Całkowicie nieupoważniony przez nikogo, zupełnie samodzielnie i bez żadnych nacisków wypowiem się w imieniu rzeszy Polaków, którzy do wyborów nie pójdą.
Te 35%, o których mowa w tytule, a które mogą się okazać łatwym proroctwem, to tylko taki chwyt. Wypowiem się zapewne wyłącznie w imieniu swoim własnym oraz zapewne bardzo niewielkiej grupy ludzi, którzy myślą nieco inaczej niż nakazują im media i przyzwyczajenie. Ale fajnie to wygląda w tytule i w pierwszym akapicie, więc niech tak będzie.
Trudno nie być pod wrażeniem zdarzeń z ostatnich tygodni. Trudno nie mieć uczucia, że dzieją się rzeczy ważne, które mogą mieć duże znaczenie. Tyle, że gdy się dobrze zastanowić, to poza straszną katastrofą pod Smoleńskiem, która faktycznie była zdarzeniem na skalę stulecia, nie dzieje się tak naprawdę nic szczególnego dla Polski. A i straszna katastrofa tak naprawdę jest zdarzeniem na miarę czegoś pomiędzy zabójstwem Gabriela Narutowicza i Przewrotem Majowym, przy czym bliżej jej w swej wadze do tego pierwszego. O zabójstwie Narutowicza oczywiście pamiętamy do dziś, jeszcze prawie sto lat później, ale tak naprawdę nie miało ono specjalnego wpływu na sytuację Polski tamtych czasów. Podobnie będzie zapewne z katastrofą smoleńską, przy całym szacunku dla jej ofiar.
Polska jest jak pociąg na torach, z których nie ma jak zjechać. Toczy się w przyszłość tam, gdzie ją wiodą nie mając wielkiego wpływu na kierunek, który jest wyznaczany przez budowniczych całej magistrali. Od czasu do czasu przemykamy koło jakiegoś rozjazdu i okazuje się, że być może trzeba było pojechać inną trasą, tylko zwrotnicowego akurat zabrakło, więc potoczyliśmy się dalej tak, jak akurat prowadziły nas tory.
Dziś jesteśmy w sytuacji, w której nagle z naszego jadącego pociągu na tory wypadł jego kierownik i trzeba natychmiast wybrać nowego. Oczywiście w wyborach powszechnych przeprowadzonych pośród wszystkich pasażerów. No i zaczyna się walka o to, który z dotychczasowych konduktorów będzie lepszym kierownikiem składu.
Nie wiadomo na czym ma polegać ta "lepszość".
Kierownik pociągu nie ma tak naprawdę żadnego wpływu na to, którędy jedzie pociąg, skądinąd żaden z kandydujących kontrolerów nie pozostawia cienia wątpliwości - kierunek, w którym jedzie pociąg, jakikolwiek jest, jest DOBRY.
Kierownik pociągu nie ma żadnego wpływu na to, w jakich warunkach podróżują pasażerowie, bo tym i tak zajmują się ekipy kontrolerów i obsługa, a także standardy narzucone przez kierownictwo linii kolejowej, na które ani kontrolerzy ani kierownik pociągu nie mają żadnego wpływu. I nawet nie próbują mieć.
Kierownik pociągu nie wie tak naprawdę DOKĄD jedziemy, bo tego, na tej linii kolejowej, nie wie tak naprawdę nikt. I wygląda na to, że nikogo z kierownictwa pociągu ani z kierownictwa linii specjalnie to nie interesuje. Ważne, żeby jechać, a gdyby odpadały jakieś koła, czy coś się psuło, to się załata i naprawi. Albo przynajmniej poprawi. W biegu.
Więc PO CO w ogóle nam kierownik pociągu? Jaką mamy korzyść z jego obecności?
Wiadomo, że MUSI BYĆ. Taki jest regulamin. Ktoś musi zajmować przedział numer 1, w którym jest piękna lampa pod sufitem. Niektórym wydaje się, że dobry kierownik pociągu może spowodować, że ekipy kontrolerów, które od zawsze dają się we znaki pasażerom będą mniej uciążliwe. Zapominają jednak, że koniec końców kierownika pociągu pasażerowie wybierają spośród obecnych bądź byłych kontrolerów i nie ma żadnego powodu dla którego były, czy obecny kontroler miałby, jako kierownik pociągu, zmieniać cokolwiek w utartym mechanizmie pracy ekip kolejarskich.
Zastanówmy się więc - PO CO brać w tym udział? Co to zmieni?
Doświadczenie ostatnich dwudziestu lat pokazuje nam, że pociąg jedzie wciąż w tym samym kierunku bez względu na to, która ekipa kontrolerów siedzi w przedziale numer 1. Nie ma żadnego kontrolera, który proponowałby, by spróbować na następnym rozjeździe przesunąć zwrotnicę i pojechać innym torem. Dodatkowo ekipy kolejarskie przejęły cały radiowęzeł w pociągu, więc nawet gdyby ktoś taki się znalazł, to nie ma żadnych szans na dotarcie do umysłów pasażerów.
- Przecież to oszołom - usłyszelibyśmy w głośniku w każdym przedziale - chce zrzucić nasz pociąg z torów! Przecież to byłaby katastrofa! Pociąg może tylko po torach jechać!
Słyszelibyśmy to również w czasie mijania rozjazdów, na których nie mamy nikogo, kto mógłby przestawić zwrotnicę.
Wiem. Smutna to wizja. Ale smutna jest historia Polski będącej od od 300 lat przedmiotem w rękach silnych tego świata. Przedmiotem. Warto to podkreślić. Nasze wyobrażenia o podmiotowości Polski na arenie światowej zostały krwawo zweryfikowane we wrześniu 1939.
Nie głosuję, bo to nie ma sensu. Nie zagłosuję i w tych wyborach, chociaż były momenty, że mnie korciło. Ale to zupełnie niczemu nie służy, a branie udziału w przedsięwzięciach polegających na oszukiwaniu ludzi, jakim są wybory, jest dla mnie nie do przyjęcia. Dlaczego oszukiwaniu? Ano dlatego, że wmawia się, że głosując dokonują jakiegoś prawdziwego wyboru, a tak naprawdę wybierają kierownika jadącego pociągu, który nie ma nawet dostępu do lokomotywy i do hamulca bezpieczeństwa.
Tak. Wkurza mnie, gdy widzę jak moja ojczyzna jest traktowana przez przedstawicieli ościennych i nie tylko ościennych państw. Byle jak jest traktowana. Tak, wkurza mnie okropnie, gdy widzę, jak ludzie będący u władzy z takim oślizgłym serwilizmem płaszczą się przed naszymi sąsiadami.
Problem w tym, że wybór nowego prezydenta dokładnie niczego nie zmieni. Żaden z kandydatów nie ma żadnego projektu dla Polski. Nie ma dokładnie niczego nowego w ich pomysłach i nie ma żadnych narzędzi, ani żadnej woli, by cokolwiek zmieniać. Skądinąd tak naprawdę nie ma nawet żadnych pomysłów, bo już dawno one nikogo nie interesują. Zapewne też dlatego, że ciążą nad nami 3 wieki katastrofy narodowej, która skutecznie doprowadziła do wysterylizowania umysłów polityków.
Nie uważam, że lepiej dokonać byle jakiego wyboru, niż nie dokonać żadnego. Nienawidzę bylejakości.
Inne tematy w dziale Polityka