Dziwne rzeczy dzieją się w ekonomii światowej. Nie jestem żadnym ekonomistą, nawet nie jestem hobbystą w tej dziedzinie. Patrzę po prostu na to, co mnie otacza i się dziwię, a wielu rzeczy nie rozumiem.
Miałem już tak na początku i w połowie lat 90 ubiegłego wieku. Mieszkałem wówczas we Francji i z polskimi realiami spotykałem się jedynie w czasie rzadkich dość wizyt w kraju, najczęściej w czasie wakacji. Obserwowałem wówczas coś niebywałego - otóż za moje zarobione wtedy we Francji franki za każdym moim pobytem mogłem dostać w zasadzie tyle samo złotówek (i odwrotnie), za to banki oferowały mi monstrualne zupełnie oprocentowanie depozytów (monstrualne w stosunku do tego, co mogłem uzyskać we Francji). To był gigantyczny przekręt ówczesnych władz, dzięki któremu już dziś wiadomo, że wyprowadzono z Polski przeogromne pieniądze, ale o którym to przekręcie w zasadzie się nie opowiada za dużo.
Wtedy dziwiłem się, jak to jest możliwe. Nikt nie potrafił mi tego wyjaśnić, ogólnie odnosiłem wrażenie, że w ogóle nikt nie zauważa tego zjawiska. Było to zdumiewające.
Gdy piszę, że "nikt nie zauważał" mam oczywiście na myśli przeciętnych zjadaczy chleba, bo ci, dla których ten przekręt był organizowany z pewnością doskonale wiedzieli co i kiedy należy zrobić. Trzeba było wówczas za dewizy kupować złotówki, deponować je w polskich bankach na 30% rocznie albo i więcej, po czym po roku wypłacać i kupować dewizy po tym samym kursie, co rok wcześniej. W ten sposób miało się 30% czystego zysku.
Był to przekręt na skalę całej Polski. Dziś mamy podobną sytuację, tyle, że tym razem mamy do czynienia z jakimś przekrętem na skalę całego świata.
Amerykanie i Japończycy masowo produkują pieniądze. Drukują miliardy dolarów i jenów, które wstrzykują w gospodarkę, a nie ma to w zasadzie żadnego widocznego efektu. Ani pozytywnego, to znaczy wbrew zapewnieniom gospodarka światowa nie rozkręca się dzięki nakręconej w ten sposób konsumpcji, ani negatywnego, to znaczy wbrew zapewnieniom drugiej strony nie prowadzi to do katastrofy inflacyjnej. Nie dzieje się nic...
Chociaż nie! Dzieje się! Giełdy ogólnie dość słabo sobie ostatnio radzą, nie ma powszechnej hossy, nie widać też sygnałów świadczących o realnej poprawie koniunktury. Mogłoby to świadczyć o tym, że ludzie nie mają za bardzo zaufania do gospodarki, ale wcale nie przekłada się to na zainteresowanie wartościami pewnymi, jakimi są złoto i srebro. Kruszce te wcale nie drożeją, tak, jak logicznie powinno się dziać! Wręcz odwrotnie!
W sytuacji niepewności ludzie powinni uciekać w złoto, które od tysięcy lat jest pewnym środkiem zabezpieczenia kapitału. Ucieczka w złoto powinna spowodować jego drożenie. To, co widzimy dziś na rynku, to coś zupełnie przeciwnego - złoto tanieje, a wręcz w kwietniu mieliśmy do czynienia z załamaniem kursu. Mamy w efekcie sytuację zaskakującą - na rynku TEORETYCZNIE jest coraz więcej pieniędzy papierowych, co TEORETYCZNIE powinno wywołać spadek wartości pieniądza, czyli wzrost ceny kruszców, a mamy sytuację, w której nic nie wskazuje na gwałtowną inflację, a kruszce utrzymują się na stosunkowo niskim poziomi i nie drożeją.
Dlaczego? Jestem przekonany, że wiele osób to wie, albo wyobraża sobie, że wie. Ja tak naprawdę nie wiem. Jedyne, co udaje mi się dowiedzieć w gigantycznym szumie informacyjnym, który mamy dziś w potoku wiadomości gospodarczych, to jakieś skrawki informacji i opinii.
