De gustibus non est disputandum - o gustach się nie dyskutuje, więc i ja nie będę. Powiem o wrażeniach, które są tak wyraźne, i które tak odróżniają mnie od milionów Polaków.
Gdy wprowadzono Stan Wojenny miałem 23 lata. Nie wierzyłem, że w Polsce kiedykolwiek da się normalnie żyć, a okazało się, że mam zakaz pracy we wszystkich wydawnictwach RSW Prasa-Książka-Ruch, czyli że skazano mnie na zdechnięcie z głodu. Do łopaty się nie nadaję, bom inwalida. Nie wierzyłem więc w polepszenie sytuacji, a znałem Francję i francuski, zabrałem się więc i zostałem uchodźcą politycznym w kraju Moliera i Jean Paula Belmondo. Starałem się zachować jak najściślejszy kontakt z Polską, ale oczywiście żyłem tamtejszymi problemami i tamtejszymi sprawami.
Do Polski wróciłem w 1997.
Moja druga, lepsza połowa, wróciła z emigracji parę lat wcześniej, zanim jeszcze została moją drugą, lepsza połową. Ale też spędziła poza Polską właściwie całe lata 80 i pierwsze lata po Okrągłym Stole.
I Jej i mnie wystarczyło tych parę lat poza Polską, by zupełnie inaczej odbierać pewne zjawiska kulturowe. Nawet dziś, po 15-20 latach nadal całkiem inaczej od przeciętnego Polaka odbieramy
SEKSMISJĘ i KING SAJZ.
Oboje mamy dokładnie te same odczucia - Seksmisja, to taka lekka, śmieszna komedyjka, a King Sajz jest po prostu bardzo kiepskim filmem. Obejrzeliśmy go razem i przez całe półtorej godziny nie uśmiechnęliśmy się tak naprawdę ani razu. Poziom gry aktorskiej jest, jak to się ostatnio mówi, PORAŻAJĄCY, szczególnie na początku, gdy aktorzy recytują swoje role z zapałem czwartoklasisty wywołanego do tablicy. Historia raczej się nie trzyma kupy, wątki wyskakują jak królik z kapelusza i nie mają zakończenia. Film jest nudnawy...
Seksmisji razem nie oglądaliśmy, ale oboje widzieliśmy go już dawno, jeszcze jak żyliśmy poza Polską. I oboje najwyraźniej odebraliśmy go podobnie - ot, po prostu taka sobie komedia jakich wiele.
Wiem! Oczywiście wiem, że są to kultowe filmy. Wiem, że Stuhr w King Sajzie ma symbolizować paskudnego ubeka, że w Seksmisji żeńskie oddziały to ma być ZOMO. Wiem, bo się domyśliłem, albo mi podpowiedziano. Ale zapewniam, że kultowość tych filmów jakoś do mnie nie dociera. Ona dociera najwyraźniej tylko do tych, którzy pamiętają tamte czasy i tutaj byli. Tutaj, na miejscu, a nie gdzieś pod innymi szerokościami i długościami geograficznymi.
Postanowiliśmy obejrzeć King Sajz (i jeszcze raz Seksmisję, ale jeszcze tego nie zrobiliśmy) zgodnie z radą naszego wspólnego przyjaciela, który wówczas nie emigrował. Temat w ogóle pojawił się, gdy oglądaliśmy wspólnie jakąś taką komedię, w której bohaterka z 2007 roku cofa się o 25 lat wstecz. Nasz przyjaciel strasznie się zaśmiewał, a my, z moją drugą, lepszą połową popatrywaliśmy się z zakłopotaniem na siebie i nie wiedzieliśmy w czym rzecz. I ten nasz przyjaciel polecił nam KONIECZNIE obejrzeć film o krasnoludkach, Seksmisję, a na dodatek jeszcze Rozmowy Kontrolowane.
Dziś w pracy coś wspomniałem o King Sajzie i usłyszałem, że to "kapitalny film".
Łyso mi jakoś, gdy okazuje się, że odstaję kulturowo od większości Polaków. Okazuje się, że wystarczy tylko parę lat...
Ciekawe, czy młodych, którzy tamtych lat nie pamiętają wcale te filmy bawią?
Inne tematy w dziale Kultura