Sytuacja jest taka - Unia Europejska (przynajmniej strefa euro) trzeszczy w posadach. Efekty marcowych wyborów we Włoszech mogą spowodować niezłe zawirowania w całej Unii, w której nie dzieje się dobrze. Całkiem otwarcie wiadomo (powiedział to prezydent Macron), że nastawienie do Unii jest u większości ludzi niechętne.
Sytuacja jest wciąż katastrofalna w Grecji, tyle, że mniej się o tym mówi, bo wszyscy się przyzwyczaili. Sytuacja jest bardzo zła w Niemczech (zła dla Niemiec, ale i dla Unii) bo powstała tam koalicja rządowa, która jest najprawdopodobniej otwarciem drogi do powstania w stosunkowo niedługim czasie kolejnej koalicji, tyle, że z AfD, partią otwarcie antyunijną.
Sprawa Katalonii wciąż nie jest rozwiązana, a u bram UE stoi rządzona przez gangsterów Turcja, przebiera nogami i coraz bardziej nachalnie puka. Turcja, która ustami swojego ministra spraw zagranicznych potrafi grozić premierowi Grecji, że mu ręce i nogi połamie jak spróbuje oficjalnie przyłączyć do Grecji jakieś nic nieznaczące wysepki na Morzu Egejskim.
Projekt Unii Europejskiej okazał się fiaskiem i się sypie. Może się jeszcze sypać całymi latami, ale może też upaść z hukiem i nagle. Wiadomo jednak, że przetrwać nie może, bo zwyczajnie nie ma takiej woli u większości ludzi.
W tym czasie na wschodzie mamy Ukrainę, która logicznie i już całkiem otwarcie idzie w kierunku skrajnego nacjonalizmu, czyli tego, czego zdaniem kompletnie zaślepionych komentatorów w ogóle tam nie ma. (Przypomnijcie sobie relacje Dawida Wildsteina czy Piotra Kościńskiego sprzed trzech lat...). Pojawiają się (absurdalne na szczęście) groźby rewolucji ukraińskiej w Polsce siłami miliona Ukraińców, którzy u nas mieszkają, a władze Ukrainy otwarcie i jednoznacznie deklarują się przeciwko interesom polskim w awanturze z Izraelem.
Do tego dochodzi już w zasadzie otwarty konflikt Turcji z USA, szczególnie w Syrii, gdzie armia turecka walczy z finansowanymi, szkolonymi i wyposażonymi przez USA Kurdami, a robi to za przyzwoleniem Rosji (oraz wymuszoną przez Moskwę biernością Damaszku). Warto przypomnieć, że Turcja jest kluczowym ogniwem w NATO, a jej polityka wskazuje, że wydaje się być najsłabszym z ogniw. Tyle, że najsłabszym ogniwem mającym gigantyczną armię, silniejszą od dowolnej armii innego państwa NATO poza USA.
Zastanawiam się, czy nasze władze mają opracowane jakieś scenariusze na najbliższe miesiące i lata.
Czy wiadomo w jakim kierunku poprowadzą nasze państwo gdy nastąpi rozpad strefy euro, albo rozpad Unii Europejskiej?
Czy jesteśmy gotowi na wsparcie ludności polskiej na Ukrainie, gdyby nazistowskie i upowskie szaleństwo doszło tam tak daleko, że rozpoczęłyby się prześladowania? Myślicie że to niemożliwe? A kto im zabroni? Kto ich powstrzyma, skoro bez mrugnięcia okiem bombardują swoją własną ludność cywilną w Doniecku? Przecież jak Ukraina będzie się rozpadać, a jest na najlepszej do tego drodze, to będzie się to odbywało etapami, zapewne krwawymi.
Czy jest jakiś plan na okoliczność załamania się gospodarki Niemiec, która jest nastawiona na produkcję dóbr z najwyższej półki, najwyższej jakości i bardzo drogich, co może okazać się całkowicie nieoptymalne w razie globalnego kryzysu. W przypadku faktycznego dojścia AfD do władzy, nawet w koalicji, możemy mieć też pewność, że nie będą się z nami patyczkować - wepchną nam swoich nadmiarowych uchodźców wykopując ich od siebie i zamykając drzwi na klucz. Czy ktoś o tym w ogóle myśli? Zastanawia się nad tym?
Czy w ogóle jest jakiś plan na okoliczność znaczącej zmiany układu sił (politycznych, gospodarczych, ludnościowych...)? Czy w ogóle jest JAKIŚ plan poza realizacją pomysłów prezesa na ratowanie norek i innych uroczych zwierzątek, oraz kompletnie chaotycznego reagowania na nagłe wydarzenia w polityce zagranicznej, do których jesteśmy kompletnie nieprzygotowani, bo wciąż okazuje się, że polscy politycy wierzą w PRZYJAŹŃ w polityce?
Uczciwie mówiąc nie mam pojęcia. Być może jakieś plany są, ale to, co widzimy na co dzień na to nie wskazuje. Wszystko wskazuje natomiast na to, że władza jest co raz zaskakiwana wydarzeniami, które MOŻNA było przewidzieć, gdyby w Polsce prowadzona była polityka POWAŻNA.
Stawiam na to, że ŻADNYCH długofalowych planów nie ma. Jak zwykle stawia się na to, że jakoś to będzie. Nie ma żadnych planów na okoliczność nagłych zmian w naszym otoczeniu geopolitycznym. Jesteśmy jak dzieci we mgle. Ostatecznie liczymy na to, że Waszyngton powie nam co robić, tyle, że w tej mgle może się okazać, że amerykański tatuś może przypadkiem (albo świadomie) puścić naszą rączkę.
Inne tematy w dziale Polityka