Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
1685
BLOG

Bańka informacyjna.

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

image

Pod koniec XX wieku Internet był rewelacyjnym medium służącym komunikacji. Umierający dziś Usenet oraz mailowe listy dyskusyjne wprowadziły wówczas, po raz pierwszy w historii świata, możliwość wypowiadania swoich opinii w sposób umożliwiający dotarcie do wszystkich obecnych i uzyskania odpowiedzi na swoje opinie, czyli prawdziwą dyskusję bez żadnych ograniczeń, dostępną dla wszystkich zainteresowanych. O ile Usenet, szczególnie w kwestiach politycznych, stał się szybko zwyczajnym ściekiem (nie tylko w Polsce, ale wszędzie), o tyle listy mailingowe długi czas zapewniały możliwość dostępu zarówno do dyskusji i wymiany opinii, jak i do informacji z różnych źródeł, i stron świata, dzięki możliwości moderacji. Dzięki tym narzędziom dziesięciolecie 1996-2005 było chyba złotym wiekiem Internetu jako narzędzia kontaktu między ludźmi i wymiany informacji. Istniały wówczas ważne miejsca takie jak Wirtualny Ciemnogród, Zaścianek Wirtualny, wirtualne państwa internetowe itp.

Potem zaczęły powstawać z jednej strony platformy blogowe, a z drugiej portale społecznościowe, co doprowadziło do zaniku miejsc swobodnej wymiany opinii i do powstawania baniek informacyjnych. Ostatecznie ze świata wspólnych platform serwujących nam informację, którymi były kiedyś prasa pisana, radio, telewizja i początkowy okres Internetu, doszliśmy dziś do skrajnej fragmentacji źródeł informacji, która jest wynikiem coraz skuteczniej działających algorytmów sterujących dostarczaną nam informacją na portalach społecznościowych.

13 lat temu, gdy pozbyłem się telewizora, uchodziłem za dziwaka. Dziś nikogo już nie dziwi dom bez telewizora, który, cokolwiek złego o nim można powiedzieć, jest czymś, co ludzi łączył. Łączył, bo serwował informację i publicystykę skierowaną zasadniczo do wszystkich i mogącą stosunkowo łatwo dotrzeć do wszystkich. Wystarczyło nacisnąć odpowiedni przycisk w pilocie.
Powolne zanikanie telewizji i proces przestawiania się na samodzielne poszukiwanie informacji w Internecie pogłębia faktycznie podziały prowadzące do powstawania wykluczających się nawzajem postaw i tworzenia wrogich plemion w ramach jednej społeczności. Widzimy to dziś na co dzień.

Pomimo możliwości dostępu do informacji z najprzeróżniejszych źródeł, czerpiemy je zazwyczaj jedynie ze źródeł wzmacniających nasze przekonania i unikamy tych, które mogłyby podważyć nasze osądy. Prowadzi to do postaw bezmyślnego podążania za przekazem propagandowym. Portale społecznościowe, które teoretycznie powinny niwelować takie negatywne zjawiska, faktycznie przyspieszają ich budowę dając użytkownikowi do ręki narzędzia, za pomocą których wzmacnia on jedynie swoje przekonania. Za pomocą odpowiednio działającego oprogramowania, jak ma to miejsce w Facebooku, portal społecznościowy buduje w sposób niezauważalny BAŃKĘ INFORMACYJNĄ, proponując użytkownikowi jedynie to, czym się interesuje i co mu się podoba. Ostatecznie prowadzi to do odcięcia od innych opinii czy postaw.

W świecie zamkniętych baniek informacyjnych jakakolwiek myśl o działaniu na rzecz dobra wspólnego jest w zasadzie wykluczona, bo zanikają przestrzenie, w których ludzie potrafią naprawdę dyskutować. Po to, aby dyskutować konieczna jest przestrzeń między opiniami, a nie ściany bańki.

Mam okazję śledzić jedną z ostatnich już chyba w polskim internecie działającą listę mailingową, w której widać kompletny zanik jakichkolwiek prób realnej dyskusji. Pozostało walenie po głowie tego, kto ma przeciwne poglądy lub ewentualnie wykpiwanie cudzych opinii, sprowadzanie ich do absurdu, wyśmiewanie i chwyty erystyczne. Jest to o tyle interesujące i miarodajne, że owa lista mailingowa skupia kilkadziesiąt osób mających teoretycznie rozliczne, wspólne interesy niezwiązane z opiniami na tematy społeczne i ogólnopolityczne.

Podobnie w wymiarze ogólnospołecznym wszyscy, jako Polacy, mamy cały szereg wspólnych interesów, a jednak, jak się wydaje, atomizacja opinii, do której prowadzi dominacja mediów nad naszym życiem (w tym oczywiście Internetu), prowadzi do nieumiejętności wyrażenia ich, walki o nie i ich obrony. Sądzę, że nie ma nawet początku pomysłu na to, jak odwrócić ten proces, jak zlikwidować to całkiem nowe zjawisko.

