Aummmmm, aummmmm. Idzie kryzys, ciężkie czasy nadchodzą, przygotujmy się. Aummmmm, aummmmm. Idzie kryzys, ciężkie czasy nadchodzą, przygotujmy się. Aummmmm, aummmmm. Idzie kryzys, ciężkie czasy nadchodzą, przygotujmy się.
I tak dalej.
Wiem, nudny jestem! Zapyta ktoś - co z tego ma wynikać? Przecież skoro nadchodzi globalna katastrofa, to i tak nie ma gdzie przed nią uciec...
Człowiek może i nie ucieknie, ale może chociaż uratować odrobinę tego, co posiada. Bo katastrofa GŁÓWNIE zniszczy nasze oszczędności. Oczywiście odbije się to na jakości naszego życia, może nawet odbić się na światowym bezpieczeństwie, ale to, co pierwsze zostanie zmyte, spłukane, zdmuchnięte, wymazane przez GLOBAL RESET to będą nasze oszczędności. A te da się uratować - jeśli je mamy oczywiście.
Ekonomiści są wyznawcami różnych "szkół" i zazwyczaj się między sobą nie zgadzają. Różne "szkoły" ekonomiczne mają swoich wyznawców, którzy zazwyczaj są głęboko przekonani, że tylko ICH podejście jest słuszne, a wszystkie inne są do kitu. To przekonanie zamienia się u niektórych w nieomalże religijną wiarę w nieomylność swoich przekonań ekonomicznych, i przejawia się to zazwyczaj całkowitym lekceważeniem opinii innych "szkół". Widać to bardzo wyraźnie zarówno u liberałów, którzy dziś nazywają siebie samych
libertarianami, widać też to wśród lewaków, których powszechnie nazywa się dziś liberałami. I jedni i drudzy są głęboko przekonani o swoich racjach i naśmiewają się głośno jedni z teorii o "
niewidzialnej ręce rynku", udowadniając każdemu, kto chce i nie chce tego słuchać, że "
krzywa Laffera" została obalona, a drudzy z konieczności prowadzenia rozsądnej
polityki monetarnej oraz o konieczności podwyższania podatków. Można w pewnym sensie stwierdzić, że jedni są prawicowcami, a drudzy są lewicowcami, dla jednych niepodważalnym autorytetem jest
Milton Friedman dla drugich
John Maynard Keynes. W każdym razie się nie lubią i zdecydowanie w niewielu punktach potrafią osiągnąć jakąś zgodę.
Jest jednak jedna sprawa, co do której, jak się wydaje, panuje między nimi PEŁNA zgoda. (No, powiedzmy PRAWIE pełna). Otóż jeśli trafimy na takiego prawicowca, bądź lewicowca, który nie jest w żaden sposób osobiście zaangażowany w działalność bankową, albo w jakiś sposób nie jest od banków zależny, to bez względu na to, czy wierzy w Keynesa czy
Hayeka, albo innego Friedmana powie to samo - nadchodzi Wielki Reset.
WSZYSCY widzą, że USA znajduje się na równi pochyłej i z coraz większą prędkością dążą do katastrofy. Nikt nie ma żadnego pomysłu na to, co zrobić z
bilionami fałszywych dolarów i kolejnymi dziesiątkami miliardów, które pojawiają się co miesiąc. Jedyne, o czym jest mowa, to EWENTUALNE zwolnienie produkcji fałszywych dolarów przez FED, ale i to jest całkowicie nierealne i pozostaje jedynie zwyczajnym gadaniem. Zarówno w Polsce jak i poza nią, jak wynika z tego, co udaje mi się odnaleźć w sieci, opinie są zgodne bez względu na przyjmowany światopogląd - nadchodzi coś złego, BANKI nam szykują coś złego. Bo okazuje się, że wszyscy dość zgodnie zauważają tę nową, złowrogą siłę która pojawiła się na świecie -
banksterów.
To nowi władcy świata, których wyhodowaliśmy na własnym łonie, między innymi poprzez
zniesienie parytetu złota... Ale w tym punkcie zwolennicy Keynesa już się ze mną nie zgodzą.
Aummmmm, aummmmm. Idzie kryzys, ciężkie czasy nadchodzą, przygotujmy się.
To jest uncja złota. Coś takiego kosztuje dziś trochę ponad 4000 zł. Mniej więcej wartość jednej krowy. Sto lat temu krowa też tyle kosztowała. Taki kawałek złota nabyty sto lat temu przechował swoją wartość do dziś.
Aummmmm, aummmmm. Idzie kryzys, ciężkie czasy nadchodzą, przygotujmy się.
Inne tematy w dziale Gospodarka