Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
164
BLOG

O walce o lepsze jutro.

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Polityka Obserwuj notkę 4

Przyzwyczailiśmy się do tego, jak jest. Wiemy, że jest źle, potwierdzamy to nawet opowiadając wciąż na lewo i prawo o wybieraniu "mniejszego zła", ale nikt tak na prawdę nie proponuje żadnych zmian. Prawdopodobnie dlatego, że nie ma żadnych możliwych zmian do wprowadzenia. Jest źle i widocznie tak ma być. co najwyżej możemy walczyć o to, by było lepiej.

System, w którym przyszło nam żyć po PRL to świat ciągłej walki. O zmniejszenie bezrobocia, o poprawę bilansu płatniczego, o lepsze emerytury, o zachowanie przywilejów, o ... O cokolwiek. Walka jest konieczna by rządzący mogli się wykazywać, by byli doceniani, by rządzeni nie interesowali się tym, co nie powinno ich interesować, czyli sprawami naprawdę ważnymi. Tak jak w PRL, gdzie też się walczyło, tylko jakoś hasła tamtej walki były mniej przekonywujące.

Nie widać żadnego końca walki. Gdy była wojna, to chociaż można było powiedzieć "a jak się skończy wojna, to...". Nasza "wojna" jest stanem zwyczajnym, nie ma stanu "po wojnie". Przynajmniej tak się nam to przedstawia. 

Myślę, że to nieprawda.

Potrzebę walki i ogólnie ciągłego działania tworzą w nas media. Mamy wrażenie, że jeśli nie będzie wciąż nowych, ważnych, sensacyjnych tematów, to świat stanie się nudny i nie będzie już sensu żyć. Musi się coś dziać, najlepiej szybko i żeby to były sprawy ważne, rozwiązywane natychmiast. Potrzebna jest akcja. Jak w kinie.

Kino jest doskonałym wskaźnikiem tego, jak zmieniają się nasze oczekiwania od życia, jak inaczej postrzegamy wagę wydarzeń i ich tempo. Pokazuje, w jak coraz mniejszym stopniu jesteśmy w stanie się skupić na jednej sprawie i nieco bardziej niż tylko pobieżnie się nad nią zastanowić.

Oglądam dość dużo filmów, zarówno tych sprzed lat jak i najnowszych. Najnowsze, szczególnie sensacyjne, charakteryzują się zupełnie niebywałą szybkością, z jaką następują po sobie kolejne sceny. To oczywiście wciąga, szczególnie gdy jest dobrze zrobione. Jest to jednak znak czasów, efekt wytworzonej przez media potrzeby wrażeń. A ponieważ jesteśmy przyzwyczajani do coraz większej szybkości, to potrzebujemy jej coraz więcej by reagować.

Fajnym przeżyciem było dla mnie obejrzenie niedawno filmu "Rocky". Widziałem go gdy tylko ukazał się na polskich ekranach w latach 70 XX wieku. Pamiętam ten film jako doskonały, pełen akcji obraz człowieka chcącego osiągnąć sukces. A dziś ten sam film jest zwyczajnie nudny. Nie dzieje się w nim dokładnie nic, a scenariusza, gdyby był kręcony w obecnych czasach, starczyłoby na mniej więcej 15 minut.

W naszym życiu musi się coś dziać. Ciągle i dużo. Bo inaczej jest nudno. W polityce też, a polityk nudny to polityk ryzykujący zniknięcie ze sceny. W polityce musi się wciąż coś dziać, bo inaczej ludzie mogą zacząć myśleć, przypominać sobie, zastanawiać się, zadawać pytania. A na tym tak naprawdę nikomu nie zależy. Szczególnie na przypominaniu sobie.

Wszechogarniające przyspieszenie przekłada się jak najbardziej na sytuację polityczną. Brak możliwości refleksji prowadzi do otwarcia dróg wszelkiego rodzaju oszustom, którzy karmiąc nas opowieściami o tym, jak wciąż z czymś czy o coś walczą odbierają nam szansę na rozliczenie ich z tych walk, analizy kampanii, w której za nasze pieniądze rozprawiano się z czymś, czy dla naszych pieniędzy walczono o coś. Nawet ofiary tych bitew nie mogą służyć swym świadectwem, bo gdy wyliżą się z ran na tyle, by móc opowiedzieć, to już nikogo to nie interesuje. Dla przykładu - czy KOGOKOLWIEK jeszcze interesuje historia sprzedaży stoczni arabskim inwestorom, i to co się dalej z tym wszystkim działo? Czy wiemy, jakie z tej historii zostały wyciągnięte wnioski? Czy porównano obietnice z efektami działań? Oczywiście, że nie, bo w międzyczasie inne niezwykle ważne sprawy zajęły nasze umysły i jesteśmy przekonani, że to one są ważne, a nie to, co było w zeszłym roku.

Piszę o tym, bo natchnął mnie niedawno obejrzany film o latach 50 XX wieku w USA. "Good night and good luck" to historia medialnej walki stacji radiowej z senatorem, a właściwie z pewnym kierunkiem w myśli politycznej w USA tamtych czasów. I zupełnie nie chodzi mi tu o ocenę działań senatora McCarty'ego, nie w tym rzecz.

Zdumiewające było dla mnie to, że ta oparta na faktach opowieść jakby do porządku dziennego przechodziła nad jedną niesamowitą zupełnie sprawą. Otóż działania stacji CBS polegały na nadawaniu przez, o ile pamiętam, 17 tygodni pod rząd JEDNEJ audycji radiowej w tygodniu. Jednej audycji na tydzień. A zmobilizowało to opinię publiczną USA do tego stopnia, że doszło do zmian na najwyższych szczeblach.

Czy ktokolwiek jest dziś w stanie wyobrazić sobie zmobilizowanie opinii publicznej przez 17 tygodni (to są 4 miesiące!) audycjami radiowymi nadawanymi raz w tygodniu? Zmobilizowanie tak, by doprowadziło to do zmian na najwyższych stanowiskach, by cała prasa o tym pisała? Oczywiście nie. Co najwyżej można zmobilizować ludzi, by oglądali przez ten czas "You Can Dance" czy inny "Świat według Kiepskich". My po połowie tego czasu przestaliśmy się już prawie interesować wydarzeniem niebywałym, na skalę stulecia, jakim była katastrofa z 10 kwietnia 2010.

Komuś mogłoby się przez moment wydawać, że w latach 50 ludzie nie mieli takich i tylu problemów co my dzisiaj, więc mieli więcej czasu... To nieprawda jednak! Tamte czasy, to okres potwornego strachu przed grożącą prawdziwą zagładą nuklearną. To czas wojny w Korei która bezpośrednio dotykała setki tysięcy amerykańskich rodzin. Jedyna różnica leży w tym, że wówczas nie mieliśmy wszechobecnej telewizji i był czas na wyciszenie się i refleksję tak jak był i czas na mobilizację.

A dziś mamy tylko ciągłą, coraz szybszą walkę. I nie ma co się zastanawiać nad tym, co przemija. Wnioski muszą pojawić się natychmiast, inaczej tracą znaczenie. I nie ma co się zastanawiać... i nie ma co się zastanawiać...

Trzeba przeć do przodu.

I walczyć.

A celem nie jest żadne zwycięstwo, tylko właśnie walka. Nie będzie "boju ostatniego". Krwawy nie skończy się trud. Będziemy walczyć o to, by móc lepiej walczyć jutro. Nowe cele walki pojawią się z pewnością. Telewizje o to zadbają.

Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka