Posłuchałem sobie, jak co tydzień, Gadowskiego. Lubię go słuchać. Ujął mnie, gdy kiedyś, dwa czy trzy lata temu sformułował myśl, którą podzielam w całości, ale której nie potrafiłem wówczas zwerbalizować. Powiedział mianowicie, że prawdziwa, patriotyczna myśl państwowotwórcza powinna oprzeć się najpierw na założeniu, że nie odnosimy się do USA, Rosji czy Niemiec. Że najpierw zastanawiamy się nad tym, jak powinna się budować Polska, jakie są kierunki, w których powinna się rozwijać, a istnienie i działania państw ościennych, czy innych, z którymi mamy stosunki powinny być traktowane jedynie jako elementy układanki, a nie jej fundament. Gdy zostało to już wypowiedziane, to wydaje się to nieomalże banalne, jednak najpierw ktoś musiał to wypowiedzieć. Gadowski to zrobił.
Ale nie to jest tematem mojej refleksji w tym momencie. Myślę o tym, co Gadowski robi obecnie. Otóż korzystając z Facebooka, Twittera i youtube informuje on opinię publiczną o swoich działaniach jako dziennikarza śledczego. Zwraca uwagę na nieprawidłowości, na to, że czy to w jakimś mieście, czy w jakimś urzędzie są różne nieprawidłowości. Krytykuje partyjniactwo, piętnuje przekręty. I okazuje się, że czasami to działa. Prowokuje to w każdym razie reakcje zainteresowanych.
Powstaje pytanie: DLACZEGO?
Pierwszą, taką najbardziej naturalną odpowiedzią będzie dla niektórych stwierdzenie "...bo opinia publiczna...". Tylko, że jeśli chcemy tak odpowiedzieć, to powinniśmy sobie zadać pytanie: CZYM JEST "opinia publiczna"? Dla ludzi wierzących w istnienie tego tworu odpowiedź będzie prosta: to my, zwykli, szarzy zjadacze chleba, wyborcy, to my, lud, w którego rękach jest prawdziwa władza.
Tylko, że to zwyczajnie nieprawda.
Oczywistym chyba dla każdego jest, że władza nie jest w rękach żadnego ludu. Władza w Polsce jest w rękach kast partyjnych, służb specjalnych, odpowiednich ambasad, przedstawicieli światowych koncernów zainteresowanych Polską i kilku najbogatszych ludzi, przy czym te kategorie na siebie nachodzą. Lud ma co najwyżej możliwość wskazania w wyborach która partyjna kasta ma tworzyć rząd, ale poza tym nie ma żadnego realnego wpływu na władzę. Lud w zasadzie nie ma wpływu na nic.
Niektórzy mogą chcieć udowadniać, że "opinii publicznej" należy się przypodobać, bo właśnie to ona decyduje o wynikach wyborów, ale przecież i to jest w zasadzie bez większego znaczenia, bo największe znaczenie ma dobry PiaR i kontrola mediów. To, czy jakiś dziennikarz śledczy ujawni jakieś nieprawidłowości czy przekręty jest w zasadzie bez znaczenia, bo w obecnej sytuacji pełnej polaryzacji postaw żadne ujawnienie niczego nie zmieni. Dominuje zasada: A U WAS BIJĄ MURZYNÓW i za każdym razem gdy ujawniane jest coś paskudnego, czego dokonała, czy dokonuje któraś z politycznych opcji odpowiedzią jest pokazanie, że ta druga opcja robiła to samo, tylko jeszcze bardziej. I nikogo do niczego to nie przekonuje i nikomu nie zmienia to opinii.
Wspaniały tego przykład mieliśmy ostatnio przy historii nieszczęśnika-samobójcy, który spalił się z przyczyn politycznych: jedni rzucili się do budowania mu ołtarza robiąc z niego świętego, a drudzy wytykali im obłudę przypominając, że gdy inny nieszczęśnik się spalił tyle, że w proteście przeciwko władzy innej opcji, to mu ołtarza nie budowali. I NIKT nie zmienił zdania tylko pogłębiła się odrobinkę przepaść między dwoma plemionami.
