Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
1525
BLOG

A kiedy Polexit?

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Polityka Obserwuj notkę 5

Flaga Unii Europejskiej, a na jej tle flaga brytyjska

Wrażenie, że politycy biorą zwyczajnych ludzi za idiotów nie opuszcza mnie od lat. Prawdą jest też oczywiście, że jeśli się tak dzieje, to również dlatego, że wielu (większość) po prostu daje się tak traktować. Dość zabawne jest przyglądanie się tej sytuacji nie tylko na naszym podwórku, ale i poza Polską. Na przykład w Wielkiej Brytanii. Na przykład w trakcie "renegocjacji" szczególnego statutu Wielkiej Brytanii w ramach Unii Europejskiej.

Pan premier David Cameron, zwany przez niektórych Kamerunem, zmuszony sukcesami antyunijnej partii Nigela Farage'a, musiał pozwolić Brytyjczykom wypowiedzieć się w referendum na temat pozostania w Unii Europejskiej. Zapowiedział również, że przenegocjuje warunki obecności Wielkiej Brytanii w UE i jeśli uzyska kolejne "przywileje" to wezwie Brytyjczyków do głosowania za pozostaniem w strukturach europejskich.
Ale oczywiście bez trudu można przewidzieć, że:

  • nie będzie domagał się niczego naprawdę ważnego;
  • inne państwa UE będą się okropnie oburzać;
  • długie dyskusje do samego rana będą miały miejsce w brukselskich biurach;
  • około 6:30, przed pierwszymi wiadomościami w radio i w TV pan minister z kartką pełną podpisów w dłoni pokaże się przed kamerami i ogłosi "sukces", który zapewni nam pokój i bezpieczeństwo w Europie na najbliższe dziesięciolecia...

Dzięki temu "podpisanemu w ostatniej chwili", "niespodziewanemu" porozumieniu David Cameron będzie mógł ze spokojem ducha rekomendować Brytyjczykom głosowanie za pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii.

Bo pan Cameron, jak to polityk, bierze obywateli za idiotów.

Wiadomo, że instytucje europejskie nigdy nie miały ŻADNEGO szacunku dla suwerenności państw członkowskich. Nic dziwnego, bo przecież Unia powstała właśnie po to, by tę suwerenność zlikwidować. Wystarczy wspomnieć referenda, w których Francja i Holandia odrzuciły konstytucję europejską, by bezradnie patrzeć jak jest ona im następnie narzucana. Podobnie Irlandczycy, którzy głosowali przeciwko euro, po czym musieli głosować ponownie przyciągani obiecankami o możliwości późniejszego odrzucenia, by na koniec dowiedzieć się, że wyjścia z euro nie ma. Pamiętamy niedawne wybory w Grecji, po których nowe władze natychmiast zdradziły swoich wyborców (skądinąd ciekawe co Cipras za to dostał...).

Gdy mówimy o występowaniu z Unii Europejskiej, a przecież i u nas też coraz częściej pojawiają się takie głosy, warto pamiętać co na ten temat powiedział, w kontekście sytuacji w Grecji, niemiecki minister finansów (albo pan Juncker, już nie pamiętam): "Nie ma demokratycznej furtki pozwalającej na wyjście z Unii Europejskiej".

Nie ma.

Podobnie mawiał Breżniew swego czasu wprowadzając słynną zasadę ograniczonej suwerenności.

No i 23 czerwca będzie referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w UE. Pomimo jednoznacznej pozycji Camerona wcale nie jest powiedziane, że wynik jest przesądzony. A to dlatego, że Brytyjczycy są dość mocno przywiązani do idei systemu rządów  zwanego dziś demokracją, który faktycznie wynaleźli i dopracowali począwszy od Magna Carta do zdominowania Izby Lordów przez Izbę Gmin w XIX wieku. Natomiast dzisiejsza Unia Europejska to twór nie mający już w ogóle nic wspólnego z demokracją, jakkolwiek rozumianą. Nie ma podstawy, czyli trójpodziału władz, bo Komisja Europejska dzierży zarówno władzę ustawodawczą jak i wykonawczą, a nie jest ani wybierana, ani demokratycznie kontrolowana przez kogokolwiek i składa się w całości z drugorzędnych polityków, którzy przegrali wybory w swoich krajach... Parlament Europejski nie ma nawet prawa ustalić swojego własnego rozkładu prac, gdyż robi to Komisja i faktycznie nie odgrywa żadnej roli poza opłacaniem kilkuset kompletnie bezużytecznych posłów, których w większości nikt nawet nie zna. Unijne sądownictwo to parodia Sądu Najwyższego, w którym główne skrzypce grają byli komunistyczni sędziowie. Powierzanie im ochrony prawa to jak powierzanie nadzoru nad sklepem monopolowym pijaczkowi z sąsiedztwa.

