Gdybym cofnął się w czasie i spotkał się w 1982 roku z Bronisławem Komorowskim, i gdybym opowiedział mu o dzisiejszych czasach, i gdybym doszedł do momentu, w którym zaprasza gen. Jaruzelskiego do wspólnego złożenia kwiatów na grobach polskich oficerów w Katyniu, to, jestem o tym całkowicie przekonany, nie uwierzyłby. Wyśmiałby mnie.
Gdyby mi ktoś powiedział w 1982 roku, że w 2010 roku będę członkiem partii, w której zasiadają takie postacie jak Zbigniew Siemiątkowski, Włodzimierz Czarzasty czy Wit Majewski to bym go wyśmiał. Nie uwierzyłbym.
Na szczęście w moim przypadku miałbym rację. Nie jestem członkiem SLD i nawet do głowy by mi nie przyszło, by nim zostać. Nie wyobrażam sobie nawet sytuacji, w której mógłbym zostać do tego doprowadzony. Sytuacji zwyczajnej, w której miałbym normalny wybór. Nie takiej, w której na przykład grozi mi się likwidacją najbliższych.
Gdyby mi powiedziano w 1982 roku, że w 2010 roku będę jako Marszałek Sejmu i pełniący obowiązki prezydenta RP składał hołd oficerom pomordowanym w Katyniu stojąc obok gen. Jaruzelskiego, to bym nie uwierzył. Wyśmiałbym tego, kto coś takiego wieszczy. Zareagowałbym tak, jak zareagowałby Bronisław Komorowski w analogicznej sytuacji.
Z tego wynika wniosek, że COŚ SIĘ STAŁO.
W przypadku Bronisława Komorowskiego wiadomo nawet ponoć KIEDY się to stało - zaraz na początku III RP. Podobno nagle, z zacietrzewionego przeciwnika Okrągłego Stołu, stał się kimś zupełnie innym innym.
Prawdopodobnie nigdy nie dojdziemy do tego CO się stało. Można dywagować, można przedstawiać różne scenariusze, można się domyślać. Sugeruje się nagłe powiązanie z wojskowymi służbami wywiadowczymi, ale przecież nikt nie wie jak było. Wiadomo jednak, że COŚ musiało być, bo przecież mam wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy nie angażując się w politykę pozostali wierni swoim ideałom i przekonaniom z młodości - choć oczywiście niekoniecznie są nadal tak radykalni jak wtedy.
Co musi się stać, by człowiek zaprzeczył całkowicie zupełnie spójnym i przyzwoitym ideałom młodości? Czy musi się wydarzyć coś przerażającego? Szantaż? Groźby? Przekupstwo? A może po prostu zwyczajnie, gdy wchodzi się do polityki to zatraca się poczucie rzeczywistości? Może po prostu wszystko staje się względne i podporządkowane tylko jednemu celowi? Podstawowemu celowi w polityce - PRZEJĘCIU I UTRZYMANIU WŁADZY?
Potrzeba poczucia władzy jest wielka, nie tylko u polityków. Ludzkimi poczynaniami kierują w ogromnym stopniu pieniądze, seks i potrzeba władzy, przy czym wszystkie te sprawy są ze sobą zazwyczaj powiązane.
Przykład Komorowskiego, który potrafił tak daleko zapomnieć o tym, w co kiedyś wierzył jest, jak sądzę, doskonałą ilustracją dzisiejszej polityki. Smutną ilustracją, która doprowadziła mnie do przekonania, że nie wolno uczestniczyć w tym systemie i wspierać go poprzez wrzucanie kartek do urny. System ten niszczy ludzi właściwie w każdym wymiarze. Tworzy złudne i z gruntu fałszywe przekonanie, że wszyscy są równi, że wszyscy powinni mieć taki sam wpływ na władzę, że wola większości jest dla wszystkich lepsza od woli mniejszości... System ten doprowadza do sytuacji, w której żadna siła polityczna nie jest zainteresowana długoterminowymi działaniami jeśli nie stoją za nimi doraźne korzyści, gdyż liczy się zawsze tylko koniec właśnie trwającej kadencji. System niszczy poczucie praworządności, sprawiedliwości, doprowadza do przekonania, że władza powinna zajmować się wszystkim, a skuteczność tej władzy przedstawia się liczbą wprowadzonych nowych praw, tak jakby dotychczasowe były złe.
Ale system ten, i to jest najważniejsze, potrafi przenicować przyzwoitych ludzi. Zrobić z nich to, co zrobił z bardzo porządnym kiedyś (podobno) Bronisławem Komorowskim. Dowodem na paskudztwo, jakim jest ten system niech będzie fakt, że Zbigniew Siemiątkowski, Włodzimierz Czarzasty czy inny Wit Majewski od 30 z okładem lat nie musieli przechodzić żadnych przemian... Są tymi, kim byli wówczas, gdy służyli bezpośrednio PRLowskiemu aparatowi opresji.
Przykład Komorowskiego jest bardzo wyraźny, doskonale obrazuje te dziwne przemiany, które zachodzą u wielu ludzi będących u władzy. Jestem przekonany, że nikt, kto władzy zasmakował nie jest w stanie całkowicie oprzeć się destrukcyjnej sile, jaka się wiąże z udziałem w jej strukturach. Przykładem niech będzie Marek Jurek, którego bardzo cenię za wyjątkową (w porównaniu z innymi) siłę w zachowaniu swoich przekonań, ale który nie oparł się obrzydliwej pokusie zrobienia sobie reklamy udając się na tereny zalane powodzią by znaleźć dodatkowe procenty głosujących.
System przenicowuje. Każdego.
Inne tematy w dziale Polityka