Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
3917
BLOG

Euro. Wspomnienie pośmiertne.

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Gospodarka Obserwuj notkę 27

Mario Draghi, prezes Europejskiego Banku Centralnego, podczas konferencji na której zapowiedział masowy dodruk euro 22 stycznia 2015

Dzięki euro zarobiłem kiedyś mnóstwo pieniędzy. Pod koniec lat 90 XX w. pracowałem dla klientów we Francji i w Belgii gdzie dostosowywałem ich systemy informatyczne do obsługi początkowo dwóch walut – franków i euro – po czym ostatecznie tylko euro. Pamiętam zasady, które trzeba było stosować przy przeliczaniu, konieczność używania przelicznika z pięcioma miejscami po przecinku, reguły zaokrąglania... eh! To były wspaniałe, pionierskie czasy!

Już wówczas trochę żal było jednak patrzeć, jak znikają franki (belgijskie i francuskie), do których ludzie byli bardzo przywiązani. Raczej nikt nie miał wątpliwości, że zmiana waluty spowoduje podwyżkę cen, choć przez, o ile pamiętam, dwa lata ceny musiały być pokazywane zarówno w euro jak i we frankach właśnie zgodnie ze wspomnianym wyżej przelicznikiem. Oczywiście ludzie się nie pomylili, po ostatecznym przejściu z franków na euro ceny solidnie podskoczyły. Ale „wspólna” waluta zaczęła działać.

Ogólna, oficjalnie głoszona idea miała być taka, że dzięki wspólnej walucie nastąpi lepsza integracja państw należących do Unii Europejskiej. Faktycznie – pojawienie się euro spowodował łatwiejszą wymianę towarów między państwami, brak ryzyka kursowego przy wymianie walut z jednych na drugie, jednak tak naprawdę stosunkowo szybko faktyczna sytuacja zaprzeczyła wciąż, do dziś powtarzanym tezom o tym, że w strefie euro jest jedna i ta sama waluta. To nigdy nie była prawda, i nie jest to do dziś prawda. Fakty są takie, że państwa strefy euro mają każde swoją własną walutę, która wszędzie się tak samo nazywa, i która ma sztywno ustalony kurs 1 do 1 z walutami innych państw tej strefy. Ale to są faktycznie osobne waluty, choć oznaczone nazwą „wspólnego” banku – Europejskiego Banku Centralnego.

Gdy ktoś się specjalnie nie interesuje kwestiami walutowymi, to może mu być trudno zrozumieć dlaczego euro to nie jest jedna waluta. Przecież to te same banknoty, przecież to właśnie o to chodziło, by to była wspólna waluta wszystkich państw Unii Europejskiej! Przecież wszystkie państwa, które dołączyły do Unii musiały się zobowiązać, że docelowo przyjmą tę walutę – Polska też! A jednak nie! Euro nie jest taką samą walutą jak na przykład dolar amerykański, którym płaci się we wszystkich stanach USA. Euro nie jest europejskim dolarem. Jest dość kulawą konstrukcją, która jest skądinąd odpowiedzialna za doprowadzenie krajów południa Europy na skraj katastrofy gospodarczej, a w czwartek, 22 stycznia 2015, prezes Europejskiego Banku Centralnego odtrąbił faktycznie jej koniec.

Banknot 100 euro - awers i rewers

Pieniądz jest wyrazem suwerenności państw i narzędziem kontroli nad mieszkańcami. Państwo bije pieniądz („bije” używa się jako ślad po czasach, gdy pieniądze były wyłącznie monetami, które się „biło”) i wprowadza go do obiegu w oparciu o prawo, zmuszając wszystkich mieszkańców do posługiwania się nim i co najważniejsze domagając się by za jego pomocą płacone były podatki. I faktycznie ze względu na fakt, że prawo bicia pieniądzy jest wyrazem suwerenności państw, nie udało się połączyć całej strefy euro w jedną, spójną jednostkę polityczną. Dlatego właśnie to BundesBank, Banque de France i banki centralne innych państw są wciąż odpowiedzialne za emisję euro w swoich państwach. A teraz, od 22 stycznia, będą jeszcze bardziej...

W strefie euro pieniądze są wciąż emitowane przez banki centralne poszczególnych państw, a rolą Europejskiego Banku Centralnego jest jedynie kontrola nad ilością tych emisji w poszczególnych państwach. EBC wydaje po prostu zgodę na konkretne wysokości emisji. Dzieje się tak dlatego, że budowa Unii Europejskiej jako odpowiednika Stanów Zjednoczonych, tyle że Europy, natrafia na ogromne trudności, gdyż państwa Europy nie są tym samym co poszczególne stany w USA.