Mam wrażenie, że ogromnie ważną, być może najważniejszą rolę odgrywa w tym wszystkim Facebook. Problem w tym, że ponieważ jest to zjawisko całkiem nowe, nie mamy wypracowanych sposobów, żadnych narzędzi, by się bronić. Oczywiście problemem jest to, że Facebook wprowadza cenzurę, ale o wiele gorsze jest to, że Facebook potrafi sterować naszymi postawami za pomocą selekcji tego, co do nas dociera. Wypowiedzi niektórych osób nie pojawiają się w ogóle przed naszymi oczami, wypowiedzi innych pojawiają się prawie zawsze - rządzą tym algorytmy, które starają się tak dobierać wyświetlane nam treści, żebyśmy mieli poczucie satysfakcji. Czyli dowiadujemy się rzeczy maksymalnie zbliżonych do tego, co sami myślimy i co uzewnętrzniamy pisząc, lajkując czy puszczając dalej.

Można zaobserwować też inne zjawisko, które pojawia się przez Facebooka, a którego by bez niego nie było. Mam na myśli zrywanie kontaktów między ludźmi spowodowane wyrażaniem przez nich opinii (szczególnie politycznych). Zjawisko to zaczyna być coraz bardziej powszechne i sam jestem również jego ofiarą. Ludzie, z którymi nigdy, w żadnych okolicznościach nie prowadziłem w realnym życiu, w osobistych kontaktach, żadnych dyskusji politycznych, z którymi lubiliśmy się, spotykaliśmy się na grillu czy przy kieliszku wina, by pogadać ot tak, o niczym, nagle zrywają ze mną kontakty, bo dowiadują się o moich poglądach na ten, czy inny temat. Temat, o którym NIGDY nie rozmawialiśmy i raczej nigdy nie byłoby okazji, poza Facebookiem, byśmy go poruszyli. Dla równowagi można oczywiście stwierdzić, że równolegle wyrażanie opinii na FB może przysporzyć nowych znajomości, jednak wydaje mi się, że w większości przypadków będą one mniej wartościowe, bo wynikające najczęściej jedynie z jednego aspektu osobowości.

Im dłużej obserwuję portale społecznościowe, z tym większym sceptycyzmem do nich podchodzę. Szczególnie, że powodują one również zjawisko uzależnienia, którego sam padłem ofiarą, a nałóg zazwyczaj jest zjawiskiem szkodliwym.

Nie mamy i nie będziemy mieli wpływu na manipulacje Facebooka, bo w ostatecznym rozrachunku zawsze wróci argument "prywatności" platformy, jej regulaminu i tego, że właściciel może na niej robić to, co chce. Pojawiają się głosy wzywające do objęcia kontrolą działań właścicieli platform społecznościowych, ale gdy weźmie się pod uwagę, że prywatny majątek właściciela FB jest mniej więcej równy budżetowi Polski, to bez trudu możemy sobie wyobrazić, że jakiekolwiek próby kontroli są zdane raczej na porażkę.

Rządzą dziś nami różne ośrodki, a robią to z równą bezwzględnością. Rządzą nami politycy, którzy chyba w powszechnym przekonaniu nie są wyrazicielami woli obywateli, jedynie, co najwyżej, zaspokajają niektóre z potrzeb swoich wyborców, najczęściej wmawiając im wcześniej konieczność realizowanych rozwiązań. Rządzą nami banki, które biorą nas za zakładników za pomocą kredytów, kontrolując nasze wydatki. Rządzą nami media wmawiając nam istnienie różnych potrzeb i tak jak FB kształtując nasze przekonania i manipulując nimi. Rządzą nami korporacje, tak jak Microsoft mający prawie pełną kontrolę nad tym, którędy płyną przesyłane przez nas informacje.

Wobec tej wszechwładzy prosty obywatel nie ma już żadnych narzędzi kontroli, czy obrony. Prawo wyboru przy urnie, jeśli nawet przyjąć, że jest metodą kontroli (co jest nieprawdą, ale to osobny temat), nie jest wystarczające, by powstrzymać działania banków czy wielkich korporacji. Prosty człowiek, zamknięty w swojej bańce informacyjnej jest całkowicie bezbronny. Nie istnieje żadna konstytucja, która jasno określałaby prawa prostego obywatela w stosunku do tych, którzy nim realnie rządzą. Zamknięcie ludzi w bańkach informacyjnych pogarsza ostatecznie sytuację wszystkich, bo rządzący mogą realizować swoje plany metodą "divide et impera".

I niestety to robią.

Co jest celem ostatecznym?

Jako wielki fan teorii spiskowych uważam, że celem jest powstanie czegoś takiego jak świat pokazany, w dość słabym skądinąd, filmie "Elizjum" z Mattem Damonem. Zachęcam do obejrzenia.

(Żeby nie było wątpliwości - na komentarze nie odpowiadam z przyczyn oczywistych)

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura