Dyskusja pod moim wpisem „85 miliardów” ale i wcześniejsze moje rozmowy w różnych gronach wskazują na to, że mnóstwo osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie wszystko jest „względne” i nie każda wartość jest tylko „umowna”.
Mniej więcej od czasów Wielkiego Kryzysu z przełomu lat 20 i 30 XX wieku, a już z cała pewnością od roku 1971, żyjemy w świecie, w którym, w kwestiach finansowych, funkcjonowanie prawdziwych wartości jest oszustwem. Myślę o pieniądzach, którymi posługujemy się na co dzień, a które są zupełnie czym innym, niż były jeszcze sto lat temu i zapewne są czym innym niż większości z nas się wydaje.
Chleb, masło i kawałek sera
Gdy idziemy do sklepu i wyjmujemy banknot dziesięciozłotowy by zapłacić nim za chleb, masło i kawałek sera nie zastanawiamy się zazwyczaj nad kwestiami wartości. Co najwyżej przychodzi nam do głowy (całkowicie nieprawdziwe skądinąd) stwierdzenie, że żywność podrożała. Nie myślimy za bardzo o tym, jaką ma wartość banknot, który podajemy sprzedawcy, bo przecież to wiemy (co to za głupie pytanie, prawda?):
banknot dziesięciozłotowy ma wartość dziesięciu złotych.
Na tym zazwyczaj kończą się nasze refleksje o wartości (jeśli w ogóle się pojawiają).
A gdyby tak podrążyć?
Chleb, masło i ser mają wartość niewątpliwą – są ludziom niezbędne do życia, życie jest dla większości ludzi ważne i są gotowi na bardzo wiele by je podtrzymywać. Tu nie ma chyba żadnych wątpliwości. Jaka jest więc wartość bochenka chleba, masła i sera? No… może dziesięć złotych? A może dwanaście euro? Albo piętnaście dolarów, czy dwadzieścia pięć koron? Kto to wyznacza? Kogo to w ogóle obchodzi?
Kosztuje dziesięć złotych i już.
A ile jest warte dziesięć złotych i kto o tym decyduje? I dlaczego jest tyle warte?
Dziesięć złotych samo w sobie jest tylko zadrukowanym kawałkiem papieru. Samo w sobie ma wartość zadrukowanego kawałka papieru i dokładnie tyle. Ani odrobiny więcej. Dziwne? To wyobraźmy sobie maszynę czasu, taką jak w powieściach science fiction.

Załóżmy, że zabieramy dzisiejszą dziesięciozłotówkę i cofamy się w dowolną epokę wcześniejszą niż rok 1995. Stwierdzimy, że dziesięciozłotówka staje się TYLKO zadrukowanym kawałkiem papieru i dokładnie niczym więcej. Dzisiejszego dolara też możemy zabrać w przeszłość. Może dalej niż tylko 20 lat, ale gdy cofniemy się wystarczająco daleko w czasie, dzisiejszy dolar też zamieni się w TYLKO zadrukowany papier. I euro, i funt. Czemu więc dziś ten zadrukowany papier ma wartości większej niż tylko papier i farba?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Wiara. Tu działa wiara. W pewnych aspektach jest to wręcz biblijna wiara w Mammona.
Wszyscy WIERZYMY, że dziesięciozłotówka ma wartość chleba, masła i sera, w związku z czym ona faktycznie MA wartość chleba, masła i sera. Wierzy w to kupujący, wierzy w to sprzedający. I choć różni ludzie, mądrale tacy jak ja na przykład, będą opowiadać, że to tylko kawałek zadrukowanego papieru, dopóki nie wydarzy się nic spektakularnego, dopóty dziesięć złotych będzie warte dziesięć złotych. Mamy przykład wiary czyniącej cuda, bo przecież wychodzi na to, że wierzymy, że zadrukowany kawałek papieru ma tę samą wartość co chleb, masło i ser. I nawet gdy wiemy, że wcale nie zawsze tak było, to i tak w tę równowagę wartości wierzymy.
Doświadczenie życiowe budowane jest na obserwacji tego, co się wokół nas dzieje i wyciąganiu z tego wniosków. Chyba każdy dorosły człowiek wie, że w ogromnej większości przypadków jeżeli coś się pojawia na świecie, to jest zawsze pewne prawdopodobieństwo, że zniknie. Ludzie pojawiają się i znikają, moda pojawia się i znika, i, jak łatwo można stwierdzić wartość naszej dziesięciozłotówki też kiedyś się pojawiła. Mamy więc pełne prawo dopuścić do siebie myśl, że może również zniknąć.
Dziesięć złotych jest warte dziesięć złotych dlatego, że tak twierdzi Narodowy Bank Polski, a poprzez niego nasza władza. Więcej nawet - nasza władza całkiem oficjalnie ZMUSZA NAS do wiary w to, że zadrukowany papierek jest wart dziesięć złotych i pod groźbą przemocy ZMUSZA NAS byśmy stosowali go jako sposób regulowania wszelkich zobowiązań związanych z wartościami. Faktycznie to władza ma PEŁNĄ kontrolę tego, ile naprawdę jest warta dziesięciozłotówka i czy w ogóle jest cokolwiek warta. Dzisiejszy pieniądz jest tak skonstruowany, że rządzący mogą w zasadzie dowolnie sterować jego wartością. I oczywiście to robią.
Gdy piszę "rządzący" nie mam na myśli od razu premiera Tuska z ministrem Rostowskim. Mam na myśli ludzi, którzy NAPRAWDĘ rządzą wartością pieniądza - powszechnie dziś nazywanych BANKSTERAMI. Ci ludzie faktycznie ustalają ile chleba, masła i sera będziemy mogli kupić za dziesięć złotych i czy w ogóle da się to kupić za dziesięć złotych. To oni zmieniają stare pieniądze na nowe pieniądze, tworzą nowe nominały czy wycofują już istniejące.
Dzisiejsza wartość pieniądza zmienia się - zazwyczaj spada. Nazywa się to inflacja i jest manną dla banksterów i powiązanych z nimi polityków, którzy wykorzystują ją by nas zadłużać dla swoich korzyści. Jest to możliwe dlatego, że z jednej strony to oni faktycznie wyznaczają realną wartość pieniędzy, a z drugiej strony zmuszają wszystkich, nad którymi mają władzę, by się tymi pieniędzmi posługiwali. Przy okazji robią wszystko, by manipulując wartością zarobić jak najwięcej - zarobić, czyli tak naprawdę odebrać NAM.
No to CO można zrobić? CZY w ogóle można coś zrobić?
Jest coś, co swoją wartość zachowuje bez względu na to, jak bardzo się będziemy w czasie cofali, i do którego momentu ludzkiej cywilizacji podróżując w czasie dotrzemy. Coś, czego wartości banksterzy pospołu z politykami nie zmienią, coś, czego ani nie rozmnożą ani fizycznie nie zlikwidują
Jest to 79. element na Tablicy Mendelejewa.
Złoto.
Okazuje się, że gdziekolwiek się pojawimy, nawet jeśli cofniemy się dwa czy trzy tysiące lat w przeszłość, to okaże się, że złoto zawsze ma wartość. Ludzie wierzą w to, że ma ono wartość. Co najdziwniejsze ta wiara nie podlega globalnie żadnym zmianom dogmatów, jest bardzo stała, a nawet wartość złota wydaje się ogólnie wciąż ta sama.
Kiedyś w wydawanym w Londynie, za własne pieniądze przez Jędrzeja Giertycha (dziadka „naszego Giertycha”) nieregularnym piśmie „Opoka” przeczytałem, że podobno od czasów Sumerów chleb (lub przynajmniej to, co było jego odpowiednikiem w różnych epokach), jest wciąż tyle samo wart w przeliczeniu na złoto. Jeśli nawet jest to tylko w przybliżeniu prawda, to jest to bardzo znacząca informacja dla wszystkich, którzy chcieliby zastanowić się chwilę nad znaczeniem pojęcia „wartość”.