Dla Brytyjczyków referendum nie będzie więc ZA LUB PRZECIW UNII tylko ZA LUB PRZECIW DEMOKRACJI. Będzie to wybór między władzą pochodzącą z wyborów i niekontrolowaną technokracją, czyli tym, co w pewien sposób myśmy już poznali w PRL.

Czyli pytanie będzie proste - czy chcecie być rządzeni przez ludzi, których nie wybraliście, i na decyzje których nie macie żadnego wpływu, których nie możecie ani wygnać, ani osądzić nawet w przypadku skrajnej niekompetencji? Wolicie być rządzeni wedle zasad prawa (Common Law), które ewoluowało u was przez wieki czy też wedle kodeksów wymyślanych naprędce przez różnej maści polityków?

Cameron będzie opowiadał mnóstwo rzeczy o gwarancjach "specjalnych przywilejów", ale jeśli dominacja prawa unijnego nad lokalnym nie zostanie zniesiona, to Bruksela szybciutko przejmie kontrolę nad Londynem. "Gwarancje" będą warte tyle, co papier, na którym będą wydrukowane.

I Brytyjczycy o tym już wiedzą. Tak jak w Polsce, nie da się medialnym wrzaskiem zagłuszyć i zasłonić sfery wolności, jaką daje Internet. Wiedzą o tym również politycy konserwatywni, którzy zapewne nie zgodzą się na jakiekolwiek próby zdyscyplinowania przez władze partyjne. Niektórzy sugerują nawet, że próba zdyscyplinowania członków rządu może doprowadzić do jego upadku. Lewaccy politycy Partii Pracy kierowani przez bardzo prounijnego przywódcę mają wrażenie (i czasami mówią o tym otwarcie), że wsiedli do nieodpowiedniego pociągu. Widzą tak, jak i ich wyborcy co się dzieje we Francji, w Szwecji, w Niemczech i na granicy w Calais i coraz częściej zdają sobie sprawę, że jedyne, co można zarzucić Nigelowi Farage'owi to to, że miał rację trochę za wcześnie.

Właściwie ZA pozostaniem w Unii będą jedynie środowiska jakoś powiązane z City. To oni będą opowiadać bzdury o ryzyku "izolacji", o spadku poziomu życia, będą opowiadać podobne brednie, jak już opowiadali gdy usiłowali wprowadzić Wielką Brytanię do strefy euro. Będą opowiadać brednie o tym, że spowoduje to zamknięcie europejskiego rynku dla brytyjskich towarów abstrahując od fakty, że Wielka Brytania ma w handlu z innymi państwami UE monstrualny deficyt i jest głównie importerem.

Jakie narzędzia nacisku ma Bruksela? O tyle niewielkie, że Wielka Brytania nie jest w strefie euro, więc najważniejszy bat, ekonomiczno-finansowy, nie istnieje. Można spodziewać się prób ataku na funta, ale skuteczność takich ataków, które raczej nie będą miały wsparcia z USA, może być nikła. W każdym razie niewystarczająca by solidnie przestraszyć Brytyjczyków.

Warto kibicować Brytyjczykom, to znaczy tym, którzy mogą uderzyć w fundament tego unijnego molocha. Można się spodziewać, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii spowoduje szybki upadek brukselskich struktur. Należy mieć nadzieję na to, że będzie to upadek tak bardzo szybki, że nie będzie czasu na zorganizowanie jakiejś wojny w Europie.
Bo upadek takiego molocha z pewnością może mieć i taki koniec.

Na podstawie tekstów zamieszczonych na stronach:

http://leseconoclastes.fr/
http://institutdeslibertes.org/
http://www.les-crises.fr/

 

 

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka