszyngtonie, wojny w której jest kilka sztabów nawiązujących i zrywających wciąż sojusze w walce o dominację.
Trump zdaje się realizować, z ogromnymi trudnościami, swój plan skupienia się na odbudowie tkanki przemysłowej państwa, co wymaga pewnego izolacjonizmu i protekcjonizmu. Jego wrogami są GAFA (Google, Amazon, Facebook, Apple) oraz wszyscy producenci, którzy przenieśli wszystkie swoje fabryki do Azji (tacy jak np. Nike), dla których takie plany są nie do przyjęcia. Mają obecnie po swojej stronie blok kapitalizmu finansowego, dla którego wszelkie ograniczenia są śmiertelnym niebezpieczeństwem, a tkanka przemysłowa państwa ich nie interesuje, bo żyją ze spekulacji finansowy, a nie z produkcji. To oni są motorem napędowym środowisk liberalnych, które finansowały kampanię Clinton, a wcześniej Obamy.
Trump ma po swojej stronie kapitalistów "klasycznych", którzy żyją z produkcji i sprzedaży realnych dóbr oraz małe i średnie banki, które w mniejszym stopniu angażują się na giełdzie, w większym zaś stopniu żyją z finansowania działalności "klasycznych kapitalistów i ich klientów".
Osobną grupą są środowiska grawitujące wokół Pentagonu, dla których (wbrew pozorom) wojna wcale nie jest zawsze zjawiskiem korzystnym, gdyż żyją one z monstrualnych i ciągłych nadużyć związanych z kolejnymi projektami nowych broni, których budżety wręcz eksplodują, a szczątki tych eksplozji lądują w ich kieszeniach.
No i jest tzw "kompleks militarno-przemysłowy", który mógłby korzystać z wojny, ale "pasie się" również w czasach pokojowych, pod warunkiem, że sytuacja na świecie jest wystarczająco niestabilna.
A po środku jest Trump, który usiłuje się w tej gromadce jakoś utrzymać, nie dać się pożreć i dotrwać do kolejnych wyborów, po czym je wygrać.
Mój opis jest oczywiście absolutnie prostacki, nie uwzględnia szeregu czynników, ale pokazuje (albo SUGERUJE) to, co dzieje się w USA. Albo przynajmniej jak to wszystko mi się wydaje - choć nie sądzę, bym się jakoś zdecydowanie mylił.
Sytuacja tam jest taka jak w Polsce. U władzy jest facet, który ma ideę (abstrahując kompletnie od tego czy słuszną, czy nie) i chce ją zrealizować. Wokół niego jest opozycja...
Tylko...
Tylko, w odróżnieniu od Polski, tamtejsza opozycja jest silna i jest w stanie naprawdę temu facetowi szkodzić. To nie są polscy totalniacy!
Trump musi liczyć się ze swoim PO próbując w każdym momencie wspierać dyskretnie swoją .Nowoczesną w jej konkurencyjnych działaniach wobec swojego PO, nie zapominając o rzuceniu (bardzo ostrożnie) jakiegoś ochłapu swojemu Kukizowi, zwracając uwagę na głos swojego PSL. Jednocześnie hoduje (przycinając wszystkie zbyt mocne pędy) swoje SLD grożąc, że w każdym momencie może przestać je przycinać.
Kaczyński ma jednak drogę usłaną różami.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo