Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
686
BLOG

Gender bez historii

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Społeczeństwo Obserwuj notkę 12

Obserwacja tego, co się dzieje poza Polską, w niektórych tematach może być bardzo przydatna przy ocenie tego, co się dzieje u nas. Tak się składa, że staram się jak najdokładniej śledzić to, co w kwestiach „teorii gender” dzieje się we Francji, która jest już daleko w przed nami w tej kwestii.

Wydaje mi się, że interesującą jest konstatacja, że pewne schematy działań są dokładnie takie same i tu, i tam. Podnosi to na duchu, bo oznacza to, że działając – jeśli ktoś ma ochotę działać – łatwiej będzie można przewidywać kolejne ruchy tych, którzy pod pozorem „równouprawnienia” chcą naszym dzieciom robić wodę z mózgu.

Podstawowym argumentem, który powtarzany jest we Francji przez Najat Vallaud-Belkacem, tamtejszą minister od „praw kobiet” i rzeczniczkę rządu, jest twierdzenie, że w ogóle nie ma żadnej „teorii gender”. Czyli to samo co u nas głosi pani minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. U nas twierdzi się, że „teorię gender” wymyślili głupi i złośliwi biskupi, a tam, we Francji twierdzi się, że po prostu to jest jakaś pomyłka, bo niczego takiego nie ma i już. O biskupach we Francji ani słowa, bo udało się już tam sprowadzić religię do sfery folkloru.

Jak to się jednak dzieje, że coś, czego oficjalnie nie ma, jest tak wyraźnie widoczne we francuskich szkołach i ogólnie w edukacji, już od najmłodszych lat? Czemu dzieciom dostarcza się w szkołach i w przedszkolach książeczki o wiele mówiących tytułach „Mam dwóch tatusiów”, czy „Mój tatuś nosi sukienkę”?

Zarówno pani minister Najat Vallaud-Belkacem jak i pani minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz mnóstwo mówią o równouprawnieniu i wciąż podkreślają, że nie ma mowy o żadnym gender, że w ogóle nie wiedzą o co chodzi, że jedyne, o co walczą, to likwidacja nierówności między kobietami i mężczyznami oraz różnymi takimi, co do których czasami można mieć trudności z określeniem płci. Równość, jest to wciąż powracający temat, ale wciąż powraca dopiero od trochę ponad 200 lat. Przedtem nikt o żadnej równości nie mówił. Zaczęli Francuzi, z miejsca wprowadzając swoje pomysły równościowe w życie, odcinając co bardziej wyróżniającym się obywatelom odpowiednie części ciała (najczęściej głowy), żeby ich zrównać z innymi.

Pojęcie „równości” przedstawiane jest nam jako coś pozytywnego, bezwzględnie dobrego, coś, dlaczego warto działać i co warto propagować. Wszyscy mamy w głowach wpisane schematy dobrej równości i złej nierówności. Bez względu na wciąż pojawiające się dowody na to, że wprowadzanie „równości” wcale nie prowadzi do lepszego życia dla większości ludzi, wmawia się nam od najmłodszych lat, że „równość” jest dobra.

„Równość” propagowali za pomocą gilotyn rewolucjoniści we Francji, równość propagowali za pomocą bagnetów i GUŁagów komuniści w ZSRR, o równości opowiadano mnóstwo w kontekście walki z segregacją rasową w południowej Afryce, równość mieliśmy w PRL, a teraz równość się nam tłoczy do głów najczęściej w kontekście różnych zboczeń. Gdy dobrze się zastanowić nad tymi przykładami „walki o równość” to można zauważyć, że jakoś wyjątkowo często generuje ona nienawiść, konflikty i zniszczenia. Wprowadzenie „równości” w miejsce „nierówności”, jak widać to doskonale na przykładzie Republiki Południowej Afryki, może prowadzić do gigantycznych katastrof na skalę milionów ludzi, którzy tracą przez tę „równość” wszystko, co udało im się uzyskać w czasach nierówności. Włącznie z życiem.

Ludzie nie są równi, są właśnie całkowicie nierówni, i wiara w to, że da się to odgórnie zmienić jest zwyczajnie głupia i oderwana od lekcji, którą daje nam historia.

Analizując w kontekście tej „równości” postępy piewców „teorii gender” można bez trudu stwierdzić o co tu chodzi, jaki jest cel wprowadzania tej „równości” i jakie będą (i faktycznie jakie mają być) tego wszystkiego efekty. Możemy to stwierdzić obserwując postępy jej wprowadzania we Francji. W Polsce, jak mi się wydaje, mamy jeszcze nieco czasu, możemy liczyć na to, że ponieważ skuteczna walka z zasadami moralnymi zaczęła się o wiele później niż nad Sekwaną (tak mniej więcej o dwa pokolenia później), to mamy jeszcze być może szansę się przed tym obronić.