Złoto wciąż zachowuje swoją wartość. Jest uniwersalnym nośnikiem wartości i faktycznie w globalnej perspektywie jest uniwersalnym odnośnikiem wartości. Dzieje się tak dlatego, że z jednej strony jest go na Ziemi ograniczona ilość - ocenia się, że wydobyto około 170 000 ton i tyle ludzie go na świecie mają - choć nie wiadomo dokładnie ile, i nie da się go stworzyć wiele więcej, bo zasoby kopalne są bardzo ograniczone i zasadniczo są na wyczerpaniu. Z drugiej strony ważny jest fakt, że złoto ma tę specyficzną cechę, której nie ma nic innego, że niesie swoją wartość samo w sobie, w każdym swoim atomie, gdyż po prostu ludzie od zawsze i wszędzie złoto chcą mieć. Bez względu na epokę, bez względu na miejsce na Ziemi ludzie pożądają złota.
Podczas dyskusji mających związek z inwestycjami często słyszę powtarzany argument dotyczący wiary w wartość złota i wiary w wartość pieniędzy. Ludzie stawiają pomiędzy tymi "religiami" znak równości, sugerując, że nie ma różnic. Często dodają, że tak naprawdę jedynymi wartościami są nieruchomości i ziemia, a złoto jest tym samym co pieniądz papierowy.
Eksperyment myślowy z maszyną do podróży w czasie pokazuje nam, że nie ma znaku równości między pieniędzmi papierowymi, a złotem. Historia pokazuje nam, że w czasach wielkich kryzysów wartość nieruchomości potrafi spadać na łeb na szyję - popatrzmy choćby na to, co się dziś dzieje w Detroit i na domy, które można tam kupić za 100 dolarów. A wartość ziemi? No cóż - jak się ma ziemię, to trzeba móc ją upilnować, by sąsiad jej nie obsiał i nie wypasał na niej swojego bydła. Lepiej więc mieć ludzi do pilnowania, siania i wypasania. Ludzi, którym trzeba będzie zapłacić, i którzy niekoniecznie jako zapłatę będą chcieli przyjąć worek pszenicy. Za to z chęcią przyjmą złotą monetę. Bez względu na szerokość geograficzną i epokę.
Złoto daje wolność ekonomiczną jednostce.
Złotem można płacić wszędzie na świecie i wszędzie na świecie za tę samą ilość złota da się kupić mniej więcej tę samą ilość dóbr. Polityk ani bankster nie jest w żaden sposób w stanie faktycznie zmienić (obniżyć) wartości tego złota - może ją co najwyżej podwyższyć organizując kryzysy, czy wojnę. Dlatego politycy i banksterzy nienawidzą złota... to znaczy nienawidzą złota, gdy znajduje się ono w naszych kieszeniach. W naszych garnkach zakopanych pod naszą gruszą. Bo wiedzą, że im więcej tego złota mamy, tym mniej jesteśmy od nich uzależnieni.
79 element to fajny pierwiastek. Ja, póki jest to jeszcze możliwe, kupuję go. Jak nadejdzie kryzys, politycy i banksterzy będą próbowali mi go zabrać, więc lepiej go zabezpieczyć. Gdy wybuchł Wielki Kryzys w 1929 prezydent USA bez mrugnięcia okiem nakazał konfiskatę złota które mieli obywatele. Bo każda uncja która nie jest pod kontrolą banksterów i polityków to uncja prawdziwej wolności ekonomicznej obywateli. A tej politycy i banksterzy nienawidzą najbardziej na świecie, cokolwiek nam deklarują.

PS. Napisałem na początku, że
"przychodzi nam do głowy (całkowicie nieprawdziwe skądinąd) stwierdzenie, że żywność podrożała."
Chciałbym wyjaśnić dlaczego to stwierdzenie jest nieprawdziwe. Otóż w sytuacji normalnej, naturalnej, niekryzysowej, rzeczy nie drożeją. One mają wciąż tę samą wartość. To pieniądze tracą wartość i potrzeba ich coraz więcej by zrównoważyć wartość kupowanych rzeczy. A tracą wartość przez inflację, gdyż wartość dzisiejszego pieniądza jest sterowana przez rządzących, a inflacja jest po prostu formą podatku, który wszyscy płacimy nawet o tym nie wiedząc.
Inne tematy w dziale Gospodarka