A bez tego nie może być mowy o wspólnej walucie.

Aby w jakimś określonym geograficznie miejscu mogła NAPRAWDĘ zaistnieć wspólna waluta musi na tym terenie NAPRAWDĘ istnieć wspólnota polityczna. Co to oznacza? Oznacza to, że ludzie w każdej części tej przestrzeni muszą czuć się SOLIDARNI ze sobą – albo musi istnieć siła, która tę solidarność jest w stanie narzucić.

W Stanach Zjednoczonych pieniądze, które w formie podatków trafiają do budżetu federalnego są używane na potrzeby CAŁOŚCI państwa. W największym skrócie podatnik z Beverly Hills swoimi podatkami finansuje bony żywnościowe bezdomnych w Luizjanie oraz budżet NASA i uważa, że jest to naturalne. W Unii Europejskiej nie ma takiej sytuacji. Podatnik w Hamburgu, herr Hans Neuman, jest zmuszany do dofinansowania, w stosunkowo niewielkim stopniu, zasiłków bezdomnego w Atenach, ale bez względu na to, jak niewielka jest to część płaconych przez niego podatków, pan Neumann uważa, że nie ma nic wspólnego z Grekami, i nie chce mieć nic z nimi wspólnego, chyba, że w czasie wakacji. A w każdym razie z całą pewnością żąda, by jego podatki służyły do remontu obwodnicy Hamburga, a nie spłaty Greckich długów.

W strefie euro, a szerzej w całej Unii Europejskiej nie ma żadnej faktycznej solidarności między państwami. Nie ma żadnego, REALNEGO poczucia wspólnoty. Każdy stara się ciągnąć kołdrę w swoją stronę.

Nie ma też faktycznie instytucjonalnych narzędzi, by tę wspólnotę narzucić. Dotychczas to właśnie euro miało być tym narzędziem, ale 22 stycznia 2015 Mario Draghi, prezes Europejskiego Banku Centralnego ostatecznie sprawę zamknął.

Decyzja EBC o przystąpieniu do masowego dodruku pieniędzy (ponad bilion euro, czyli trochę ponad 7500 na głowę mieszkańca strefy euro) została odtrąbiona jako wspaniały sukces europejskiej polityki finansowej. Oczywiście nie ma się co oszukiwać – jest to tylko i wyłącznie sposób na dodatkowe wzbogacenie się już i tak najbogatszych, bo pieniądze te trafią do banków prywatnych, by trafić na stoły światowego kasyna bankierskiego stanowiącego dziś 95% obrotów finansowych, ale faktycznie może to na jakiś czas – zapewne niedługi – oddalić upadek państw strefy euro znajdujących się w najgorszej sytuacji.

Warto jednak zwrócić tu uwagę na ważny aspekt decyzji, którą EBC ogłosiło ustami swojego prezesa w czwartek. Otóż masowy dodruk fałszywych tak naprawdę pieniędzy pozostawiony jest w 80% w gestii banków centralnych poszczególnych państw. Jedynie 20% masy pieniędzy, która zostanie dodrukowana będzie „uwspólniona” przez EBC. Czyli Mario Draghi jednoznacznie  ujawnił, że nastąpił koniec WSPÓLNOTY walutowej (która i tak była dotychczas jedynie ułudą) i wykonujemy pierwszy krok do powrotu do walut narodowych. Dlatego myślę, że decyzja z 22 stycznia to był faktyczny koniec euro.

Euro było złym pomysłem w formie, w jakiej zostało zbudowane. Złym pomysłem jest również odwlekanie jego śmierci poprzez udawanie, że wciąż da się je utrzymać. Pacjent jest w stanie śmierci mózgowej i oddycha jedynie dzięki maszynerii, która zżera coraz więcej energii by funkcjonować. Nie da się go ożywić, bo widać już oznaki rozkładu.

Ale respirator wciąż funkcjonuje i nie ma nikogo, kto byłby gotów wyciągnąć wtyczkę z kontaktu. A to dlatego, że dziś na euro nie zarabia się "mnóstwa pieniędzy", jak ja 15 lat temu na rodzącym się euro. Dziś, na umierającym euro najbogatsi ludzie świata zarabiają tyle, ile nigdy nikt jeszcze w historii świata nie zarobił. A właściwie nie ukradł, bo to wszystko polega na zwyczajnej, prymitywnej kradzieży, której się dokonuje na nas. Na mnie, na panu i na tej pani...

 

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Gospodarka