Zanikanie kształcenia i przekazu zasad przez instytucje religijne we Francji doprowadziło do skierowania uwagi ludzi w stronę państwa. Człowiek musi mieć jakieś źródło zasad i jeśli nie będzie nim instytucja religijna, to będzie nim coś innego. Państwo stało się pod tym względem substytutem kościoła we Francji i faktycznie to działa. Laicyzm jest tam powszechnie obowiązującą religią. Mrówcza praca całych pokoleń ludzi głoszących hasła redukcji i likwidacji roli religii objawionych odniosła skutek. Francja jest na wskroś laicka, źródłem zasad jest państwo. Jakiś czas to działało.

W końcu stało się niestety to, czego się można było spodziewać od samego początku – jeśli zasady leżące u podstaw działań ludzi nie pochodzą z prawd „objawionych”, skodyfikowanych w jednym miejscu, jednorodnie przedstawianych przez dziesiątki pokoleń, mających zgodnie z powszechnym odczuciem swoje źródła w siłach wyższych, to w końcu zostają przechwycone przez złych ludzi i są przez nich kształtowane w sposób bardzo doraźny, zgodny z celami będącymi wynikiem refleksji mającej miejsce jedynie w danej chwili. Oznacza to, że zasady stają się tylko doraźnie wykorzystywanym narzędziem i przestają być jakimkolwiek fundamentem. Mogą się zmieniać dowolnie, w zależności od chwilowych potrzeb.

Obecnie potrzebą jest zrobienie z ludzi bezmyślnej masy konsumentów (w skrócie: BMK). BMK to twór, który jest wspaniałym nawozem na którym mogą kwitnąć nieliczni, którzy tym wszystkim rządzą. Po to, by osiągnąć zamianę społeczeństw w taką masę potrzeba kilku narzędzi, które najczęściej należy stosować w odpowiedniej kolejności. Wprowadzanie gender, czy jak kto woli „równości” czy też innego „równouprawnienia” to jedno z narzędzi do tworzenia tego nawozu.

Człowiek to istota społeczna, najpierw rodzinna. Osłabienie roli rodziny mogłoby być ważnym etapem w tworzeniu BMK. Zauważmy, że jakby całkiem przypadkiem obserwujemy w ciągu ostatnich dziesięcioleci wyraźny proces stopniowego, ale bardzo skutecznego obniżania znaczenia rodziny we wszelkich przejawach życia człowieka. Czym się charakteryzuje ten proces? Na przykład tym, że przestaliśmy mieszkać całymi rodzinami z dziadkami. Na przykład tym, że w odróżnieniu od nie tak wcale odległej w czasie rzeczywistości ekonomicznej, dziś ojciec rodziny nie jest już w stanie swobodnie utrzymać jej na przyzwoitym poziomie i potrzebuje wsparcia żony, która też musi iść do pracy, czyli musi utracić kontakt z dziećmi. W czasie, gdy matka jest w pracy, a dzieci nie mogą pozostawać pod opieką mieszkających gdzie indziej dziadków, opiekę nad nimi przejmuje szkoła.

Podstawą świadomości człowieka jako tako wykształconego jest wiedza o tym, że jest elementem jakiejś większej całości, najczęściej narodu, państwa, że byli przed nim jacyś ludzie, którzy tę całość ukształtowali, i że po nim nastąpią kolejni, dla których trzeba tę całość zachować. Poczucie ciągłości, poczucie bycia jednym z elementów pewnego PROCESU jest tym, co kształtuje człowieka świadomego.

Okazało się ostatnio, że we francuskim podręczniku do historii dla pierwszych klas liceum, który będzie obowiązywał od nowego roku szkolnego we wrześniu 2014, zniknęli całkowicie królowie Francji od Franciszka I do Ludwika XVI, czyli, wymieńmy ich po kolei: Franciszek I, Henryk II, Franciszek II, Karol IX, Henryk III, Henryk IV, Ludwik XIII, Ludwik XIV, Ludwik XV i Ludwik XVI. Tak po prostu – z francuskiego podręcznika znikło 250 lat historii. U nas, w Polsce historii w zasadzie już nikt się nie uczy. Jest obecna w pierwszej klasie liceum jako przedmiot obowiązkowy i koniec. Jedynie 3% maturzystów wybiera ją do egzaminu, wobec ponad 25% jeszcze 10 lat temu.