Przytłaczająca większość operacji handlu złotem odbywa się na rynkach za pośrednictwem tzw. "kontraktów" czy "certyfikatów", czyli faktycznie papierów, które "gwarantują", że w danym dniu W PRZYSZŁOŚCI, w zamian za ten papier, jego właściciel będzie mógł otrzymać dostawę fizycznego złota w zapisanej na papierze ilości. Ponieważ dzisiaj giełda, w dużej części, tak naprawdę nie jest miejscem wymiany czegokolwiek REALNEGO, tylko stała się gigantycznym kasynem, papiery wymienialne na złoto nie są faktycznie nigdy na żadne złoto wymieniane, tylko w momencie nadejścia terminu wymiany zamieniane są na kolejne papiery. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że cena, po której są one wymieniane ma jak najbardziej znaczący wpływ na kurs złota, bo ten obliczany jest codziennie tak, jakby te operacje papierowe odbywały sie na prawdziwym złocie. Warto również wiedzieć, że ilość złota, na które opiewają te papiery wielokrotnie przekracza całkowitą ilość kruszcu, który w ogóle znajduje się na Ziemi (podobno jest go ok. 170 000 ton).
Równocześnie z różnych źródeł dochodzą informacje, że z jednej strony kopalnie złota zaczynają robić bokami, bo koszty produkcji są wyższe niż giełdowa cena złota, a z drugiej strony ponoć fizycznego złota zaczyna to tu, to tam brakować. Wiadomo na przykład, że Niemcy zażądały od USA wydania zdeponowanego w FED złota (jakieś 300 ton), ale okazało się, że wydanie tego złota będzie możliwe najwcześniej za 7 lat. I choć wydawałoby się, że jest to jakieś straszliwe dziwactwo, to nie dzieje się w związku z tym NIC. Podobno Chiny skupują całe złoto, które w ogóle jest dostępne na rynku... Ponoć, podobno...
Srebra na świecie jest ok. 17 razy więcej niż złota. W historii świata ten stosunek ilościowy odwzorowywany był zawsze poprzez stosunek wartości - za jedną uncję złota dawano przez tysiące lat ok 15 do 20 uncji srebra i było to dla wszystkich oczywiste. Srebro jest metalem, który poza swoją relatywną rzadkością ma dodatkową cechę, której nie ma złoto. Otóż srebro jest masowo wykorzystywane w przemyśle, i to wykorzystanie jest bezpowrotne, to znaczy nie do odzyskania. Czyli faktycznie srebra ubywa na świecie. Jednak dziś stosunek cen złota do srebra ten jest jak 1 do 65 - za jedną uncję złota trzeba dać 65 uncji srebra. Cena srebra jest tak niska, że przestaje się opłacać jego wydobywanie (skądinąd srebro jest głównie produktem ubocznym przy produkcji złota i miedzi). Dlaczego są takie dziwne ceny? Bo tak!
Z całą pewnością JAKIEŚ wyjaśnienie istnieje. Bardzo prawdopodobne jest, że to wyjaśnienie jest proste jak konstrukcja cepa - odbywa się jakiś gigantyczny przekręt finansowy na skalę całego świata.
Nie wiem.
Wiem jednak, że wartość banknotu 100 zł w moim portfelu istnieje tylko i wyłącznie dlatego, że ja, oraz właściciel sklepu, w którym go wydaję, wierzymy, że to ma jakąś wartość. Bo przecież tak naprawdę jest to zadrukowany kawałek papieru i nic więcej. Takiego papieru można nadrukować dowolną ilość, absolutnie bez żadnych ograniczeń, i na każdym z tych papierków można napisać "100 zł.". I skądinąd tak właśnie się robi, w USA wręcz na "przemysłową" skalę ostatnio w ramach tzw. QE, czyli "quantitative easing", czyli tak naprawdę masowego druku "pustych" dolarów.
Wartość pieniędzy papierowych opiera się tylko na wierze w ich wartość. Wartość złota czy srebra opiera się na wiedzy, że złota i srebra "dodrukować" nie można, że są czymś rzadkim.
Dzieją się dziwne rzeczy - wszystko wskazuje na to, że sytuacja gospodarcza nie jest dobra, giełda nie kwitnie, a jednak nie widać ucieczki kapitała i złoto oraz srebro tanieją. Pieniędzy (dolarów) jest coraz więcej, a jednak nie widać wielkiej inflacji.
Myślę, że to nei zapowiada niczego dobrego. Nie potrafię za bardzo powiedzieć CO się stanie, ale myślę, że COŚ się musi stać. Mamy co najmniej od 2008 roku sytuację niepewną, kryzys wcale nie został zażegnany, w gospodarce wcale nie dzieje się lepiej. A ponieważ dziś światowa gospodarka w swej dużej części zamieniła się w wielkie kasyno, to niewykluczone, że w którymś momencie usłyszymy głośnie
SPRAWDZAM
które wypowie bogini Ekonomia.
I wtedy dobrze jest mieć w ręku jakieś mocne karty. Coś, co ma realną wartość. A mam jakieś takie przeczucie, że to "sprawdzam" może nastąpić niedługo.
Inne tematy w dziale Gospodarka