"Opinia publiczna" nie istnieje. I jedna i druga strona usilnie próbują wzbudzać święte oburzenie przytaczając przykłady nieprawidłowości i przekrętów przeciwnika, ale owo oburzenie wzbudzane jest jedynie w szeregach własnych zwolenników, więc ma co najwyżej działanie zapobiegawcze, utrzymuje zwartość własnych szeregów. Gdy wytykają Szyszce, że chce wyciąć w pień Puszczę Białowieską albo wystrzelać wszystkie łosie to robią to po to, żeby powstrzymać wykruszanie się elektoratu. Gdy walą w Hannę Gronkiewicz Waltz (vel Bufetową) pokazując przekręty mające miejsce pod jej nosem, to po to, by utwierdzić swoich w przekonaniu, że odpowiednio głosowali. Natomiast żadne odwołania do "opinii publicznej" nie zwiększają ani nie zmniejszają procentów - gwałtowny skok notowań Kaczyńskiego ma u swych źródeł raczej program 500+ niż ujawnienie umoczenia Komorowskiego w gierki Wojskowych Służb Informacyjnych czy udowodnienie, że Wałęsa był kapusiem.
Czemu więc próbuje się dezawuować dziennikarzy śledczych? Czemu montowano całe nieprawdopodobne góry kłamstw żeby pozbawić wiarygodności Wojciecha Sumlińskiego, czemu co raz pojawiają się różne "ciekawostki" mające uderzać w Gadowskiego? Stawiam na to, że to z rozpędu, z wiary w to, że jednak coś takiego jak "opinia publiczna" jednak istnieje. Że jeśli ujawni się taki, czy inny przekręt, to ludzie wyjdą na ulicę i obalą władzę - czy to centralną, czy lokalną, albo że w ogóle COŚ zrobią.
Wojciech Sumliński ujawniał różne czarne sprawki Bronisława Komorowskiego. Piotr Wielgucki vel Matka Kurka ujawnił mechanizmy bogacenia się Jerzego Owsiaka na pieniądzach z WOŚP. I co? I nic! A jednak Komorowski wytoczył działa przeciwko Sumlińskiemu, a Owsiak przeciwko Wielguckiemu, chociaż popularności i jednego i drugiego, jak się okazało, nic nie groziło.
Nie ma tak naprawdę żadnej "opinii publicznej". Pojęcie to funkcjonuje i będzie funkcjonować tak długo, jak ludzie będą wierzyli, że opisuje coś faktycznie istniejącego. Funkcjonuje i będzie funkcjonować szczątkowo gdy ktoś mówi "Polacy są przeciwni temu, Polacy są zwolennikami tego", ale przecież każdy doskonale zdaje sobie sprawę, że poparcie dla tej czy tamtej partii zależne jest najpierw i przede wszystkim od nakładów finansowych i skuteczności kampanii medialnych, niż od jakiejkolwiek rzeczowej wiedzy o działaniach polityków.
Gadowski w ostatnim swoim cotygodniowym komentarzu opowiada o próbie podejścia go ze strony zapewne podstawionego przez WSI dziennikarza Gazety Finansowej. Nie potrafię zrozumieć czego mogą się bać. Że Gadowski coś ujawni? No i co z tego? Czy sądzicie, że gdyby się nagle okazało, że Ziobro bije żonę, to spadłoby nagle poparcie dla Kaczyńskiego i PiS? Przecież wiadomo, że Hanna Gronkiewicz Waltz jest po uszy umoczona w kradzieżach warszawskich kamienic i nie wpływa to na notowania PO, które utrzymują się na stałym poziomie, a jeśli spadają, to jedynie w wyniku głupich działań partyjnej wierchuszki. Czy myślicie, że ujawnienie prze Wielguckiego vel Matkę Kurkę faktu, że córka Ćwiąkalskiego jest umoczona w oszustwa kamieniczników spowoduje spadek notowań Platformy w Krakowie? A przecież już poszły w tej sprawie groźby pod adresem blogera.
Nie ma żadnej "opinii publicznej". Są dwa plemiona opluwające się z obu stron barykady, jest pewna grupa siedzących na barykadzie okrakiem co prowadzi do podwójnego oplucia z każdej ze stron i jest cała reszta, która głównie zainteresowana jest swoją własną sytuacją, i jak widzi wpływające na konto 500+ to stwierdza, że chce, by to trwało. Nawet jeśli Szyszko wycina Puszczę Białowieską, by móc łatwiej wystrzelać wszystkie łosie.
Inne tematy w dziale Kultura