Co to ma wspólnego z teorią gender, od której wszystko zacząłem? Ano ma bardzo wiele. Mącenie w głowach dzieciom jest możliwe dlatego, że rolę, którą jeszcze nie tak dawno pełniła rodzina przejęła dziś szkoła, a do władzy doszli ludzie, którzy pochodzą z pierwszych pokoleń, które zerwały z tradycją i niepodważalnymi, ponadczasowymi zasadami. Ludzie, którzy poczuli się na tyle silni, że uważają, że to oni teraz mogą te zasady wyznaczać. Ludzie, którzy wyznaczają te zasady w celu stworzenia z nas i z naszych potomków po prostu bezmyślnej masy konsumentów.

Teoria gender w szkole, od najmłodszych lat, jest ważnym czynnikiem tworzenia BMK. Małe dzieci poznając świat potrzebują JEDNOZNACZNOŚCI. Dziecko pyta dorosłego i oczekuje, że dorosły na każde zadane pytanie da odpowiedź jednoznaczną – tak, nie, czarne, białe, dobre, złe. To dlatego często pytania dzieci są tak irytujące i wymagają nieraz od rodzica głębokiej refleksji. Teoria gender w szkole (jakkolwiek będziemy to nazywali, nazwa nie ma znaczenia, liczy się sedno sprawy) prowadzi do wprowadzania ogromnego zamieszania w głowach dzieci, które zamiast jednoznacznych odpowiedzi otrzymują wizję niejednoznacznego świata, w którym nie ma żadnych stałych punktów, na których można się oprzeć. Nic nie jest NORMALNE, DOBRE, ZDROWE, PRAWIDŁOWE, nic nie jest NIENORMALNE, ZŁE, CHORE, KOŚLAWE. Można mieć dwóch tatusiów, dwie mamusie, albo nawet dwóch tatusiów i dwie mamusie jednocześnie, albo tylko mamusię i nie mieć w ogóle tatusia, nie ma znaczenia kto nas urodził, nie ma znaczenia z kim się związaliśmy, bo zawsze można się związać z kimś innym, nieprawdą jest, że chłopiec ma inną rolę w życiu od dziewczynki, nic, co by mogło się na pierwszy rzut oka wydawać stałe nie jest prawdą! Tego uczy się w ramach teorii gender, czyli nauki równości, czy jak to tam jeszcze zostanie kiedyś nazwane, jak się kolejne nazwy zdewaluują. Efektem tego będzie kompletnie zagubiona masa ludzi, którzy są nastawieni jedynie na konsumowanie i zaspokajanie swoich – warto to słowo podkreślić – SWOICH potrzeb. Bo BMK zajmuje się sobą i w zasadzie wyłącznie sobą. Przygotowuje się już do tego w ramach nauczania teorii gender mówiąc na przykład o technikach „odkrywania swojej seksualności” już od najmłodszych lat, w przedszkolu. Mowa jest o masturbacji, o odkrywaniu różnych takich przyjemności. Efektem jest uczenie skupienia na sobie, na zaspokojeniu swoich przyjemności i potrzeb, co pozwoli później zasilić rzesze bezmyślnej masy konsumentów.

Ludzie, którzy ani poprzez przekaz od dziadków, od matki ani ze szkoły nie będą mieli kontaktu z historią, nie będą mieli też świadomości bycia elementem pewnego procesu pokoleniowego. Nie będą mieli również żadnego poczucia odpowiedzialności wobec nadchodzących pokoleń, będą skupieni na sobie, bo tylko do tego się ich w dzieciństwie przygotowało. Czy przesadzam? A czymże innym jak brakiem jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności wobec następnych pokoleń jest zadłużanie państwa w stopniu takim, że ani my, ani nasze dzieci, ani nasze wnuki nie będą mogły spłacić zaciągniętych zobowiązań? A czymże innym jest to, że w zasadzie nikogo to nie obchodzi i nikt pod tym kątem nie analizuje bieżącej polityki?

Mamy dziś do czynienia z rozłożoną w czasie zbrodnią, którą popełnia się na części ludzkości - problemy, o których piszę chwilowo dotyczą tylko cywilizacji zachodniej. Cui bono, czyli kto na tym wszystkim skorzysta? Ostatnio mówiło się przez moment dość dużo o tym, że 100 osób na świecie jest w posiadaniu połowy całego bogactwa światowego. Jest to zupełnie niebywała sytuacja w historii świata. Ludzkość zamieniona w bezmyślną masę konsumentów to dla tych nowoczesnych feudałów byłby po prostu raj. Ci ludzi nie mają problemu z przygotowaniem swoich następców i z całą pewnością nie uczą ich teorii gender, tylko przygotowują do przejęcia władzy nad połową światowego bogactwa w celu zamiany tej połowy na trzy czwarte. Albo więcej. I nie jest to żadna bajka, nie są to nieistniejące postacie z filmów. To realni, prawdziwi ludzie, którzy mogą praktycznie wszystko. I z pewnością doskonale o tym wiedzą. 

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo