Oczywiście nikt nas o zdanie nie będzie pytał, i gdy Izrael (oficjalnie USA) sobie tego zażyczy, to polscy żołnierze pojadą, by wziąć udział w napaści na Syrię. Warto jednak mieć świadomość, że tym razem nie będą oni walczyli po stronie "good guys", tylko po tej drugiej. Tak jak w Iraku.
Nie mamy NIC do wygrania wplątując się w nadchodzącą wojnę, natomiast jako jedno wielkie pole bitwy mamy wszystko do stracenia. Bo gdy ta wojna rozleje się z Syrii na okolicę, to się będzie odbywać tutaj. Nie w Minnesocie, Michigan, Delaware czy na stepach pod Kurskiem, albo na Syberii. Tutaj. W Polsce.
Bo to w Polsce jest idealne miejsce dla obu stron, by rozegrać tę wojnę, zbadać skuteczność najnowszych rakiet balistycznych latających z dziesięciokrotną szybkością dźwięku oraz najnowszych systemów antyrakietowych, po czym na skorupie zamienionej bombami atomowymi w szkło żyznej ziemi, którą kiedyś nazywano Mazowszem podpisać układ pokojowy i ogłosić, że Polska od teraz staje się światowym pomnikiem mającym przypominać wszystkim, jak strasznie zła jest wojna. A potem będą tu przyjeżdżały dzieci z Kent, Lazurowego Wybrzeża i Kalifornii, by zobaczyć do czego może doprowadzić ludzkie szaleństwo... "Patrzcie, tu kiedyś stało miasto, Warszawa, kilkadziesiąt lat temu odbudowane z ruin dziś jest szklaną górą."
Nie wierzę w to, że takie moje pisanie ma jakąkolwiek siłę sprawczą. Uważam jednak, że lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć.
Pochodzę z pokolenia, które zostało wychowane w przekonaniu, że Polska i Polacy zawsze prowadzili słuszną politykę walki o wolność, i że zawsze staliśmy jako naród po stronie DOBRA. Wspomnienia polskiego udziału w grabieżczych wojnach Napoleona udało się nam jakoś przetrawić, wielu uważa też, że udział w napaści na Irak może być przyczyną do dumy. Spróbujmy więc może jednak spojrzeć na rzeczywistość taką, jaka jest. Skoro inni mogą, nawet w USA...