Jesteśmy zalewani informacjami o licznych wykroczeniach i przestępstwach dokonywanych już teraz masowo przez nachodźców w różnych miejscach w Europie, najczęściej we Francji, w Niemczech, w Szwecji, ale przecież też i w Szwajcarii. Mamy wrażenie, w pełni uzasadnione, że jesteśmy ofiarami wrogiego najazdu, przed którym ci, którzy powinni nas bronić nie bronią nas.
Z Polski patrzymy na te informacje na szczęście nieco z oddali, choć coraz częściej dotyczą one i nas, jak to miało miejsce w przypadku zamachu w Berlinie czy powtarzających się agresji wobec polskich kierowców TIRów nad brzegiem Kanału La Manche. Mamy wrażenie, że zaczynają pękać fundamenty społeczeństw zachodnich. Czytamy i słyszymy powtarzane to tu, to tam opinie o ich upadku. Dzięki swobodzie podróżowania, dzięki temu, że miliony Polaków poznało prawdziwe życie na zachód od Odry, coraz więcej ludzi przestaje być zapatrzonych w Zachód jak w obrazek święty, jak w ideał, do którego trzeba dążyć. Coraz częściej ludzie mówią, ze cieszą się, że żyją w Polsce.
Czy sytuacja jest faktycznie aż tak tragiczna? Czy mamy faktycznie do czynienia z "wymianą populacji", czy Niemcy, albo Francja rzeczywiście przekształcają się w "emiraty", jak to niektórzy głoszą?
Po to, by ocenić jak naprawdę wygląda sytuacja należałoby dogłębnie poznać jej przyczyny. Trzeba byłoby wiedzieć CZEMU jesteśmy przedmiotem najazdu, czemu władze poszczególnych państw ten najazd wspierają, bo chyba oczywistym jest dla każdego, że bez wsparcia problem byłby o wiele mniejszy. Jednak muszę uczciwie powiedzieć, że choć zapoznałem się z całym szeregiem bardziej i mniej szalonych teorii na ten temat, wciąż nie mam własnej opinii. Nie wiem czemu państwa Zachodnie masowo starają się popełnić samobójstwo - bo przecież tak to właśnie wygląda.
Jednakże bez dogłębnej analizy przyczyn można jednak przedstawić pewne wnioski, które się nasuwają, gdy się chłodnym okiem przyjrzeć całej sytuacji.
Czy grozi nam wymiana populacji?
Patrząc na najazd nachodźców odnosimy wrażenie, że zalewa nas wroga nam masa realizująca jednorodny cel, ale co najważniejsze, masa, która jest SPÓJNA w swoich islamskich fundamentach. Nic bardziej mylnego! Sądzę, że w chwili obecnej nie jesteśmy na tym etapie. Nie grozi nam jeszcze wymiana populacji, nie grozi nam jeszcze powstawanie "emiratów".
Ludzie, którzy do nas (to znaczy do Europy zachodniej) przybywają przestają być GŁÓWNIE muzułmanami. To obecnie w dużej części przybysze z Azji Południowo Wschodniej jak również (a raczej przede wszystkim) z Afryki Subsaharyjskiej, wśród których są oczywiście muzułmanie, ale i chrześcijanie, i animiści.
I, co najważniejsze, należy jednoznacznie podkreślić, że nie są to w żadnym razie populacje jednorodne pod jakimkolwiek względem. Ci ludzie przywożą do Europy swoje konflikty z sąsiadami, co przekłada się potem na gigantyczne problemy, jakie władze państw, do których przybywają, mają z rozdzieleniem nienawidzących się nawzajem społeczności. Nienawidzących się ŚMIERTELNIE - ci ludzie zabijają się nawzajem w różnych obozach przejściowych za sam fakt pochodzenia z tej, czy innej wioski w Afryce, czy Azji. Ci ludzie nie są w stanie samodzielnie utworzyć żadnych POZYTYWNYCH społecznie struktur, nawet na najniższym poziomie, nie mówiąc o zakładaniu "emiratów". Przechodzą natomiast naturalnie we władanie różnej maści gangsterskiej hołoty, lub sami zaczynają ją tworzyć wykorzystując kolejnych przybywających nachodźców wysyłanych tu przez Morze Śródziemne. Widać to dobrze szczególnie w Szwecji, gdzie całe dzielnice przejmowane są we władanie wcale nie żadnych imamów, tylko zwyczajnych gangsterów.
Patrzymy na nachodźców jak na jakąś spójną masę, jak na najeźdźców takich, jak za czasów Czengis-Chana. Sprawnie dowodzonych, działających w doskonale kierowanych strukturach, idących do tego samego celu. Gdyby jednak tak było, to nie byłoby dziś wciąż powracających pytań: "DLACZEGO? O CO CHODZI? KTO TO ORGANIZUJE I PO CO?" na które nie znajdujemy odpowiedzi.
Jesteśmy przedmiotem najazdu niezorganizowanego, co wcale nie oznacza, że niegroźnego. Warto jednak mieć pełną świadomość tego, co się dzieje, by nie obracać się jedynie w świecie wyobrażeń. Nachodźcy są dla nas oczywiście pewnym zagrożeniem, lecz wciąż jest to zagrożenie stosunkowo niewielkie. Wyobrażam sobie, że ludzie żyjący na przedmieściach Paryża, czy w niektórych jego dzielnicach, albo w niektórych dzielnicach Malmö zupełnie inaczej to widzą, ale to kwestia efektu skali.
Gdy przyjrzeć się surowym danym, to w Unii Europejskiej mieszka 500 milionów ludzi. Przybycie tutaj 5 czy nawet 10 milionów nachodźców to tylko dodatkowy 1 czy 2%. Nie jest to w stanie doprowadzić do wymiany populacji. Przypomnijmy, że w II RP Polacy stanowili niecałe 70% populacji co zupełnie nie zmieniało faktu, że Polska była państwem Polaków, a język polski był językiem urzędowym. 8 procent Żydów czy 14% Ukraińców nie spowodowało, że Polska przestała być państwem katolickim.
Nachodźcy przybywający do Europy nie realizują sterowanego z góry planu. Pojawiają się tu po prostu są wierząc, w przytłaczającej większości, że czeka tu na nich niebywały dobrobyt, a ogromna część problemów jakie sprawiają wynika z faktu, że nie znajdują tu tego, czego oczekiwali.
Nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma zagrożenia. Uważam jednak, że realnym zagrożeniem nie są nachodźcy, lecz my sami.
Świadomość nadchodzącego kryzysu gospodarczego jest coraz bardziej powszechna. Nie ma raczej wątpliwości, że obecny system finansowy, a co za tym idzie gospodarczy, świata stoi na skraju załamania, a utrzymywany jest jedynie przez masowe zadłużanie, podtrzymywanie minimalnych stóp procentowych i pompowanie miliardów dolarów, euro, jenów i funtów w system giełdowy. To raczej nie będzie mogło trwać wiecznie i w pewnym momencie system się załamie. Tym razem nie będzie już jednak możliwości zatrzymania lawinowego upadku jego całości tak jak po 2008 roku zrobiono to obniżając stopy procentowe i pompując puste pieniądze w system. Tym razem zapewne wydarzy się wielka katastrofa.
Obawiam się, że w pewnym momencie, właśnie na przykład związanym z taką katastrofą finansowo-gospodarczą - takich momentów raczej nie daje się przewidzieć, ani nawet skutecznie sprowokować - stanie się coś, co spowoduje bunt białych Europejczyków. Że nagle sytuacja się odwróci, że nagle zaczną masowo płonąć ośrodki dla nachodźców, że "dżungla" w Calais zostanie spalona, a kierowcy TIRów zamiast hamować przed wybiegającymi na autostradę kandydatami do przeprawy przez Kanał zaczną przyspieszać.
Wyobrażam sobie, że może się to zacząć dziać przy pasywności policji, której dziś władze wiążą ręce w sprawach związanych ze ściganiem przestępstw popełnianych przez migrantów, doprowadzając do ogromnego wzrostu niezadowolenia w szeregach stróżów prawa. Niewiele potrzeba - pamiętajmy, że cywilizacja opiera się na dziewięciu posiłkach i tak naprawdę tylko na nich. Gdy przez trzy kolejne dni ludzie nie dostaną trzech kolejnych posiłków wówczas pęka cienka wciąż otoczka ludzkiej natury zwana cywilizacją i wyłazi prawdziwa natura drapieżcy. W razie pojawienia się prawdziwego kryzysu pierwszą, najprostszą jego przyczyną stanie się imigrant, który przybył tu, do Europy by odebrać nam pracę i chleb.
Jednym słowem wyobrażam sobie, że w Europie, wbrew temu, czym straszą nas różni publicyści, może raczej dojść do masowych pogromów, które przeprowadzą biali, rodowici Europejczycy. I wcale nie musi się to odbywać w formie jakiejś wojny domowej, bo wśród ofiar nie ma żadnej jedności i raczej nigdy nie będzie. Przybywając tutaj przywieźli oni ze sobą swoje lokalne nienawiści i konflikty, które wcale nie znikają, a wręcz zaostrzają się będąc swoistym spoiwem ich wspólnot. Wyobrażam sobie pogromy, wypędzanie populacji imigrantów, tworzenie gett, obozów, masowych mordów (czemu nie?)... Ludzka wyobraźnia w kwestiach okrucieństwa nie zna granic.
To oczywiście nie oznacza, że nie ma się czego bać. W ostatecznym rozrachunku nie ma wielkiego znaczenia to, czy to my (biali Europejczycy) będziemy prześladowani, czy też będziemy prześladować - obawiam się, że gdy w wyniku tąpnięcia gospodarczego wyzwolony zostanie demon nienawiści, to bez względu na to, kto komu będzie gardła podrzynał, nikt nie wyjdzie z tego cały. Jeśli nie w kwestiach fizycznych, to z pewnością moralnych, etycznych.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo